sobota, 21 września 2013

Rozdział czwarty

    Theodore i Blaise pojawili się kilkanaście metrów od domu ich dawnych znajomych.  Spojrzeli na siebie i gdy czarnoskóry kiwnął głową, ruszyli żwawym krokiem do swojego celu. Światła były zapalone, więc z łatwością ujrzeli w oknie płomiennorude włosy Ginny. Blaise zapukał do drzwi i stanął z powrotem obok Theodora. Po chwili stanął przed nimi Harry, którego wyrazu twarzy nie dałoby rady opisać. Otworzył usta i po chwili je zamknął. Wyglądał przy tym jak ryba wyciągnięta z wody.
-Witaj, Potter. -powiedział czarnoskóry z irytującym uśmieszkiem. -Dawno się nie widzieliśmy. -wyciągnął do niego rękę, gdy Harry zmrużył gniewnie oczy.
-Tak, sporo czasu minęło. - spojrzał na Theodora, który nic się jak na razie nie odzywał. Nie, on ma inne zadanie. - Czego chcecie? I skąd wiecie gdzie mieszkam?
-Może byś nas wpuścił, co? -Blaise udał, że nie usłyszał ostatnich pytań Harry’ego i podszedł trochę bliżej. -Mamy pewną sprawę do omówienia z tobą i twoją kochaną dziewczyną.
-To aż takie ważne, że nawiedzacie nas w ten listopadowy, spokojny wieczór? - Harry nie był zadowolony z wizyty jego dawnych kolegów. Właściwie, to kolegami nazwać ich nie mógł. Może znajomymi, których tolerował ze względu na jego najlepszą przyjaciółkę.
-Gdyby tak nie było, to bym tutaj nie marznął specjalnie dla ciebie. -Blaise wrednie się uśmiechnął.
-Właściwie… -Harry westchnął i otworzył im szerzej drzwi. -Ale tylko na mniej niż godzinę. -Theodore spokojnie wszedł za swoim czarnoskórym przyjacielem. Cała trójka podążyła do salonu, w którym znajdowała się zaskoczona Ginny.
-Co oni tutaj robią?! -gwałtownie wstała z fotela, mierząc gości ognistym i złowrogim spojrzeniem.
-Dziękuję, Ginevro za miłe powitanie. -zaśmiał się Blaise, siadając na kanapie.
-Nie pozwalaj sobie, Zabini. -warknęła, odwracając się w stronę Harryego, który wzruszył ramionami. Theodore chrząknął i uśmiechnął się miło do rudowłosej kobiety.
-Przybyliśmy tutaj w bardzo ważnej dla nas sprawie. Chcemy pomóc naszemu przyjacielowi i...
-Nie będziemy pomagać Malfoyowi. -odezwał się Harry, stanąwszy obok swojej dziewczyny.
-Chyba nie zapomnieliście, dlaczego nienawidzimy go jeszcze bardziej? -zapytała Ginny, podnosząc wyzywająco lewą brew.
-Oczywiście, że nie. -Nott nadal utrzymywał łagodny ton głosu. -Draco wychodzi za kilka miesięcy za mąż i żaden z nas, ŻADEN, nie chce tego, ponieważ Draco nie kocha Astorii... -spojrzał na Blaise’a, który kiwnął głową, by kontynuował. -Ale myśli, że to będzie dobre posunięcie w stronę utrzymania czystości krwi. -Ginny i Harry patrzyli z oburzeniem na bruneta, ale ten ciągnął dalej. -Oczywiście, dostaniecie zaproszenia na ślub, którego nie chcemy, ale również zaproszenie dostanie panna Granger, z którą miałem przyjemność niedawno rozmawiać. -pokazał im pomiętą kopertę. -Draco postanowił nie wysyłać jej zaproszenia, tak samo, jak Astoria, lecz w głębi duszy chciałby by Hermiona się tam pojawiła. Gdybyście mogli, przekażcie jej to zaproszenie. -Ginny wzięła pergamin do ręki i po chwili wrednie się uśmiechnęła.
-Myślicie, że zrobię jej takie świństwo? -zaśmiała się tak okropnie, nie wierząc, że tak potrafi. -Wreszcie Malfoy pomyślał słusznie, nie starając się o wysłanie tego czegoś. -pomachała zaproszeniem przed twarzami Theodora i Blaise’a. -Potraktował ją podle, jak śmiecia, a Miona nie jest śmieciem, tylko piękną i pełnowartościową kobietą, która przeszła dużo i nadal jest jej ciężko. -zabijała ich powoli wzrokiem.
-Nie chcę być nie miły, ale przyszliście tylko po to, by rozdrapywać stare rany i prosić o pomoc w zeswataniu Hermiony i Malfoya? -Harry spojrzał ze zdziwieniem na dwójkę byłych Ślizgonów. W jego oczach zagościły iskierki gniewu. -Tak chyba nie wypada, nie sądzicie?
-Nie prosimy cię o pomoc w ich zeswataniu, Potter, tylko o przysługę. -odezwał się Blaise, wstając.
-Po prostu dacie jej to zaproszenie i tyle. -dodał Theodore. – To chyba nie żaden problem? Hermiona może odmówić, ale MUSI dostać to zaproszenie. -spojrzał na Harryego, przeszywając go wzrokiem.
-Nadal nie rozumiem po co tu jesteście. -odezwała się Ginny. -Dlaczego wam na tym tak zależy? Myślicie, że Miona sprawi, że wasz wspaniały przyjaciel ucieknie z przed ołtarza? W takim razie, po jaką cholerę zamierza wziąć z nią ślub?! -krzyknęła, jeszcze bardziej ściskając pergamin w dłoni.
