poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział szósty

    Pióro, które trzymała w dłoni Hermiona, trzęsło się i pozostawiało wielkie kleksy na pergaminie. Po tym, jak Draco wyszedł ze szpitala, brunetka przypomniała sobie o liście od Pansy. Postanowiła odpisać na jej prośbę o spotkanie, jednak nie mogła napisać, ani jednej litery. Jej ciało co chwilę przechodził nieprzyjemny dreszcz. Andrew znajdował się w gabinecie Ginny, razem z rudowłosą kobietą. Harry siedział razem z Hermioną w opustoszałym bufecie, przy świecach, chcąc dodać jej otuchy, czego, jak do tej pory, nie potrafił zrobić. Patrzył ze zmartwieniem na przyjaciółkę, która od dwudziestu minut nie napisała nic, oprócz Droga Pansy. 
-Napisz jej, że się zgadzasz na spotkanie i wskaż termin. - odezwał się, wstając z krzesła.
-To nie może być byle jaka odpowiedź. - znowu zamoczyła pióro w kałamarzu. -Chcę wyjaśnień, więc muszę w uprzejmy sposób dać jej to do zrozumienia.
-Co właściwie było w tym liście? Nic nam o nim nie mówiłaś. –Hermiona spojrzała w stronę przyjaciela i poczuła żal. Wiedziała, że Ginny i Harry chcą pomóc jej w jak najlepszy sposób.
-Po co miałabym obarczać was takimi błahostkami?
-List od Pansy Parkinson nie jest błahostką, Herm. Nie widzieliśmy się z nią od ponad czterech lat, a ona do ciebie pisze, jakbyście codziennie rozmawiały, do tego, wspominając o Malfoyach.
-Rozumiem, że możesz czuć się urażony. –mężczyzna przewrócił oczami.
-Nie tyle urażony, co zaniedbany. Chcę ci pomóc, a teraz ta pomoc przyda ci się bardziej, niż kiedykolwiek. –brunetka lekko się uśmiechnęła, patrząc głęboko w zielone oczy przyjaciela.
-Cieszę się, że przynajmniej ty zostałeś, gdy dowiedziałeś się o Andrew.
-Jak mógłbym opuścić dziewczynę, która pomagała mi w zadaniach domowych z eliksirów? –zaśmiał się i przysunąwszy się bliżej, pocałował Hermionę w policzek. Ta zaś się zarumieniła, co nie zdarzało jej się często, gdy Harry całował ją na powitanie, sama przecież tak się z nim żegnała.
-Powiem ci szczerze, iż do dnia dzisiejszego, wiadomość od Pansy nie zaprzątała moich myśli.
-Daj mi to. –wyjął pióro z jej dłoni. –Pomogę ci, a później damy list do wglądu Ginny, dobra? –Hermiona kiwnęła głową i po raz kolejny posłała Harry’emu ciepły uśmiech.