-Nie musisz kląć, Ginevro. Spokojnie. -powiedział Blaise, uśmiechając się delikatnie. -Draco mógłby teraz zrobić wszystko, by uwolnić się spod władzy ojca, ale w rodzie Malfoyów są pewne haczyki. -chociaż Harry nadal był zdenerwowany, ogniki złości zastąpiły ogniki ciekawości. -Tak, Potter. Jest to jedna z najstarszych rodzin czystej krwi, więc jest to wszystko bardziej skomplikowane niż wam wszystkim może się to wydawać. -spojrzał na nich z wyższością, co nie było dla niego trudne, ponieważ był on wysokim i postawnym mężczyzną. -Ale my tutaj nie o rodzinie Draco, tylko o tym nieszczęsnym ślubie i zaproszeniu. -wskazał na pomięty kawałek pergaminu w prawej dłoni Ginny. -Mamy nadzieję, że nie pognieciecie tak swoich, gdy do was dotrą. Astoria to bardzo poukładana i tak mi się wydaje, pedantyczna osoba. -uśmiechnął się wrednie, gdy Ginny spojrzała na niego z wrogością.
-Możemy was prosić o dostarczenie jej tego listu? -zapytał Theodore, gdy Ginevra i Blaise skończyli mierzyć się pogardliwymi spojrzeniami.
-Prosić zawsze możecie. -odpowiedziała Ginny, przenosząc wzrok na Notta. -W końcu nie za często mamy zaszczyt być proszeni o coś przez Ślizgonów. -słowa rudowłosej zabrzmiałyby naturalnie, gdyby nie pogarda, przerzucona z jej oczu na wypowiedziane zdanie.
-Możemy jej to przekazać, ale nie oczekujcie cudów. Nie mam pojęcia po co wam Hermiona na ślubie Malfoya, ale nie sądzę, by Hermiona się tam zjawiła. Tak samo, jak my. -dodał,  podsumowując ich niezmiernie ciekawe spotkanie.
-Cóż. -Theodore spojrzał szybko na Blaisea, który wskazał głową na drzwi wyjściowe. -Myślę, że to czas, byśmy was opuścili. -odparł brunet, nieznacznie się uśmiechając. -Chcę tylko dodać, że Draco o tej wizycie się nie dowie, ponieważ zapewne by nas zabił. -po tych słowach, ukłonił sie lekko w stronę Ginny i udał się za swoim czarnoskórym przyjacielem.
-Do zobaczenia, Potter. -machnął ręką, tak jakby salutował, jak mugolski żołnierz i razem z Theodorem wyszli zanim Harry i Ginny zdążyli im cokolwiek odpowiedzieć.

    Od wizyty byłych Ślizgonów w Dolinie Godryka minęły trzy dni. Ginny i Harry nie odważyli się dać Hermionie zaproszenia na ślub Dracona, czego skutkiem był okropny humor panny Weasley i wyrzuty sumienia Chłopca, Który Przeżył.
    Kobieta za żadne skarby nie chciała obciążać swojej przyjaciółki dodatkowymi problemami. Wystarczy, że brązowowłosa sama opiekuje się Andrew i ciężko pracuje, by stworzyć mu jak najlepszą rodzinę.
    Ginny właśnie robiła obiad, a Harry był w pracy. Andrew oglądał bajki w mugolskiej telewizji i co chwile się z czegoś śmiał. Dzisiaj wieczorem mieli przyjść prawie wszyscy członkowie klanu Weasleyów. Ron, George z Angeliną, pan i pani Weasley, oraz Bill i Fleur. Oczywiście, pojawi się też Hermiona, co pierwszy raz w życiu ją przytłaczało. Nie chciała jej okłamywać, ale jeszcze bardziej, nie chciała, by znowu się obwiniała o to, że nie może dać Andrew pełnej rodziny.
    Spojrzała szybko na leżącego blondynka i czując zapach pieczonego indyka, wyjęła go szybko z piekarnika.
-Cociu? -usłyszała głos chłopczyka, gdy postawiła brytfannę na blacie. -Cy na swicie zyja smoki? Bo w tej bajce zyją. -Ginny podeszła do niego, siadając obok.
-Oczywiście, że tak. W naszym świecie, żyją, ale niestety nie są takie miłe, jak w tej bajce. -uśmiechnęła się ciepło. -Wujek Harry, wujek Ron i twoja mama lecieli kiedyś na smoku. Mogą ci dzisiaj o tym opowiedzieć. Chciałbyś?
-Mama latała na smoku? Super! -uśmiechnął się szeroko, pokazując swoje mleczne zęby. -Kiedy mama wlóci? Chcę, zeby mi opowiedzała o smoku!
-Wróci wieczorem, razem z wujkiem Harrym. -pogłaskała go po głowie i wróciła z powrotem do robienia sałatki.
    Po osiemnastej zjawił się Harry, a dwadzieścia minut później Hermiona, która wyglądała na naprawdę zmęczoną.
-Przepraszam was, ale zatrzymali cały departament. -powiesiła płaszcz na wieszaku. -Cześć kochanie! -mocno uściskała Andrew, który, gdy tylko usłyszał głos Hermiony, rzucił się jej na szyję.
-Latałaś smokiem? -zapytał, a Ginny się zaśmiała.
-Spytał mnie, czy smoki istnieją, więc mu powiedziałam, że mieliście małą przygodę. -za pomocą czarów, rozłożyła talerze na stole w salonie.
-Na pewno ci opowiemy, prawda, Harry? -zielonooki odwrócił się w jej stronie, uśmiechając się lekko.
-Jasne, że tak. -Hermiona usiadła obok przyjaciela, patrząc na jego zmęczoną twarz.
-Ty też nie możesz spać i czujesz się, jakby uderzali ci młotkiem o głowę? -zapytała, nie wiedząc, że jedną z przyczyn tak źle wyglądającego przyjaciela, jest ona i to przeklęte zaproszenie.
-Nic nie mów. -machnął ręką. -Ron ma więcej energii ode mnie, więc to wykorzystuje. Nie mam go o co obwiniać, ale ostatnio przesadza.
-Co się dzieje? Nie mów, że już totalnie się zmienił. -westchnął.
-Nadal marudzi, że nie chce być w moim cieniu i tak dalej. -znowu machnął ręką. -Nie ważne. Zaraz zjawi się rodzina Ginny, więc mam nadzieję, że przy nich nic tak głupiego nie powie.
-To Ron. Po nim można spodziewać się wszystkiego. -westchnęła i położyła dłoń na jego ramieniu. -Powinieneś odpocząć.