     Następnego dnia, Hermiona razem z Andrew udała się do przytulnej kawiarni, niedaleko ich miejsca zamieszkania. To tam właśnie, postanowiła spotkać się z Pansy, która za pięć minut powinna pojawić się w drzwiach pomieszczenia. Usadowili się w kącie, tak, by nikt ich nie usłyszał.
    Podziękowała za kawę i sok dla Andrew,  szybko powracając do wpatrywania się w drzwi wejściowe.
-Kto jesce psyjdzie, mamo? Cocia Ginny i wujek Haly? –odezwał się blondynek i napił się swojego ulubionego napoju.
-Nie, kochanie. Moja koleżanka ze szkoły. Muszę z nią porozmawiać. –uśmiechnęła się do niego i pogłaskała go po główce.
-A jest mila? Bo jeżeli nie jest mila, ja nie będę z nią lozmawiać. –założył ręce na piersi, czym sprawił, że śmiech Hermiony uniósł się po całej kawiarni.
-Jest miła. –znowu go pogłaskała i w tym samym momencie do pomieszczenia weszła czarnowłosa kobieta. Przez kilka sekund rozglądałą się po stolikach i zauważywszy Hermionę, pomachała do niej, uśmiechając się przyjaźnie.
-Hermiona. Jak miło cię widzieć. –przywitała się i usiadła naprzeciwko niej i Andrew.
-Ciebie też miło znowu widzieć, Pansy. –posłała jej delikatny uśmiech.
-A któż to taki? –Pansy spojrzała z zaciekawieniem na Andrew, który wpatrywał się w nią z założonymi rączkami na małej piersi.
-To jest Andrew, Pansy. –czarnowłosa wyciągnęła do blonydnka rękę.
-Witaj, Andrew. Nazywam się Pansy i jestem koleżanką twojej mamy ze szkoły.
-Z Hogwaltu? –zapytał i podał jej powoli swoją małą rączkę.
-Tak, z Hogwartu. –uśmiechnęła się szeroko. Niebieskie oczy Andrew rozszerzyły się, ukazując w nich iskierki radości. –Wiesz, Miona. Nie chcę zaczynać naszej rozmowy od poruszenia tego nazwiska, ale ten chłopczyk kogoś mi przypomina. –przekręciła lekko głowę w lewą stronę i po kilku sekundach otworzyła szeroko oczy.
-Masz na myśli kogoś konkretnego? –chociaż wiedziała o kim pomyślała Pansy, postanowiła przyśpieszyć ten temat.
-Dracona Malfoya. –pokręciła energicznie głową. –Ale to przecież nie możliwe. Ostatnio widziałaś się z nim na siódmym roku w Hogwarcie.
-Andrew to mój syn, Pansy. –Hermiona znowu lekko się uśmiechnęła, dając do zrozumienia Pansy, że ta sprawa wcale nie jest niemożliwa.
-Ten chłopiec to jego… - ściszyła głos.– syn?
-Tak… -Hermiona westchnęła i spojrzała na Andrew, który z bardzo zaciętą miną próbował włożyć słomkę do szklanki z sokiem.
-Czy on o tym wie? –Pansy też spojrzała na Andrew.
-Nie, ale Draco dowiedział się wczoraj. –znowu westchnęła i założyła za ucho kosmyk włosów, który spadł jej na twarz. –Nie powinnam mu o tym mówić, ale Andrew się czymś zatruł i Ginny wezwała go do gabinetu, by sprawdził, czy to aby nie jakiś urok, co było niedorzeczne… No i nastała taka sytuacja, iż nie miałam innego wyjścia. –Pansy pokiwała głową.
-Nie spodziewałam się. –powiedziała po chwili ciszy, którą przerywała cicha jazzowa muzyka, grająca z głośników. –Pewnie nawet ty się tego nie spodziewałaś. –Hermiona kiwnęła głową. –Sama go wychowujesz?
-Z pomocą Ginny i Harry’ego. Czasami zaprowadzam go do moich rodziców. Nie jest łatwo, ale staram się, jak mogę, by dać mu dom i wspaniałe dzieciństwo.
-Od samego początku Bitwy o Hogwart zdałam sobie sprawę, że jesteś jedną z najdzielniejszych osób na tym świecie, a teraźniejsza sytuacja utwierdza mnie w fakcie, iż nigdy się w tej sprawie nie myliłam. Jesteś naprawdę dzielną kobietą, Hermiono Granger. Nie wiem, czy ja sama dałabym radę wychować takiego brzdąca.
-Dziękuję, Pansy. Takie słowa wiele dla mnie znaczą. –obydwie kobiety uśmiechnęły się i spojrzały na Andrew.
-Chcę jesce pić. –podsunął Hermionie szklankę i po chwili kaszlnął.
-Czekaj, dam ci eliksir, dobrze? –chłopiec kiwnął głową i napił się lekarstwa. –Przez ten tydzień muszę dawać mu ten lek, by nic się nie rozprzestrzeniło. Ginny powiedziała, że to nic, co mogłoby zagrażać życiu, ale najlepiej mieć się na baczności. –Pansy kiwnęła głową i puściła Andrew oko, gdy się na nią spojrzał.
-Może… porozmawiajmy o moim liście, dobrze? –zapytała, gdy Hermiona włożyła flakonik do torebki.
-Oczywiście. Masz mi wiele do wyjaśnienia. –brunetka założyła ręce na piersi, tak samo, jak jej syn wcześniej i zadarła głowę, pokazując, że nie chce owijania w bawełnę.