-Tak, jak ty. -przypomniał i odważył się spojrzeć w jej oczy.
-Ja muszę pracować. Muszę dać Andrew najwięcej, jak się da. Chcę, żeby był szczęśliwy.
-On jest szczęśliwy. To widać. -wskazał na blondynka stojącego w kuchni razem z Ginny.
-Chcę mu dać wspaniałe dzieciństwo. Chcę mu dać wspaniałą rodzinę. -Harry powoli odwrócił wzrok, przypominając sobie o zaproszeniu, leżącym w półce w sypialni.

    Państwo Weasley i reszta rudzielców zjawili się punkt dziewiętnasta. Bill i Fleur oznajmili, że spodziewają się dziecka, a George i Angelina myślą o ślubie. Posiłek przebiegł w miłej atmosferze i co uszczęśliwiło Hermionę, wszyscy z chęcią rozmawiali z Andrew.
-Wtedy skoczyliśmy z jego grzbietu i wskoczyliśmy do wielkiego jeziora. -dokończył Harry. Blondynek w skupieniu słuchał historii opowiadanej przez jego wujka, a gdy skończył spojrzał na Rona i zapytał.
-Wujku, lezałes wtedy z mamą w wodzie psez godzine? -Ron spojrzał na małego ze zdziwieniem.
-Nie, kochanie. -odezwała się Hermiona. -To jest inna historia. Wujek Harry musiał wyjąć wujka Rona z wody, ponieważ to była część takiego magicznego turnieju. Kiedyś ci wszystko opowiemy. -chłopczyk kiwnął głową i znowu spojrzał na Rona. Mężczyzna lekko się spiął pod wpływem spojrzenia tych stalowych oczu. Nienawidził Dracona Malfoya całym sercem, dlatego nie odwiedzał Hermiony i jej syna. Nie chciał niespodziewanie nakrzyczeć na tego chłopca. Na chłopca, który wygląda jak mała kopia jego wroga.
-Mieliśmy dużo świetnych, ale również niebezpiecznych przygód. -powiedział Ron, widząc, że mały nie odwróci od niego wzroku, dopóki czegoś do niego nie powie.
-Ja chce zobacyc kiedys smoka! I poleciec na miotelce wujka Halego! -wszyscy siedzący przy stole uśmiechnęli się szeroko, a pan Weasley zaśmiał się, mówiąc do blondynka.
-Gdy podrośniesz, może Charlie pokaże ci jakiegoś smoka. -oczy Andrew zaświeciły się i zabrał się za kanapkę, którą zrobiła mu Hermiona.

    Draco został wezwany do pracy, ponieważ pan Harborne dostał napadu szału i wciąż mamrotał przez sen. Blondyn właśnie wchodził do sali, w której leżał jego pacjent, gdy zatrzymał go jego szef.
-Draco, mój drogi. Pozwól na chwilę. -blondyn spojrzał na drzwi sali.
-Bardzo przepraszam, ale muszę szybko zająć się panem Harborne. Wie pan, że to ciężki przypadek.
-Rozumiem, ale mam do ciebie prośbę. -wzrok jakim obdarzył go Orwell, sprawił, że się trochę poddał. Najwyżej to będzie jego wina, że odciągnął go od tak ważnego pacjenta.
-Nie chcę być nieuprzejmy, ale naprawdę, dobrze by było gdyby pan się pospieszył, bo chciałbym, by mój pacjent przeżywał te katusze. -Orwell spojrzał na niego z podziwem. Wiedział, że Dracon jest utalentowanym i pełnym ambicji mężczyzną, ale nie zdawał sobie sprawy, że przeszłe uczynki w gronie Śmierciożerów aż tak go zmienią.
-Oczywiście, nie chciałbym, by jeden z najlepszych magomedyków zawiódł. -Draco przewrócił oczami. -Słyszałem, że masz dużo zachodu, urządzając swój ślub, gratuluję.
-Chciał pan rozmawiać ze mną na temat mojego związku? -blondyn zapytał, irytując się.
-Nie, chcę tylko ci zaproponować wyjazd do Francji na kurs medyczny. Nie, żebyś się uczył, bo jak na swój wiek, wiesz bardzo dużo, lecz, aby nauczyć czegoś francuskich magomedyków, którzy wysłali mi list z tą oto prośbą. -wyjął z kieszeni pergamin i podał go Draconowi. -To da ci dużą przewagę. Wiem, że nie powinienem faworyzować pracowników, lecz cóż, jesteś najlepszy z najlepszych. -uśmiechnął się zachęcająco, widząc zainteresowanie w oczach blondyna.
-Ile mam czasu na zastanowienie? -zapytał.
-Miesiąc. Na początku grudnia mamy wysłać oficjalną odpowiedź z potwierdzeniem lub odmową.
-Rozumiem. Na pewno rozważę tą propozycję. -Owrell kiwnął głową i odebrał od blondyna list.
-Cieszę się, że się zastanowisz nad tą propozycją. To wielka okazja. Wracaj do pracy. -Draco kiwnął głową i szybkim krokiem udał się do sali 612.
-Witam panie Harborne. -przywitał się, widząc, że mężczyzna nie śpi, ani się nie rzuca na łóżku.
-Witam, panie Malfoy. -staruszek odpowiedział ochrypłym głosem.
-Słyszałem, że znowu ma pan poważne problemy. -przywołał krzesło i usiadł na nim obok łóżka.
-Tak, znowu śni mi się, jak torturują moją żonę. -kaszlnął na co Draco zareagował, przywołując szklankę z wodą.
-Proszę się napić. -staruszek wziął od niego szklankę i powoli upił łyk bezbarwnej cieczy. -Nie mogę panu powiedzieć, że wiemy dokładnie, co się z panem dzieje, ale nie chcę też mówić, że nic nie udało się nam ustalić. -odebrał szklankę, kładąc ją na stoliczku obok. -Nie będę pana okłamywał, ponieważ jest pan inteligentnym czarodziejem. -pan Harborne uśmiechnął się do niego z wdzięcznością i uznaniem.