-Może zacznę od początku. –widząc, że Hermiona nie ruszyła się nawet o cal, zaczęła kontynuować. –Po skończeniu Hogwartu wyjechałam do moich rodziców, którzy zamieszkali we Włoszech. Nie wiedziałam, jak ci pomóc, gdy Draco postąpił jak ostatni idiota, dlatego zwyczajnie w świecie uciekłam. Tak, jak on. –Hermiona zmrużyła oczy, ukrywając emocje, które zaczęły nią targać. – Nigdy nie byłyśmy w najlepszych stosunkach, każdy o tym wiedział, ale kiedy ty i Draco powiedzieliście, że jesteście razem, zaakceptowałam to bez żadnych problemów, ponieważ Draco był jedną z najbliższych mi osób. Jeżeli mam być szczera, nie sądziłam, że wam się uda. Myślałam, że to przez tą całą wojnę potrzebowaliście oboje bliskości, dlatego tak się do siebie zbliżyliście. Proszę, nie miej mi tego za złe, ale sama też zdawałaś sobie sprawę, że dwa, od wieków zwaśnione domy Hogwartu, nie zawrą sojuszu, tak od razu. –Hermiona pokiwała powoli głową. –W sierpniu przyjechał do mnie Draco razem z Theodorem i Blaisem, ale z nienajlepszą nowiną. –urwała, widząc, jak Andrew bawił się zabawkowym samochodzikiem.
-To taka mugolska zabawka. –Hermiona machnęła ręką. –Możesz kontynuować.
-Cóż… rodzice Draco postanowili poszukać mu narzeczonej, co go zirytowało, bo dopiero co się z kimś rozstał. –skrzywiła się. –Miał dopiero dziewiętnaście lat, na co jego zdaniem, jak i moim, Blaise’a i Theo, był za młody, ale co miał do dyskutowania. Po tej wizycie kontaktowaliśmy się pisemnie, ale to nie była taka normalna konwersacja, jak w Hogwarcie. Draco ciągle mi marudził o tym, że chce wyjechać za granicę, by się uwolnić od planów na przyszłość, które jego ojciec cały czas mu przedstawiał. Blaise i Theodore chcieli wiedzieć, co mogą zrobić, by Draco nie brał ślubu z kobietą, której nie kocha. I tak dalej. Irytowało mnie to, ale też smuciło, bo wiem z kim naprawdę był szczęśliwy… -spojrzała znacząco na Hermionę, która odwróciła szybko wzrok. –Dopóki tego nie spaprał, oczywiście. Nasze korespondowanie skończyło się szybciej, niż zdołałam sobie zdać z tego sprawę. –westchnęła. –Dwa lata temu dowiedziałam się o tym, że Malfoy się zaręczył… -Hermionę przeszedł dziwny dreszcz. Nie strachu, czy zdenerwowania. To było uczucie, którego nie czuła od bardzo dawna… uczucie zazdrości. –To ty nic nie wiesz? –zapytała Pansy, widząc szok wymalowany na twarzy brunetki. –Napisałam do ciebie list, ponieważ myślałam, że dostaniesz coś od Malfoyów…
-Nic nie dostałam. –odpowiedziała lekko zachrypniętym głosem. –Niby z jakiej racji? O naszym, pożal się boże związku, dowiedziała się tylko matka Draco. Nawet nie wiem, jakim cudem…
-Chodzi o to, że… -Pansy zastanawiała się, czy aby na pewno powiedzieć Hermionie o tym, że blondyn i jego narzeczona wysłali już zaproszenia na ślub. Spojrzała na brunetkę, która patrzyła się na nią z oburzeniem, szokiem i.. smutkiem. –chcę wiedzieć, czy gdybyś dostała zaproszenie na ich ślub… czy byś je przyjęła? –Hermiona wciągnęła powoli powietrze.
-Nie wiem. –odpowiedziała, równo wydychając powietrze. –Dowiedział się o Andrew za szybko. I to co usłyszałam z jego ust, nie polepszyło mojej sytuacji.
-Pewnie był w szoku. Kto by nie był? –Pansy uśmiechnęła się delikatnie, czym nie polepszyła nastroju Hermiony.
-Jasne, że był w szoku. Rozumiem to, ale jego słowa ugodziły mnie w serce, tak mocno, że aż sama nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam, że już nigdy nie będę miała tej przyjemości go spotkać i usłyszeć z jego ust cokolwiek na mój temat.
-Obydwoje, chociaż możesz w to nie wierzyć, macie teraz ciężko. Słuchaj. –Pansy położyła swoją dłoń na dłoni Hermiony. –On myślał, że, gdy pozna lepiej Astorię, to się w niej zakocha i będzie miał prawdziwą rodzinę. Jak na razie żadne uczucie, oprócz irytacji, nim nie zawładnęło. –brunetka wywróciła oczami.
-Skąd to możesz wiedzieć? Przecież nie utrzymujecie kontaktów. –Pansy odsunęła swoją dłoń i ułożyła obydwie ręce na kolanach. W jej oczach zagościł smutek i złość.
-No tak, skąd mogę to wiedzieć. –mruknęła, patrząc na lekko skruszoną Hermionę. –Od czasu, gdy dostałam zaproszenie na ślub Draco, zaczęłam znowu pisać z Theodorem, który mnie przeprosił i nawet wspomniał o jego spotkaniu z tobą. –podniosła prawą brew.
-Pansy, ja przepraszam. –Hermiona spojrzała głęboko w oczy czarnowłosej, która nadal utrzymywała zraniony i arystokratyczny wyraz twarzy. –Od wczorajszego wieczoru nie mogę przestać być uszczypliwa. –spuściła wzrok.
-Właśnie widzę. –zaśmiała się cicho. –To trudne, gdy przyjaciele tak nagle urywają z tobą kontakt.
-Wiem coś o tym… -Hermiona pomyślała o Ronie, który nie zaakceptował tego, że Andrew jest synem Draco. Prawie w ogóle się nie widują.
-Mam nadzieję, że twój gryfoński temperament się znowu nie obudzi, gdy będę chciała ci pomóc. –Pansy się zaśmiała. Hermiona odwzajemniła uśmiech czarnowłosej.