-Przynajmniej pan, panie Malfoy, mnie nie okłamuje, że wszystko idzie jak należy.
-Niech pan mówi do mnie Draco. Dziwnie się czuję, gdy ktoś mówi do mnie per pan. -blondyn polubił staruszka i nie tylko pomagał mu, bo było to jego obowiązkiem, ale też, dlatego, że czuł do niego dziwną sympatię. Pan Harborne znajdował się na tym oddziale już od dwóch miesięcy i Draco zdążył się do niego przyzwyczaić. Był to osiwiały staruszek o niebiesko szarych oczach, do tego bardzo inteligentny i sympatyczny. Zajmowanie się jego przypadkiem odprężało blondyna. Brzmi to dziwnie i egoistycznie, ponieważ leczenie człowieka, którego symptomu do końca się nie zna, powinno być stresujące.
-Dobrze, Draco. -odpowiedział, uśmiechając się ciepło. -Wiecie przynajmniej kto rzucił na mnie tę klątwę? -Draco lekko się spiął, co zdarzało mu się robić coraz częściej.
-My niestety nic nie wiemy. Muszą to ustalić w departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów i Aurorzy. Jak się dowiedzą, od razu pana zawiadomię.
-Oczywiście. Jak mógłbym zapomnieć o Ministerstwie Magii. -zaśmiał się, by po chwili okropnie kaszlnąć. -Draco spojrzał z uwagą na jego twarz, ale nic oprócz ciężkiego kaszlu się nie pojawiło.

    Weasleyowie wyszli dwadzieścia minut temu, tylko Ron został, by porozmawiać z Harrym. Hermiona siedziała z Ginny w salonie, pijąc herbatę. Obok brunetki siedział Andrew, wpatrując się w ekran mugolskiego telewizora.
-Jest za cicho. -powiedziała Ginny, przerywając wsłuchiwanie się w wieczorne wiadomości.
-Myślisz, że Ron przyszedł tutaj, by nawrzeszczeć na Harryego? -odpowiedziała brunetka, nadal wpatrując się w ekran.
-Ron zachowuje się jak należy, tylko przy rodzinie. Od jakiegoś czasu mu odwala. -westchnęła i odłożyła kubek na stolik. -Widziałaś jak się przygląda Andrew? -przyciszyła głos, by mały niczego nie słyszał.
-Coś sugerujesz? -Hermiona spojrzała na przyjaciółkę z niepokojem. -Nie zrobiłby mu krzywdy. Nie jest do tego zdolny.
-Mam taka nadzieję. Rodzice nie wychowali Rona na okrutnego człowieka. -uśmiechnęła się delikatnie.
-Mamo! Boli mnie bzusek! - zawołał Andrew, gdy kobiety pogrążyły się w następnej, niespokojnej ciszy. 
-To pewnie ta zapiekanka makaronowa. -westchnęła Ginny, wstając z sofy i idąc do kuchni. Hermiona przybliżyła się do synka i zaczęła masować mu brzuch. W tym samym czasie do salonu weszli Harry i Ron. Ten drugi miał niezadowolony wyraz twarzy. -Coś się stało? -zapytała go Ginny, zauważając minę brata.
-Sprawy Ministerstwa, nie przejmuj się. -machnął ręką i spojrzał na Hermionę. -Miło było cię zobaczyć.
-Powinieneś częściej nas odwiedzać. Nie tylko wtedy, gdy są spotkania rodzinne. -powiedziała brunetka z lekkim wyrzutem w głosie.
-Gdybym mógł, to oczywiście. -spojrzał na Andrew. -Coś mu się stało? -wskazał głową na chłopca.
-Boli go brzuch. -Ron podniósł lewą brew.
-Ale to chyba nic poważnego? -powiedział, gdy mały zrobił się blady na twarzy. -Popatrz na jego twarz. -Ginny wzięła z szafki jakieś zioła i podeszła do Andrew. Harry podszedł bliżej i w tym samym czasie co Hermiona, położył mu dłoń na czole.
-Jest gorące. -powiedział i spojrzał ze strachem w oczach na Ginny, która rozdrabniała zioła.
-Andrew, kochanie. Coś cię jeszcze boli? -zapytała rudowłosa. Chłopiec zaprzeczył ruchem głowy, ale wszyscy zgromadzeni zauważyli, że poruszał główką z grymasem na twarzy.
-Weźmy go do Munga. -zaproponował Ron. -Oby nam nie zemdlał.
-Ron ma rację. -odezwała się szybko Hermiona, czując narastającą w niej panikę. -Na wszelki wypadek powinnyśmy sprawdzić co się z nim dzieje.
-Oczywiście, że powinnyśmy tam się udać! -Ginny odłożyła narzędzia. -Że też nie pomyślałam o tym od razu! Przecież tam pracuję! -gdy to powiedziała, Andrew zaczął płakać.
-Co jest? -szepnęła Hermiona, patrząc na synka ze strachem. -Przecież to ty robiłaś jedzenie. -spojrzała na Ginny.
-Może jest na coś uczulony lub coś sprawiło, że Andrew tak na to reaguje. -Hermiona przytuliła blondynka. -Harry, proszę, weź go na ręce. -Ginny zwróciła się do swojego chłopaka, który od razu spełnił prośbę rudowłosej.
-Chyba nie powinnyśmy się z nim teleportować? -odezwał się Ron.
-Nie powinnyśmy, ale szybciej się tam nie dostaniemy. -warknęła Ginny, zarzucając na siebie płaszcz. To samo zrobiła Hermiona, biorąc na wszelki wypadek kurtkę Harryego.

*
Następne opóźnienie z dodaniem rozdziału. Tak, jestem okropna... Powinnam rzucić na siebie Crucio za niedotrzymanie terminu. Cóż, rozdział jest... hmm, sami powinnyście go ocenić ;) Jest mało Draco, ale w następnych rozdziałach go nie zabraknie. Jak do tej pory (a to dopiero 4 rozdział) niektóre sytuacje są nieco zagmatwane, ale później się wszystko wyjaśni ;) 
Betowała moja pierwsza beta, Lana, za co jej SERDECZNIE DZIĘKUJĘ! <3
P.S Słyszeliście o tym, że mają zrobić film do "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć"??!
Omomom <3 I nasza ukochana J.K. Rowling ma napisać do niego scenariusz!! Normalnie, nie mogę przestać o tym myśleć! :D

poniedziałek, 9 września 2013

Rozdział trzeci

    W domu Ginny i Harryego atmosfera była przednia. Słychać było szczere śmiechy i upadające przedmioty, które przestawiał mały Andrew. Opisując wieczór jednym słowem: wesoło.
-Widać, że Harryemu doskwiera opieka nad Andrew. -Hermiona spokojnie rozmawiała z Ginny, tym samym odprężając się po ciężkim i zaskakującym dniu.
-Może zastanowimy się na poważnie nad dzieckiem. -rudowłosa upiła wina z kieliszka.
-Masz dopiero dwadzieścia jeden lat. Zastanów się poważnie nad tą decyzją. -Hermiona przypomniała jej. -Dziecko to najpiękniejszy dar na świecie, ale to też wielka odpowiedzialność. Sama widzisz jak mi jest ciężko.
-Tylko, że ty musisz sama sobie radzić z tym małym rozrabiaką. -Ginny zastanawiała się chwilę na dobraniu odpowiednich słów. -Zawsze masz nas i swoich rodziców, ale nic nie jest lepsze od dwóch kochających rodziców. -brunetka od razu zrozumiała co na myśli miała jej przyjaciółka, ale nie od razu odpowiedziała na jej aluzję. Przez jakiś czas przyglądała się Andrew, który siedział na dywanie, trzymając w rękach znicz Harryego. Jej oczy powoli zaczęły napełniać się łzami. Był taki podobny do ojca. Kilka przydługich kosmyków jego blond włosków, spadało na czoło, dodając mu roztrzepanego wyglądu. Prześliczne, niebieskoszare oczy spoglądały z fascynacją i ciekawością na małą, złota kulkę. Za każdym razem, gdy głaskała malucha, lub całowała go w policzek, czuła się tak, jakby znowu dotykała Dracona. Nie powinno tak być. Dlaczego nie mógł mieć jej brązowych oczu, lub jej kręconych, brązowych włosów? Wtedy nie przypominałaby sobie cały czas o tym, że Andrew jest jego synem.
    Tak bardzo żałowała, że nie może dać mu prawdziwej, pełnej i kochającej rodziny. Ginny miała rację, nawet jeżeli będą spędzać z chłopcem dużo czasu, on i tak będzie chciał się dowiedzieć, gdzie jest jego tata. Na pewno tego nie uniknie. Westchnęła.
-Wiem co masz na myśli Ginny. Nic jednak na razie z tym nie zrobię. Co by zrobiła jego rodzina, gdyby się o tym dowiedziała? On sam uciekł ode mnie. Zostawił mnie, bo pewnie zdał sobie sprawę z tego, że nie byłabym zbyt dobra dla jego czysto krwistej rodziny.  -Ginny chciała jej przerwać, ale Hermiona podniosła rękę. -Proszę cię, daj mi dokończyć. -rudowłosa przewróciła lekko oczami. -Zakochałam się w nieodpowiednim mężczyźnie, a on w nieodpowiedniej kobiecie. Jesteśmy z dwóch różnych światów. Już widzę minę jego ojca. Dziecko ze szlamą? Draco! Zdradziłeś rodzinę! Co za hańba! -brązowowłosa imitowała głos Lucjusza Malfoya. -To nie mugolski film, kochana. Mogłam pomyśleć zanim weszłam z nim do łóżka. -jednym, szybkim łykiem wypiła zawartość kieliszka, by po chwili napełnić go z powrotem.
-Jesteś dla siebie za surowa. -Ginny ją skarciła. -Jesteś niesamowitą matką. Kochasz Andrew nad życie. na pewno w przyszłości będzie chciał wiedzieć kto jest jego ojcem, ale jak na razie, ty mu w zupełności wystarczasz. -uśmiechnęła się pokrzepiająco w jej stronę. -A co do Malfoya, zakochałby się w nim. Nie ma bata. -zaśmiała się, pokazując na jej synka i Harryego, który w tym momencie czytał mu "Quidditch Przez Wieki". Hermiona uśmiechnęła się, zdwajając sobie sprawę z tego, że jej przyjaciółka ma rację. Co, jak, co, ale Draco na pewno, by pokochał Andrew.
    Chłopiec, zauważając, że jego mama na niego patrzy, pomachał jej i po chwili podbiegł, wręczając jej znicza.
-To jest znic, mamusiu. 'Ujek Haly powiedzal, ze zlapal go w mecu Qlidica! Ja tes bede lapał znice! -podbiegł z powrotem do śmiejącego się Harryego i zaczął biegać po salonie, udając, że lata na miotle.
-Harry, czy ty masz jakieś plany wobec mojego syna? -Hermiona spojrzała na przyjaciela z ciekawością i  rozbawieniem w oczach.
-To będzie gracz jakich mało. Nie ważne, że jego ojca z łatwością pokonałem już kilka razy. -machnął ręką. -Ja go podszkolę.
-Nie wątpię. -uśmiechnęła się lekko, nie dając po sobie poznać, że wzmianka o Malfoyu znowu ją przygnębiła.

    Dracona obudził hałas, dochodzący z salonu. Przerzucił poduszkę spod swojej głowy na twarz, by jako, tako, zagłuszyć śmiech i innego rodzaju hałas. Już miał znowu zasnąć, gdy ktoś wszedł do sypialni.
-Draco. -usłyszał przy uchu. -Wstawaj. -delikatna dłoń jego narzeczonej spoczęła na jego nagiej klatce piersiowej. -Blaise i Theodore demolują nam sypialnię. -blondyn złapał dłoń kobiety i odsunął ją od swojego torsu.
-Niech demolują. -powiedział dosyć niewyraźnie, ponieważ poduszka nadal spoczywała na jego twarzy.