    Draco gwałtownie wstał i od razu tego pożałował. Skronie pulsowały mu niemiłosiernie, a potylica bolała go tak, jakby dostał w to miejsce młotkiem przynajmniej ze trzy razy. Powoli ułożył się z powrotem na kanapę, na której prawdopodobnie wczoraj usnął. Spojrzał na sufit i przymknął oczy, próbując przypomnieć sobie co zrobił, gdy biegiem, NIE, arystokraci nie biegają, szybkim chodem wydostał się ze szpitala św. Munga. Przed oczami mignęły mu drzwi mieszkania Blaise’a i czarnoskóry przyjaciel, nalewający mu jego ulubionej Ognistej Whiskey. Chyba się upił…
-Jak tam królewiczu? Wstałeś już? –usłyszał zbyt głośny dźwięk głosu Blaise’a.
-Tak jakby. –odpowiedział zachrypniętym głosem. –Chyba miałem koszmar.
-Nie, to prawda. Upiłeś się MOJĄ Whiskey w MOIM domu. –Draco zauważył przez lekko uchylone powieki, jak Blaise z oburzoną miną siada na fotelu obok.
-Odkupię ci, ty sknero. –machnął ręką i położył dłoń na czole.
-Nie wiedziałem, że zareagujesz tak na widok Hermiony, mój drogi. –Blaise podniósł prawą brew, wpatrując się wyczekująco w blondyna. –Nie mogłeś uwierzyć, że tak wyładniała?
-Nie.. to z innego powodu. –podniósł się do pozycji siedzącej. Blaise nadal się mu przyglądał, chcąc, najprawdopodobniej, wypalić dziurę w jego twarzy.  –Nie powiedziałem ci, dlaczego do ciebie przyszedłem?
-Nie. Po prostu wszedłeś i powiedziałeś, że chcesz się upić, bo inaczej rozniesiesz swoje mieszkanie. –tym razem Draco podniósł lewą brew.
-Prawdę mówiąc… mógłbym to zrobić nawet dzisiaj… -nie zdziwił się, że nie chciał nic mówić Blaisowi, ale wzrok czarnoskórego mężczyzny zaczął go tak irytować, że jedyne co mógł zrobić, to wyjawić mu dotychczas ukrywany, jeden z największych sekretów jego życia. Nie.. to nie był jego sekret. To był sekret jego byłej dziewczyny. Matki jego syna… dziedzica Malfoyów.
-Znowu Astoria coś wymyśliła? Ahh, daj sobie z tym spokój i udawaj, że jej nie słyszysz. Tak w ogóle, to od tych waszych wspaniałych zaręczyn zaczęła się nieźle puszyć. Przedtem była naprawdę miłą, normalną dziewczyną, która chciała się do ciebie zbliżyć. –jeżeli chodziło o Astorię, Blaise mógłby gadać godzinami. Nie. Nie dlatego, że panna Greengrass mu się podobała. Dlatego, że może bez żadnych przeszkód wytykać jej błędy, a Draco nic mu nie zrobi. Do czasu…
-To nie ona. I tak pewnie jest wściekła za to, że zostałem w Mungu, zamiast iść na kolację z moimi rodzicami. –westchnął i przejechał dłonią po twarzy. –Masz może eliksir na kaca? Głowa mi zaraz pęknie. –Blaise przywołał fiolkę i podał blondynowi, który wypił ją jednym haustem.  –Dowiedziałem się pewnej bardzo ciekawej rzeczy, gdy panna Ginevra Weasley poprosiła mnie o pomoc w zbadaniu jej chrześniaka.
-No tak, o niej mi jeszcze mówiłeś, ale później się zamknąłeś, gdy zapytałem o tego chłopca.
-Tylko, weź tego nie rozpowszechniaj, dobra? –Draco ufał Blaisowi, jak nikomu innemu, ale mężczyzna lubił poplotkować, dlatego chciał się upewnić, że czarnoskóry nikomu o małym blondynie nie powie.
-Jasne. Przecież wiesz, że możesz mi ufać. –uważnie przyjrzał się Draco, który przybrał poważny wyraz twarzy. –To coś ważnego, nie mylę się?
-Ten chłopiec, to syn Hermiony Granger. Ma cztery lata i… -przełknął ślinę, chcąc pozbyć się wielkiej guli ciążącej w jego gardle. –Jest moim synem. –oczy Blaise’a przybrały niewiarygodnie wielką postać, a jego ciało wbiło się w oparcie fotela.
-Jak? Kiedy? Gdzie? Dlaczego? –wyrzucił na jednym wdechu, nadal przyciskając ciało do skórzanego siedzenia. –Jakim cudem?
-Ja też doznałem szoku… Gdy zobaczyłem tego chłopca, coś we mnie się poruszyło. Jest tak bardzo do mnie podobny, że, gdybym  postawił obok niego moje zdjęcie z wczesnego dzieciństwa, nie zauważyłbyś żadnej różnicy. –Draco mówił powoli. Tak, jakby nie chciał dopuścić do siebie myśli, że gdzieś niedaleko znajduje się jego syn. Jego syn, jakie to niedorzeczne.
-To jest pewne? Na sto procent? –czarnoskóry ciągle był wbity w oparcie fotela. Aż poczuł, że jego białą koszulę lekko poplamił pot.
-Nawet na dwieście. Granger miała przestraszony wyraz twarzy. Starała się udawać, że jest dzielna i że powie mi prawdę z godnością, ale widziałem w jej oczach strach. Za dobrze ją znam. –opadł bezwładnie na kanapę, znowu przejeżdżając dłonią po twarzy. –Oczywiście, moglibyśmy iść zrobić jakieś badania, ale nie wiem, czy będę miał siłę znowu się z nią zobaczyć. Nikt z mojej rodziny nie może się dowiedzieć, że mam syna.
-Byłaby taka sama awantura, kiedy Narcyzie wymsknęło się o tobie i Hermionie. –powiedział Blaise, czytając w myślach blondyna.
-Byłoby jeszcze gorzej. Wtedy matka wiedziała, że to nie wyjdzie. Miała takie samo zdanie o tym związku, co Pansy. A teraz byłaby katastrofa. Nawet matka nie zniosłaby tego, że kolejny dziedzic Malfoyów jest półkrwi.
-A może to jednak jakieś wyjście? –Blaise odkleił się od skórzanego oparcia i pochylił się bardziej do przodu.
-Co masz na myśli? –Draco spojrzał z ciekawością na czarnoskórego, który nad czymś się zastanawiał.
-Może wtedy będziesz miał szansę na zerwanie zaręczyn z Astorią? Wiesz… masz syna i..
-To nic nie zmieni, Blaise! Mam syna, który jest półkrwi. PÓŁKRWI, rozumiesz? To byłby jeden z powodów, dla którego ślub z Astorią musiałby się odbyć. Rodzice mieliby wtedy stuprocentową pewność, że będą mieć potomka czystej krwi… -warknął, zdając sobie sprawę, że to zaczyna go jeszcze bardziej denerwować, niż wcześniej.
-Ale, czy tobie to robi różnice? Czy dla ciebie ktoś, kto jest czystej krwi jest lepszy od innych? –Draco nie musiał się zastanawiać. Wiedział co miał na myśli jego przyjaciel i jaką on sam ma opinię na temat czystości krwi.
-Nie, nie robi mi różnicy, Blaise. Wiesz kiedy zmieniłem zdanie… -na tym zakończyli temat, do którego, jak Draco zdawał sobie sprawę, zapewne wrócą.

    Hermiona spojrzała na zegar, wiszący na czekoladowej ścianie kawiarni. Wybiła właśnie dwunasta, co znaczyło, że jej spotkanie z Pansy dobiegało końca.
-Cieszę się, że mi odpisałaś. –powiedziała czarnowłosa, zakładając na siebie czerwony płaszcz.
-Musiałam się dowiedzieć paru rzeczy. –Pansy kiwnęła głową na znak, że rozumie. Hermiona wstała i ubrała Andrew kurtkę i czapkę.
-Nie jesteś zła? –Hermiona zwróciła swój wzrok z syna na kobietę.
-Chodzi ci o zaproszenie na ślub Draco? –zapytała i zaśmiała się. –Nie, nie jestem wcale zdziwiona, że mnie nie zaprosili. Już ci opisałam zachowanie Malfoya, gdy powiedziałam mu o tym, że Andrew to jego syn. –zapięła ostatnie dwa guziki swojego szarego płaszcza.
-Po prostu nie chcę, byś się przejmowała tym, czym nie warto. –przytuliła ją, co Hermiona z wdzięcznością odwzajemniła.
-Nie mam zamiaru. –uśmiechnęła się, próbując dać do zrozumienia, że Draco Malfoy jest czymś, czym nie warto się przejmować. Wyszły z kawiarni i udały się w stronę parku.
-Do widzenia, Andrew. –Pansy pożegnała się z chłopcem, ściskając jego małą dłoń. Blondynek uprzejmie jej odpowiedział, ale patrzał na nią, nie do końca przekonany, czy polubi tę panią. Pansy lekko się uśmiechnęła, widząc jego zaciętą minę.
 -Do zobaczenia wkrótce?  -ostatni raz tego dnia spojrzała na Hermionę.
-Do zobaczenia. –przez chwilę przyglądała się na znikającą za zakrętem kobietę, po czym złapała Andrew za rękę i udali się razem do ciepłego domu.