-Nie chcę, by nasze mieszkanie wyglądało jak chlew, podczas wesela. -mężczyzna poczuł, jak łóżko ugięło się lekko pod ciężarem wstającego ciała kobiety. -Chcieli z tobą porozmawiać. -podniósł się do pozycji siedzącej, odłożywszy poduszkę na puste miejsce obok. Spojrzał na Astorię z lekką irytacją.
-Nie mają piętnastu lat. -odezwał się ochrypłym głosem. Po chwili odchrząknął. -Jak zwykle, wyolbrzymiasz. -brunetka spięła się i zmrużyła oczy.
-Po prostu chcę, by ten dzień był idealny. -Zależy dla kogo. Pomyślał Draco, wstając z łóżka. -Jeżeli tak lekceważąco podchodzisz do naszego przyszłego małżeństwa, to, po co ze mną jesteś? -blondyna ogarnęła coraz większa irytacja i złość.
-Który raz się mnie o to pytasz?! Słyszę ten tekst za każdym razem, gdy nie zwrócę uwagi na ten cały ślub! -machnął ręką, wyrażając tym samym swoje zdenerwowanie.
-Bo gdybyś, chociaż trochę się tym zainteresował, to nie miałabym żadnych wątpliwości, że coś nadal dla ciebie znaczę! -Astoria także uniosła głos.
-Czy ty przypadkiem nie przesadzasz? Gdybym nie chciał, nie poprosiłbym ciebie o rękę! -brunetka widocznie złagodniała po wypowiedzi blondyna, ponieważ jej spojrzenie zelżało.
-W takim razie, pomożesz dzisiaj z wypisywaniem zaproszeń. -podeszła do niego, dając mu buziaka w policzek. -I pośpiesz się. -dodała, wychodząc z sypialni.
    Draco warknął i podszedł szybko do szafy, w którą uderzył, próbując pozbyć się ciężaru złości i... wyrzutów sumienia. Tak, Draco Malfoy od dłuższego czasu ma zaszczyt "gościć" w swoim sercu sumienie, które za wszelką cenę chce przepędzić. Nie sądził, iż zaręczyny i przyszły ślub z panną Greengrass będą dla niego takim ciężkim przeżyciem i utratą panowania nad jego osobą. Widział i wiedział, że Astoria, mimo kilku wad, jest w nim zakochana. Na początku myślał, że to uczucie też się zadomowi w jego sercu i duszy, ale, niestety, tak nie nastąpiło.
    Będąc już u podnóża schodów, prowadzących do korytarza, postanowił przybrać codzienną maskę, która towarzyszyła mu od tych dwóch, długich lat. Westchnął, poprawił kołnierzyk czarnej koszuli i wszedł spokojnie do salonu. Jego wzrok od razu padł na sofę, którą zajmowali Blaise i Theodore. Ten pierwszy machnął do niego.
-Nareszcie, Draco! -przywitał go, jak zwykle, braterskim uściskiem.
-Tak długo się dla nas stroiłeś? -zapytał Nott, gdy przywitał się z blondynem.
-Muszę przecież na kimś robić dobre wrażenie, co nie? -odpowiedział pytaniem na pytanie i usiadł na fotelu, na przeciwko nich. -Gdzie jest Astoria? -zapytał, udając, że go to obchodzi.
-Poszła po pergaminy i koperty. -odpowiedział Blaise, opadając na oparcie sofy. Spojrzał na Dracona z ciekawością w oczach. -A ty co się tak przejmujesz? Nie mów, że chcesz już przed nami udawać? -Theodore także spojrzał na blondyna, pochylając się bardziej do przodu.
-Możliwe, że zostanie mi tak do końca życia. -odpowiedział bez entuzjazmu. -Jak już okłamuję ją, jej rodzinę i moich rodziców, to co mi szkodzi i po prostu zacząć się przyzwyczajać? -wstał z siedzenia przez chwilę wpatrując się w twarze swoich przyjaciół. -Chcecie coś do picia? -zapytał i nie czekając na odpowiedź, podszedł do barku, wyjmując trzy szklanki i Ognistą Whiskey. Postawił naczynia i butelkę na stoliku. -Nie bierzcie tego do siebie, serio, ale pewnie byście się po jakimś czasie przyzwyczaili. -Zabini poruszył się gwałtownie i otworzył usta, ale blondyn nie pozwolił mu nic powiedzieć. -Próbowaliście mi pomóc wywinąć się z tego już kilka razy. -nalał alkoholu do jednej z szklanek i przysunął ją w stronę czarnoskórego. -Nie udało wam się, ale jestem wam wdzięczny. -napełnił drugie naczynie, podając je Theodorowi. -Zdałem sobie sprawę, że to ja powinienem się przeciwstawić ojcu, ponieważ nie potrzebuje już jego złota. Zarabiam własne pieniądze, wiec po co zgodziłem się na ten cholerny ślub z Astorią? -wzniósł ręce w geście niewiedzy. -Tego to sam nie wiem. Może poczułem, że tak będzie prościej? Wiecie.. -poruszył kilka razy szklanką z alkoholem, by po chwili ją opróżnić jednym haustem. -żeby podtrzymać ród czysto-krwistych Malfoyów. -urwał i spojrzał tępo w butelkę z jego ulubionym trunkiem. -To wtedy wydawało mi się takie łatwe. -zaprzestał mówić, zdając sobie sprawę o czym, a raczej o kim pomyślał.
    Blaise i Theodore spojrzeli na siebie, myśląc o tym samym. Czyżby ich najlepszy przyjaciel chciał im wyjawić, iż to jego była dziewczyna, pochodząca z mugolskiej rodziny, wprawiła go w taki nastrój?
-Po tylu latach? -zapytał Zabini, marszcząc czoło. -Chcesz nam powiedzieć, że ona.. -nie dokończył, bo w tym samym czasie do salonu weszła uradowana Astoria.

    O tej samej porze, Hermiona znajdowała się w parku razem z Andrew. Harry i Ginny zostali zaproszeni na obiad do rodziców panny Weasley, więc brązowowłosa postanowiła spędzić to ładne, słoneczne południe ze swoim synkiem. Cieszyła się, że mieszka w mugolskim Londynie. Nie chciała ukrywać przed synem jej prawdziwego pochodzenia. Jej czarodziejskich zdolności również. Co prawda, kobieta starała się używać magii tylko w wyjątkowych sytuacjach, ale nadal zagłębiała się w starej Historii Hogwartu, czy księdze do Transmutacji Zaawansowanej. Magia była jej częścią, dlaczego więc miałaby jej unikać na dobre? Od zawsze książki stanowiły dla niej duże znaczenie, więc tym przypomina sobie o Hogwarcie. Nie wliczając w to Harryego i jego zamiłowanie do Quidditcha, czyli też tą magiczną miotełkę, na której uczył się latać wczoraj Andrew. Brunetka uśmiechnęła się, przypominając sobie tą sytuację.
    Spojrzała na synka, który wymachiwał patykiem, siedząc w piaskownicy. Jego też ciągnęło do magii, to było widać. Maluch odwrócił się w stronę Hermiony i machnął do niej energicznie ręką, która nie trzymała cienkiego patyka. Nie mogła przestać się uśmiechać za każdym razem, gdy ten maluch zawzięcie interesował się wszystkim co przypominało mu magiczny świat. Z drugiej strony czasami ją to przygnębiało, bo czuła, jakby ktoś zaciskał jej serce w żelaznym uścisku. Jeżeli Andrew z wiekiem coraz bardziej będzie interesował się Hogwartem, Quidditchem i dziedzinami magii, będzie chciał pewnie wiedzieć, czy jego ojciec był czarodziejem. Te myśli zaczęły nawiedzać ją coraz częściej. Do tego ten list od Pansy Parkinson i spotkanie z Theodorem Nottem. Hermiona była odważną i wytrzymałą kobietą, stąpającą twardo po ziemi, ale wspomnienia przeszłości uderzały w nią za każdym razem ze zdwojoną siłą. Potrząsnęła głową, próbując wygonić niepotrzebne, jej zdaniem, myśli i podeszła do Andrew, oznajmiając, że wpadną jeszcze na chwile do dziadków. Wrócili do mieszkania Hermiony dwie godziny później.
-Co chciałbyś zjeść na obiad, kochanie? -zapytała Andrew, gdy znaleźli się w kuchni.
-Nalesniki! -zawołał i usiadł na swoim ulubionym krześle. Tak więc, zaczęli robić przysmak blondynka, który zdążył oblać się wodą i ubrudzić ręce w śmietanie.
-Mamooo. -przeciągnął ostatnia literkę, nadymając policzki. -Znowu się ubludziłem. -Hermiona zaśmiała się szczerze. Andrew wyglądał w tej chwili tak rozkosznie.
-Taki roztrzepany. -wytarła ręcznikiem jego ubrudzone rączki i mocno chłopca przytuliła. -Wiesz, że cię bardzo kocham? -dostała odpowiedź energicznym kiwnięciem głową i odwzajemnionym uściskiem.
-Tak, mamusiu. Ja cebie tez. -Hermiona czuła się w tej chwili prze szczęśliwa.

-Wracając do mojej rodziny. -oznajmiła Astoria, układając koperty w pięciu kupkach. -Będzie około pięćdziesięciu osób...
-A po co te wszystkie górki kopert, Greengrass? -zapytał Blaise, znudzonym tonem. -Nie lepiej po prostu wypisać te zaproszenia i nadzwyczajnie w świecie je wysłać? Albo w ogóle ich nie wysyłać i zostawić Draco w spokoju? -jego przyjaciel i Theodore wyszli z mieszkania blondyna około godziny temu i Blaise został skazany na siedzenie w jednym pomieszczeniu z narzeczoną Malfoya.
-Musisz wiedzieć, Zabini, że, ja jestem osobą uporządkowaną i muszę mieć wszystko czarne na białym. -oznajmiła, udając, że nie usłyszała ostatniego pytania. -Jedna kolumna, to zaproszenia dla mojej rodziny, druga zaś, dla rodziny Draco, trzecia dla jego przyjaciół, czwarta dla moich, a ostatnia dla ludzi, co do których nie jesteśmy pewni.
-Chyba, co do których TY nie jesteś pewna. -zaakcentował słowo "ty", wprawiając ją w pierwszą fazę gniewu. 
-Tą listę uzgodnię NA SPOKOJNIE z Draconem. Gdy NIKT nie będzie nam przeszkadzał. -odpowiedziała, wziąwszy ostatnią kupkę ładnie wyglądających i pachnących pergaminów. -Kilka osób zaproponował sam Draco, ale nie wiem, czy nie powinnyśmy oszczędzić tym osobom nie potrzebnego stresu. -przejrzała trzy zaproszenia i włożyła je w koperty. Pięć następnych odłożyła na bok. Mężczyzna wpatrywał się brunetkę z irytacją i za razem zdenerwowaniem, ponieważ nie mógł wymyślić niczego, by ta kobieta zmieniła swoje zdanie. -Wybacz na chwilę. Zapomniałam zadzwonic do krawcowej. -wstała z sofy, tak szybko, aż prawie przewróciła ręką stosik zaproszeń. -Zaraz wrócę. -spojrzała na czarnoskórego i prawie biegnąc wyszła z salonu.
    Blaise spojrzał na odłożone, jeszcze nie zaakceptowane zaproszenia i zaczął je powoli przeglądać. Pierwszym odbiorcą listu okazał się sam Harry Potter. Blaise podniósł z zainteresowaniem prawą brew, widząc także karteczkę z dopiskiem "goście Draco". Druga była zaadresowana do jego dziewczyny, Ginny Weasly. Uśmiechnął się wrednie, przypominając sobie tą uroczą, rudą osóbkę. Ona również była w "propozycjach" Draco.
-Wyprowadziła się? -usłyszał za sobą głos blondyna.
-Nie, poszła zadzwonić do jakiejś krawcowej. -Thodore usiadł obok Blaisea, patrząc na górki listów.
-Ci wszyscy to goście? -wybaluszył oczy i zaśmiał się cicho. -Zanim wyszliśmy było tylko półtorej kupki.
-Twoja narzeczona, Malfoy, postanowiła podzielić gości na pięć grup. -Zabini zwrócił się do blondyna, który usiadł na przeciwko niego.
-Naprawdę? -zaśmiał się o wiele głośniej, niż Theodore.
-Humor ci się znacznie poprawił, co? -podniósł swoją wyćwiczoną prawą brew. -Ty nie musiałeś słuchać tego ciągłego paplania o sześćdziesięcioletniej ciotce ze strony jej matki, która musi siedzieć przy stoliku, który będzie postawiony jak najdalej od alkoholu. -Draco znowu się zaśmiał.
-Urocza kobieta. Mogłem bez oporu zwrócić się do niej o butelkę alkoholu. jakiegokolwiek alkoholu, bo jej barek jest pełny różnych rodzajów win, wódek, szampanów...-jego wzrok spoczął na trzymanej przez Blaisea kartce. -Czy ty czytasz zaproszenia? -pochylił się bliżej w jego stronę.
-Tak. -odpowiedział pewny siebie. -Te, które oczekują na zaakceptowanie. -udał głos Astorii, co mu nie wyszło i przyprawił tym Theodora o chichot. -Ten jest do samego Chłopca z Blizną. -podał pergamin, siedzącemu po jego lewicy Thodorowi, który od razu go złapał, sprawdzając, czy to co powiedział jego przyjaciel jest prawdą. -Te, które odziała w koperty są pewnie jej przyjaciółkami ze szkoły, a te, które sobie czytam, są zapewne twoimi znajomymi z ostatniej klasy.-spojrzał na blondyna, który wzruszył ramionami, ale Blaise zauważył, że stara się hamować, by nie schować tych zaproszeń.
-A ten jest do kogo? -zapytał Nott.
-Do samej Ginevry Weasly. -znowu się wrednie uśmiechnął i szturchnął bruneta w ramię. -Wyobrażasz sobie ją na weselu Malfoyów? Bo ja nie. -zaśmiał się, rzucając papier w stronę Dracona. -A te trzy? Do kogo, mogę wiedzieć? -siłowali się na spojrzenia przez jakiś czas, aż trzeci mężczyzna odezwał się.
-Hermiona Granger, tak? -machnął Blaisowi i Draoconowi przed oczami. -Wiesz co, Smoku? Spotkałem pannę Granger, gdy wracałem z biura Blaisea, wczoraj. -Malfoy oderwał wzrok od oczu przyjaciela i zatopił go w tęczówkach Theodora.
-Naprawdę? -zapytał, siląc się na obojętność. -I jak wygląda?
-Świetnie. Wiesz, że pracuje w Ministerstwie, bardzo blisko naszego przyjaciela Zabiniego? -zapytał z ciekawością, czekając na jakąkolwiek reakcję blondyna. Blaise przybił pod stołem "żółwika" Theodorowi, i także czekał.
-I co się tak gapicie? -zdenerwował się wścibskiemu zachowaniu swoich przyjaciół. -Jak już chciałem zaprosić Pottera, bo przecież uratował mi życie, to musiałem pomyśleć o jego przyjaciołach. Kultura i arystokratyczne pochodzenie od tego wymaga.
-O, tak, Smoku, jasne. -zironizował Blaise, spoglądając tępo w koperty leżące na stole. -A może boisz się, że gdy ją zobaczysz, to twój plan diabli wezmą?
-Jaki plan, Zabini? Nie mam żadnego planu. -oburzył się i zacisnął dłonie w pięści.
-Naprawdę? Myślisz, że razem z Theo nie wiemy, że ten ślub to nic innego, jak próba uwolnienia się od pewnej Gryfonki? -knykcie palców Dracona zbielałby od mocnego uścisku. -Masz coś do powiedzenia? -jedyne co blondyn zrobił to było prychnięcie.
-Naprawdę, nie wiem, dlaczego przy nas udajesz i chcesz się zaobrączkować. -dodał Nott nadal, trzymając zaproszenie z imieniem i nazwiskiem byłej dziewczyny Dracona. -Ja wiem, że u was w rodzinie jest inaczej, niż u mnie i Blaisea, ale weź wyjedź za granicę i pocałuj ich wszystkich w dupę! I do jasnej Avady, przestań udawać przed samym sobą, bo nam do cholery ześwirujesz!-wstał, rzucił Draconowi zaproszenie na kolana i prawie wpadł na Astorię.
-Już wróciliście? -uśmiechnęła się szeroko. -Draco, te pięć zaproszeń, nie włożonych w kopertę, trzeba spalić.
-Nie ma takiej potrzeby. -odpowiedział Blaise, ale Draco przerwał mu gestem ręki. Biorąc mocno w ręce pergamin, oznajmił.
-Jasne, ale Pottera i Weasley trzeba zaprosić. Reszty się spokojnie pozbędę. -Zabini i Nott westchnęli równocześnie.
-Jaki z ciebie uparty typ! -warknął ten drugi i wyciągnął rękę przed siebie. -Daj mi to i tak już je pomiąłeś. -blondyn przez kilka sekund patrzał na przyjaciela, świdrując go spojrzeniem. -Spalę to. Serio. -I chociaż Draco nie uwierzył w słowa Theodora, oddał mu pergamin. Bruneci bez słowa opuścili mieszkanie, teleportując się do Doliny Godryka.

  *
Rozdział miał się pojawić w weekend, ale niestety nie udało mi się go dokończyć i dodać. Naprawdę, przepraszam! :c Z racji tego, iż jestem w ostatniej klasie gimnazjum, rozdziały będą dodawane co tydzień w piątki, soboty lub niedziele wieczorami. Mam nadzieję, że uda mi się trzymać tych terminów :) Co do zamieszczonej treści... starałam się ładnie wszystko ze sobą skleić, ale opinię pozostawiam Wam. P.S Uwielbiam długie i motywujące komentarze ^ ^ Jak tam drugi tydzień nowego roku szkolnego? Życzę dużej motywacji do nauki! ;) Chcecie o coś zapytać? Oto mój ask: http://ask.fm/Devonne__