To jest, jak na razie, najdłuższy rozdział. Zajął mi 8 stron! Tak przynajmniej pokazał mi Microsoft Word ;) Pewnie i tak nie pobiję tak dużej ilości stron, jaką zdołała napisać Icamna z opowiadania Dramione Story (SERDECZNIE ZAPRASZAM TYCH, KTÓRZY NIE CZYTALI!!!) A wynik stron w rozdziale wyniósł 67! *.* Już teraz jestem w trakcie pisania rozdziału siódmego, więc pojawi się na 100% w piątek. Obiecuję i słowa dotrzymam. Zawsze się spóźniam z opublikowaniem notki, ale teraz z ręką na sercu oznajmiam, iż rozdział numer siedem pojawi się w piątek, 25 października :) 
Bardzo dziękuję † ραткαzα ♪ za listę blogów o Drarry :) Gdyby ktoś z was znał jakieś fajne historie o Harrym i Hermionie, byłabym wdzięczna, gdybyście zostawili linki w komentarzach :)
Dziękuję też Lanie za zabetowanie rozdziału! <3
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Nawet, gdy nic takiego się w nim nie dzieje...

12 komentarzy:

  1. CUDO *_* Nie każdy rozdział musi mieć wartką akcję :D Świetnie opisałaś reakcję Blaise'a. Mam nadzieję, że Draco się wreszcie ogarnie.
    Pisz szybko kolejny rozdział ;)
    Weny, weny i jeszcze raz weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja poproszę dedykacje na 25.xd to moje imieniny.xd :D A rodział świetny!!!! :D Ile planujesz ich jeszcze? Jestem cholernie ciekawa jak zakończy sie ta historia :D

    OdpowiedzUsuń
  3. omg omg omg omg!
    Też kochasz Dramione-story? :D :D :D <3 <3 <3

    Nie, ale przejdźmy do rozdziału.
    Otóż - bardzo mi się podoba.
    Wow, moja elokwencja.
    Nie, no postaram się bardziej, bo to tak nie wypada krótko komentować, c'nie? Tym bardziej, że pod poprzednim postem zawaliłam i nie skomentowałam, choć czytałam.
    Kajam się i zwijam w poczuciu winy.
    Ej, ale serio. Przejdę do rozdziału.
    Draco jest trochę za bardzo przerażony! To Hermiona się bała, te 4 lata temu... A nie on teraz. Choć oczywiście rozumiem jego wzburzenie. W końcu Adrew jest PÓŁKRWI.
    Dobra, kłamię. Nie rozumiem co w tym złego, no ale ja też jestem półkrwi (teoretycznie - tata czytał wszystkie części, mama żadnej), także mną się nie przejmować, mogę być stronnicza. Czarodzieje półkrwi są ekstra!
    czyżby Pansy... zaprzyjaźniła się z Hermioną? :o Wow, to by poprzestawiało parę galaktyk, ale niech się dzieje. Niech się przyjaźnią i sobie pomagają.
    Niech Draco nie wychodzi za Astorię, Blaise pomoże mu się ogarnąć, a Hermiona wybaczy (to tak wybiegając w przyszłość - no wiesz, jak już się Smok ogarnie)
    Ej, przydługo. Nie gniewaj się.
    I w ogóle jakiś taki chaotyczny ten komentarz :o Rany boskie, mam nadzieję, że moje rozdziały tak nie wyglądają!
    Lumossy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bosz, po opublikowaniu wygląda to jeszcze gorzej niż przed.
      Pobiłam swój własny rekord długości.

      Usuń
  4. Rozdział strasznie mi się spodobał *.*
    Bredzisz jeśli twierdzisz, że ni takiego się w nim nie dzieję :P
    Właśnie, że tak, w końcu Pansy i Blaise dowiedzieli się o Andrew i w ogóle... Już sobie wyobrażam minę Blaise'a na wieść, że Draco ma syna z Herm :D
    Jak dla mnie byłby to szok totalny ;)

    Rozmowa Pansy z Mioną była bardzo przyjemna, szczególnie opowieść Pansy. Dość się z niej dowiedzieliśmy, z czego bardzo się cieszę. :)
    No i Draco...
    Szczerze powiedziawszy nie zdziwiło mnie to, że poszedł prosto do kumpla, by narąbać się trzy po trzy :P Nie jeden facet by tak postąpił... Tak przynajmniej podejrzewam ja :D
    No ale wracając do tematu tabu to... z jednej strony mi jest nawet żal Dracona. Żył przez te cztery lata w nieświadomości, że ma w ogóle syna, a tu... taka WIELKA niespodzianka. Masakra, aż się dziwię, że ma siły o tym rozmawiać xD
    Nie no... może trochę przesadzam.

    W dodatku wzmianka o Astorii w babskiej pogaduszce Herm i Pan... Masakra, nie sądziłam, że Miona w taki sposób się o tym dowie. Myślałam raczej, że Ginny i Harry poinformują ją o tym, oczywiście w bardzo delikatny sposób x)
    Choć z drugiej strony spodobało mi się to, ze dowiedziała się o tym od Pansy, nawet sama nie wiem dlaczego :)

    Życzę powodzenia w dalszym pisaniu i weny przede wszystkim!

    Pozdrawiam!

    ~ Pure - Blood Princess

    P.S. - Uwielbiam opowiadanie Icamny! Ona jest genialna, aż trudno uwierzyć, że poszczególne rozdziały zajmują jej tyle stron *.* Mój najdłuższy wynosił ponad 25, ale to i tak były dwa rozdziały w jednym xD

    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeny... już się bałam, że ktoś pobiję moją długość w komentarzach :D

      Usuń
    2. Spokojnie, ciebie przebić się nie da <3

      Usuń
  5. Cudny rozdział Mam nadzieję, że Draco zmieni zdanie i jeszcze się spotka z Hermioną ;) Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jest ... dość fajny ;) Nie mam zastrzeżeń, oprócz (tradycyjnie) pisania dialogów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co jest nie tak z dialogami? Oczywiście mogę nie widzieć tych błędów, ale raczej wyglądają normalnie ;) Chciałabym się dowiedzieć, bo jak na razie konsultuję się z moją betą i razem robimy poprawki... :)

      Usuń
  7. super rozdział! ale nie mogę przeżyć, że Draco nie akceptuje swojego syna! i to z jedyną kobietą która kochał?!!? Niech Diabeł go trzaśnie w ten tleniony łeb:P:P
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział!
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń