środa, 25 grudnia 2013

Rozdział dwunasty

    Kolejny tydzień upłynął w mgnieniu oka. Draco nie miał dobrego humoru i warczał na wszystkich, zarażając ich pesymistycznym nastawieniem do życia. Jedynie Blaise się nie zrażał i gdy nadarzała się okazja, przypominał przyjacielowi o wyjeździe w góry i o tym, jak będzie wspaniale.
     Hermiona natomiast była skołowana. Gdy Teodor przyszedł do niej na kawę,  siedziała razem z Ginny i planowały Sylwestra. Jak zdziwiona była rudowłosa, gdy uśmiechnięty od ucha do ucha brunet wszedł do mieszkania Hermiony. Teodor okazał się naprawdę zabawnym i inteligentnym mężczyzną. Jego zapewnienia, że się zmienił, sprawdziły się. To nie ten sam wredny, uprzedzony  siedemnastolatek. Rozmawiali i śmiali się ponad dwie godziny, prawie zapominając o Andrew i Ginny, która zaszyła się z chłopcem w kuchni, przyglądając się swojej przyjaciółce ze zdziwieniem i troską.
-Nie dziwi cię to, że Nott postanowił cię lepiej poznać? –zapytała Hermionę, gdy mężczyzna z szerokim uśmiechem na ustach wyszedł z mieszkania brunetki.
-Jak widać, ludzie się zmieniają. –wzruszyła delikatnie ramionami. –Nie martw się o mnie. Dam sobie radę. –posłała jej nieśmiały uśmiech.
Teodor był tego wieczora naprawdę miły, zabawny i czarujący, ale choćby chciała, nie czuła przysłowiowych motylków w brzuchu. Bała się, że jedynym mężczyzną, który zdoła tylko zwykłym spojrzeniem sprawić, iż serce jej szybciej zabije, będzie Draco Malfoy.

    Dzień Wigilii Bożego Narodzenia powitał wszystkich delikatnymi promieniami słońca, odbijającymi się od ośnieżonych ulic i dachów budynków. Hermiona wraz z Andrew pojawiła się w Dolinie Godryka już o ósmej rano, wprawiając Harry’ego w niemałe osłupienie. Mężczyzna otworzył drzwi, rozśmieszając Andrew swoimi potarganymi włosami, okularami przekrzywionymi na nosie w prawą stronę i niedbale zawiązanym szlafrokiem, odsłaniającym jego szkarłatne bokserki w złote znicze.
-Mamo, pats! Wujek ‘Aly ma znice na majtkach! –zaśmiał się na tyle głośno, by spłoszyć kruki z pobliskiego drzewa. Policzki Harry’ego przybrały prawie taki sam odcień, jaki posiadała jego bielizna.
-Wchodźcie, bo zamarzniecie. –wyszeptał zmieszany.
Gdy weszli Hermiona poklepała go po ramieniu.
-Już dawno nie widziałam cię tak zmieszanego. –starała się ukryć uśmiech, który powoli wkradał się na jej ustach.
-Mały nicpoń. –zmrużył oczy i posłał Andrew rozbawione spojrzenie. –Idę po Ginny. Rozgośćcie się.
    Dziesięć minut później jedli naleśniki, a Ginny przez kilka minut nie mogła przestać się śmiać, usłyszawszy, jak mały czteroletni chłopczyk wprawił dwudziesto dwu letniego mężczyznę w zażenowanie najwyższego stopnia.
    Do godziny piętnastej Hermiona, ku uciesze Ginny, przygotowywała wraz z przyjaciółką potrawy wigilijne.

    Malfoy Manor nie było oświetlone kolorowymi lampkami, a ogród Narcyzy Malfoy nie ozdabiały rzeźby lodowe czy sztuczne sanie z wypchanymi reniferami. Nie każda rodzina może nacieszyć się miłością i ciepłem tego magicznego święta, które zbliża bliskich na całym świecie. Nie wszystkie rodziny tolerują Wigilię Bożego Narodzenia, która tylko przeszkadza i zaśmieca umysły ludziom. Ponieważ po co wyczekiwać pierwszej gwiazdki i żartować w gronie najbliższych, gdy można siedzieć w tym czasie za biurkiem i podpisywać miliony papierów. Draco i tak nie miał po co wracać tego dnia do rodzinnej rezydencji, która za nic nie przypominała tego, co chciał zobaczyć, jako jedenastolatek, gdy pierwszy raz wrócił z Howartu na święta.
    Blondyn westchnął, przewracając kolejną kartkę dokumentów należących do pana Harborne. Tradycyjnie spojrzał na zegarek na nadgarstku, którego wskazówki poruszały się żółwim tempie.
A może to dobrze? Pomyślał, mając nadzieję, że wydarzy się dzisiaj cud i będzie mógł spędzić Wigilię ze swoim pacjentem, który szybko wróci do zdrowia.
Trzeba naprawdę nienawidzić swojej rodziny, by nie chcieć spędzić z nimi najwspanialszego okresu w roku. Ale czy kiedykolwiek rodzice powiedzieli mu, że go kochają? Matka – owszem. Nie przesadzała z okazywaniem uczuć, ale gdy uznawała, że nadarza się odpowiedni moment, mówiła mu, jak wiele dla niej znaczy. Ojciec – zdarzyło mu się to raz, czy dwa w ciągu jego dwudziesto dwu letniego życia.
Obiecał sobie, że nie będzie ani trochę podobny do swojego ojca, który był dumny z niego w momencie, gdy zgodził się przyjąć Mroczny Znak. Nie powiedział mu tego od razu, ponieważ Lucjusz był w tamtym czasie w Azkabanie, ale ciotka Bella zapewniła go, że ojca rozpiera duma.
Jak można być dumnym z dziecka, które postanawia zabić człowieka? W tamtych czasach nikogo to nie dziwiło. Czystokrwiste rodziny, które popierały Voldemorta takie już były. Dumne ze swojej przynależności.
    Draco przewrócił kolejną kartkę, dopisał datę, która przyprawiła go o mdłości i ruszył do sali, w której leżał pan Harborne.
-Witam. –wszedł bez pukania, zamykając za sobą drzwi.
-Draco. –staruszek chrypnął, po czym podniósł powoli ociężałe powieki. – Ty nie w domu? Z rodziną?
-Wolę ten czas spędzić z panem, panie Harborne. –rozejrzał się po pokoju, którego źródłem światła było małe okienko, zasłonięte zielonymi żaluzjami. Machnął różdżką, wpuszczając trochę światła do pomieszczenia.
-Na pewno nie ma pan do kogo wrócić? –Draco udał, że nie słyszał troski w głosie staruszka. Nie chciał by komukolwiek było mu go żal. Nie zasługiwał na wyrazy współczucia, a tym bardziej od mężczyzny, który ryzykował swoje życia dla dobra czarodziejów. Przeciwstawił się ludziom, dla których on pracował. Poczuł dreszcz przeszywający całe jego ciało.
-Oczywiście, że mam, ale nie wiem, czy im zrobiłoby to jakąkolwiek różnice. –uśmiechnął się delikatnie, dając do zrozumienia, że wszystko jest w porządku. –Nie potrzebna jest panu choinka? –pan Harborne również się uśmiechnął. Wiedział, że Draco nie chciał mówić o jego rodzinie i co sądzi o świętach Bożego Narodzenia.
-Szczerze mówiąc, brakuje mi świątecznych akcentów, ale sam wiesz, mój drogi, że tutaj nie mogę mieć nawet świeczki.
-Naciągniemy trochę zasady. –Draco ponownie machnął różdżką i na stoliku obok pojawiła się mała zielona sosna, ozdobiona lampkami o różnorodnych kolorach. –Taka wystarczy? –pan Harborne uśmiechnął się najszerzej, jak umiał, wyrażając tym aprobatę.
-Powiedz mi, Draconie. Czy jesteś szczęśliwy ze wszystkiego w swoim życiu? –Draco zmarszczył brwi, nie wiedząc, co mężczyzna miał na myśli.
-Nie rozumiem.
Pan Harborne pokręcił powoli głową, wzdychając.
-Powiedz mi, chłopcze, czy chciałbyś coś zmienić w swoim życiu? Czy jest coś z czym nie chcesz mieć wspólnego, czego się wstydzisz lub boisz? –naturalny szaroniebieski odcień oczu Dracona pociemniał. Nienawidził rozmawiać o przeszłości. Nawet Blaise i Teodor nie wiedzieli o większości spraw, które chciał pogrzebać w jak najdalszym zakątku kuli ziemskiej.
Pan Harborne widocznie zauważył nagłą zmianę, która zaszła w oczach jego Uzdrowiciela, więc uśmiechnął się ciepło w jego stronę, wskazując na krzesło stojące obok stolika, na którym teraz stała choinka.
Draco usiadł na wskazanym miejscu przez chwilę, przyglądając się kilku lampkom, które co jakiś czas zmieniały swój kolor. Z zielonego na czerwony, z czerwonego na niebieski,  z niebieskiego na żółty.
-Święta to czas radości, odstawiania nienawiści na drugi tor i wzajemnego przebaczania.  Każdy ma ciemną stronę, która brudzi naszą przeszłość, ale to zależy od nas, czy chcemy, by powoli zblakła, pozostawiając po sobie nie warte zapamiętania smugi.
Draco uważnie słuchał staruszka, przypominając sobie wieczory w Malfoy Manor, gdy po korytarzach posiadłości jego ojca panoszyli się słudzy Voldemorta. Te tortury, które były zwykłą zabawą dla nudzących się Śmierciożerców. Ile siły wkładał w to, by udawać, że go to wszystko bawiło. Jedynym plusem uczestniczenia w tych zebraniach było to, że tylko raz musiał użyć klątwy Cruciatus. Krzyk tego nieszczęśnika do dziś nawiedza go w snach.
Blondyn spojrzał na staruszka, który przypatrywał mu się z nieznaną mu ojcowską troską.
-To zależy kto chce przebaczyć. Możemy się starać i prosić o miłosierdzie, ale są ludzie, którzy naszych błagań nie słuchają. Sądzą, że ludzie się nie zmieniają. –odezwał się i od razu przed oczami stanęła mu postać Hermiony Granger, która podczas odbudowy Hogwartu zapytała, czy może mu pomóc, bo jej chłopak uznał, że sam sobie poradzi. W końcu, pomógł unicestwić najgroźniejszego czarnoksiężnika wszech czasów. Poradzi sobie nawet z podniesieniem gruzu, ma przecież różdżkę.
Na usta blondyna wkradł się delikatny uśmiech, gdy Hermiona przewróciła oczami, kiedy Ronowi trzeci raz z kolei nie udało się unieść kupki kamieni. Jest zbyt pewny siebie i się dekoncentruje. Westchnęła. Tyle razy mu powtarzałam, że do tego trzeba determinacji i siły woli.
I Harry Potter. Na przesłuchaniu w Ministerstwie wstawił się za nim, sprawiając, iż został oczyszczony ze wszelkich zarzutów. Czy tak postępuje wróg? Nie… Ale on też nie wydał Pottera, gdy zjawił się w Malfoy Manor. Widocznie od tamtej pory nawiązali cienką nić porozumienia.
-Lecz, czy ty takie osoby spotkałeś? Kto ci przebaczył, Draco? –blondyn przez chwilę zastanawiał się, czy pan Harborne być może nie używa legimelencji, ale odrzucił tą myśl. Ten staruszek był zbyt uprzejmy -  i jak sądził – za dobrze wychowany, by chciał z własnej woli wkradać się do cudzego umysłu.
-Ci, po których się tego nie spodziewałem. –wytrzymał zatroskane spojrzenie staruszka.
Następną godzinę Draco spędził na słuchaniu opowieści pana Harborne.

    W tym samym czasie Hermiona wraz z Ginny skończyły szykować stół, przy którym Harry i Andrew czekali na upragnione potrawy. Wszystkich zadziwił Andrew, który do tej pory nie upomniał się o jedzenie ani razu.
-Mamo. –Hermiona usiadła naprzeciw chłopca. –Cy tata zje z nami obiad?
Brązowowłosa spojrzała szybko na Ginny, która stanęła w połowie drogi z jadalni do kuchni. Harry zmrużył oczy, czując się po prostu nieswojo.
-Zobaczysz się z tatą jutro. –złapała jego małą rączkę. –Dzisiaj jemy osobno. –w oczach Andrew pojawiły się łzy. –Nie płacz, kochanie. Jutro go zobaczysz.
Szybko podeszła do blondynka i przytuliła go. Wszyscy – Harry, Ginny i ona sama byli zszokowani tym, jak na tę informację Andrew zareagował. Znał go tylko ponad miesiąc.
-Draco powinien być dzisiaj w Mungu. –Ginny podeszła do Harry’ego. Hermiona zawiesiła wzrok na rudowłosej. –Możemy do niego iść.
-W sumie. –odezwał się zielonooki. -To nie jest zły pomysł. –Hermiona wybałuszyła oczy. –No, co? Przecież już dawno zeszliśmy z wojennej ścieżki, a żadne z nas nie chce widzieć tej zapłakanej buźki w Wigilię. –uśmiechnął się w stronę Andrew, którego smutne spojrzenie od razu znikło.
-Andrew. Chcesz iść po kolacji do taty? –zapytała Hermiona, słysząc szybkie bicie swojego serca. Za mocno reagujesz na samą wzmiankę o nim. Wytknęła sobie.
-Tak! –Andrew klasnął w ręce i ponownie przytulił Hermionę, lecz tym razem ze szczęścia.
    Godzinę później stali przy recepcji i pytali o stanowisko Dracona Mafloya.
-Pan Draco Malfoy jest teraz zajęty bardzo ważnym pacjentem. Nawet gdybym chciała, nie mogłabym podać żadnych informacji. –odpowiedziała recepcjonistka, mierząc ich surowym spojrzeniem.
-Jest Wigilia, niech pani nas wpuści. –mruknął Harry, podchodząc bliżej lady. –Dla tego chłopca to bardzo ważne. –wskazał na Andrew, który - albo specjalnie zrobił minę, która chwytała za serce każdego - albo naprawdę bardzo mu zależało na porozmawianiu z Draconem.
Kobieta już miała zaprzeczyć, gdy obok całej czwórki stanął Draco z lekko podkrążonymi oczami i wielkim zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
-Dobrze, że pan jest. Ci państwo chcieli się z panem zobaczyć, ale oczywiście zabroniłam im. Wiem, jak ważne rzeczy ma pan do załatwienia. –Ginny kaszlnęła, chcąc zakryć śmiech wydobywający się z jej ust. Brwi Harry’ego podjechały prawie na sam czubek głowy, a Hermiona po prostu stała nie dowierzając w to co zobaczyła i usłyszała.
Czy ta kobieta naprawdę podrywała Dracona przed ich nosami? Jej troska była tak sztuczna, że aż mdliło. Draco tylko przewrócił oczami.
-Mogą wejść, ja i tak za chwilę wychodzę. –spojrzał na nich i machnął ręką. –Chodźcie za mną.
Recepcjonistka zmroziła ich swoim zazdrosnym spojrzeniem. Po chwili znaleźli się w gabinecie blondyna, który już powoli zbierał się do wyjścia.
-Co was tutaj sprowadza? –zapytał, siadając na swoim codziennym miejscu, uprzednio wyczarowując im po krześle. Andrew usiadł Hermionie na kolanach.
-Tak szczerze – zaczął Harry – to Andrew.
Draco przeniósł swój wzrok na rozpromienionego chłopca. Uśmiech sam zjawił się na jego ustach.
-Stęskniłeś się? –zapytał, jeszcze szerzej się uśmiechając. Hermionie serce znowu przyspieszyło rytm.
-Nie psysedłeś zjesc ze mną obiadu.  –założył ręce na swojej małej klatce piersiowej.
-Przepraszam, ale mam dużo pracy. –wstał z krzesła i podszedł do Andrew, kucając przy Hermionie. Ich kolana się ze sobą dotknęły. Po ciele brunetki, jak i blondyna przeszły miłe dreszcze.
Draco zauważył rumieńce na policzkach Hermiony.
-Mogę ci pokazać na czym polega moja praca. –wyciągnął w jego stronę swoją dłoń. –Zapoznam cię z pewnym panem, któremu już dawno obiecałem, że cię pozna. –Andrew chwycił dłoń Dracona, sprawnie zeskakując  z ud Hermiony.
-To może niech Hermiona pójdzie z wami, a my poczekamy na nich na dole? –zaproponowała Ginny, wiedząc, że w tym momencie musi razem z Harrym się „ulotnić”.
-Jak chcecie. –odpowiedział. –Chcesz iść z nami, Hermiono?
Po raz enty tego dnia jej serce przyspieszyło. Za jakiś czas dostanę zawału, pomyślała.
-Nie zostawię go samego. –mruknęła, pozwalając, by Andrew trzymał tym razem za rękę Dracona, a nie ją. –Za chwilę będziemy. –zwróciła się do przyjaciół, którzy od razu ruszyli w stronę recepcji.
    Do pokoju weszli pierwsi Draco i Andrew. Hermiona czuła się obco i niepotrzebnie. Andrew poznał Dracona miesiąc temu, a wystarczy powiedzieć mu, że idzie go odwiedzić, euforią wypełnia każdą cząstkę pomieszczenia, w którym się znajduje. Nie miała mu tego za złe, ale nadal nie mogła przyjąć do siebie myśli, że jej synek poznał swojego biologicznego ojca i tak szybko się do niego przyzwyczaił. Jaką krzywdę mu obydwoje zrobią, gdy Draco weźmie ślub z Astorią. Wtedy powrócą do sytuacji, w której ani Malfoy ani Andrew nie wiedzieli o sobie. Tylko, że teraz stoją razem przed łóżkiem starszego mężczyzny i szepczą do siebie. Takie rozstanie będzie najtrudniejsze.
Spojrzała w stronę staruszka, który, odkąd weszła, przyglądał jej się z ciepłem w szarych, pozornie zimnych oczach.
-Draconie. –blondyn podniósł wzrok z Andrew na pana Harborne. –Chciałbym porozmawiać z panną Granger.
Draco spiął się lekko, ale kiwnął głową i znowu wziął Andrew za rękę. Powiedział mu, że pójdą na dół do Harry’ego i Ginny, po czym wyszli z pomieszczenia. Hermiona zdążyła jeszcze zauważyć niepewny wyraz twarzy Draco. Przecież ten człowiek mnie nie zabije, pomyślała. Prawda?
-Nie bój się, moja droga. – pan Harborne zwrócił się do niej, widząc jej zdezorientowaną minę. –Chciałbym tylko porozmawiać.
Hermiona niepewnie podeszła do stolika i usiadła na krześle obok, spoglądając to w stronę staruszka, to w stronę małej choinki.
-Wyczarował mi ją Draco. Tak tutaj ponuro. –Hermiona uśmiechnęła się lekko, czując, jak opuszczają ją złe przeczucia i troski.
-Skąd zna pan moje nazwisko?
Staruszek uśmiechnął się ciepło.
-Od Dracona, moja droga. –jego uśmiech się powiększył, gdy oczy Hermiony powiększyły się ze zdziwienia. –Jest on naprawdę uzdolnionym magomedykiem i opiekuje się mną najlepiej, jak może. Dotrzymuje mi towarzystwa, wiedząc, że nie pożyję za długo. Ja nie daję mu nic w zamian, a chciałbym mu pomóc, tak, jak on pomaga mi. –Hermionie z żalu ścisnęło się serce. –A wracając do twojego pytania, Hermiono. Kilka razy o tobie wspomniał. I jak sądzę, ten mały panicz, który przed chwilą wyszedł za Draconem z Sali, to twój syn, tak? Andrew?
Brązowooka nie mogła wydusić z siebie ani jednego słowa. Draco mówił temu mężczyźnie o niej i o… Andrew? Nikt nie miał się przecież dowiedzieć.
-Nie masz o co się martwić, moja droga. Nikomu nie powiem, ponieważ nikogo nie mam. Zabiorę wasz sekret do grobu.
Hermionę przeszedł niemiły dreszcz.
-Nie chciałem, żeby zabrzmiało to co najmniej złowrogo. –zaśmiał się, po czym kaszlnął, kładąc dłoń w okolicy serca. –Rodzinę Dracona od pokoleń wypełniają czarodzieje czystej krwi, na pewno o tym wiesz. –Hermiona skinęła głową. -Sam mogę się poszczycić tym mianem, ale każdą tradycję można zmienić. Jest magia silniejsza od nienawiści, zawiści i uprzedzeń. Można by się w waszym przypadku posłużyć klątwą Imperio, ale nie byłabyś wtedy szczera z samą sobą.
-Nie w mojej naturze używanie Zaklęć Niewybaczalnych. –odpowiedziała trochę zachrypniętym głosem.
-A nie w mojej podsuwanie takich pomysłów. Po prostu, niektórzy czarodzieje uznaliby to za najprostsze wyjście. Ja jednak już powiedziałem, że jest magia silniejsza od wszelkiego zła. Wiesz, co to za magia, Hermiono?
Brązowowłosa zamknęła na chwilę oczy, wiedząc, co ma na myśli pan Harborne.
Miłość.
-Niestety mnie i Dracona to nie dotyczy. Od ponad czterech lat nie czujemy do siebie nic poza tolerancją. –otworzyła oczy, w których odbijały się kolorowe lampki, ozdabiające choinkę.
-Ja uważam, że w najbliższym czasie wszystko się zmieni.
Hermiona zmarszczyła brwi.
-Co ma pan na myśli?
Z ust pana Harborne nie schodził delikatny uśmiech.
-Nie chcę, byś do końca życia wspominała mnie jako dziwnego starca, który w Wigilię Bożego Narodzenia wmawiał ci, że ty, moja droga oraz Draco znowu będziecie ze sobą szczęśliwi. Nie jestem Wróżbitą. To jest zwykłe przeczucie. –mrugnął w jej stronę, jeszcze bardziej ją dezorientując.
-W tamtym momencie uznałam, że Draco, jak i Andrew powinni poznać prawdę. Chcę dać mu prawdziwą rodzinę. Andrew jest wspaniałym chłopcem, który na to zasługuję.
Brązowe oczy Hermiony wypełniły się łzami. Tym razem to serce pana Harborne się ścisnęło z żalu.
-Jeżeli w ciągu tych czterech lat udało ci się sprawić, że chłopiec był szczęśliwy, to teraz będzie tylko lepiej.
Wyciągnął w jej stronę rękę. Hermiona podeszła i ją ścisnęła.
-Uwierz staruszkowi, który bezgranicznie kochał najwspanialszą kobietę na świecie i z agonią patrzył na jej odejście. Wiem, że Draco nadal żywi do ciebie uczucie, którym darzyłem swoją żonę. A było ono w stu procentach prawdziwe.
-On ma narzeczoną. –szepnęła, chociaż nie chciała, by pan Harborne usłyszał obawę w jej głosie.
Staruszek ścisnął jej dłoń, starając się dodać Hermionie otuchy.
-Wszystko się wkrótce zmieni. Będę na to wszystko patrzył z góry i uśmiechał się, gdy wam się uda. Nie trać wiary. Są rzeczy, o które warto walczyć do samego końca.
Hermiona uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością i nie dbając o to, czy może, czy nie, uścisnęła pana Harborne.
-Pozdrów ode mnie Andrew, ponieważ niestety nie mam pewności, czy się jeszcze kiedyś spotkamy.
Hermiona uśmiechnęła się ciepło, przytakując skinieniem głowy.
-Obiecuję. –jeszcze raz ścisnęła dłoń pana Harborne w momencie, gdy do pokoju wszedł Draco.
-Andrew chciał zostać na dole.
-Już do niego schodzę. –ostatni raz spojrzała w oczy pana Harborne. –naprawdę miło było pana poznać.
-Mi ciebie również, Hermiono. –pożegnali się delikatnymi uśmiechami, i gdy Hermiona wyszła z Sali staruszek przerzucił swój wzrok na Dracona. –Nie daj jej odejść, Draconie. To naprawdę wspaniała dziewczyna.
-Zrobię wszystko by była szczęśliwa. Niech się pan o to nie martwi.
Ton głosu Dracona tylko upewnił pana Harborne, że blondyn nie kłamie.
    Hermiona nie powiedziała Draco, że udaje się z powrotem do domu. Najszybciej, jak mogła wyjaśniła Ginny i Harry’emu, że musi jeszcze przygotować ją i Andrew do jutrzejszego wyjazdu. Nie mogła spojrzeć w te szaroniebieskie oczy, które sprawiały, że zapominała o Bożym świecie.
    Rozmowa z panem Harborne utwierdziła ją w fakcie, że nadal kocha Draco. A najgorsze było to, że on prawdopodobnie nie kochał jej.  Jeżeli stanie wraz z Astorią Greengrass na ślubny kobiercu – ona umrze z samotności i żalu, że nie udało jej się dać Andrew pełnego ciepła rodzinnego.
   

    Zegar wybił godzinę siódmą trzydzieści i w tym czasie brązowowłosa piła kawę i układała parami świeżo wyprane skarpetki Andrew. Chłopiec spał – miał do wykorzystania jeszcze pół godziny.
W mugolskim radio leciała właśnie jedna z ulubionych piosenek Hermiony.

When I look into your eyes
It's like watching the night sky
Or a beautiful sunrise
But there's so much they hold

Brązowooka zaczęła nucić, by po chwili zatracić się w przepięknej melodii i tekście utworu.

And just like them old stars
I see that you've come so far
To be right where you are
How old is your soul?

Czy właśnie tak się czuła, widząc Dracona? Czy nie mogłaby po prostu… zapomnieć?
Hermiona zamknęła oczy i oparła się o blat kuchenny. Może jednak spróbuje? Bo po co zadawać sobie ból? Może powinna coś zmienić?

I won't give up on us
Even if the skies get rough
I'm giving you all my love
I'm still looking up

Draco zapukał do drzwi mieszkania Hermiony. Nie słysząc odpowiedzi ponowił czynność, lecz gdy znowu nikt nie podszedł by mu otworzyć, wszedł powoli do przedpokoju. Słysząc melodię, wydobywającą się z kuchni, poszedł w tamtą stronę.

And when you're needing your space
To do some navigating
I'll be here patiently waiting
To see what you find

Zobaczył jedą z najbardziej uroczych rzeczy, których nie miał okazji za często oglądać.
Hermiona trzymająca kubek z kawą w dłoniach, kiwała się delikatnie w takt muzyki grającej z dziwnego urządzenia. Poza telewizorem plazmowym Draco nigdy nie widział żadnych urządzeń elektrycznych.
Blondyn uśmiechnął się i zobaczył schodzącego po schodach Andrew.

'Cause even the stars they burn
Some even fall to the earth
We got a lot to learn
God knows we're worth it
No I won't give up*

Draco przyglądał się po cichu poczynaniom zaspanego czterolatka i zatraconej w muzyce Hermionie. Zdał sobie sprawę, że mógłby patrzeć tak na nich do końca swoich dni.

Nie poddam się.

Pomyśleli w tym samym czasie, gdy piosenka się skończyła, a Hermiona otworzyła oczy. Ich spojrzenia się spotkały, a serca zabiły szybciej. 

*

Nie chcę się tłumaczyć, tak długą nieobecnością, ponieważ odpowiedź jest jedna i ta sama - nauka. Od 10 do 12 grudnia miałam testy gimnazjalne i starałam się powtórzyć najwięcej, jak mogłam. Kolejny tydzień był, tak samo męczący. Nauczycieli nie obchodziło to, że za kilka dni będą Święta i na każdej lekcji zadawali zadania domowe, a pani od matematyki z dnia na dzień zrobiła nam sprawdzian z funkcji.... Szkoda słów.
Ten świąteczny rozdział miał zostać dodany na początku grudnia, ale złożyło się tak, że dodaję go dzisiaj, w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia :)
Z tej okazji chciałabym Wam życzyć przede wszystkim spokojnych, radosnych, pełnych ciepła rodzinnego świąt Bożego Narodzenia - spędzonych w jak najmilszym gronie! Spełnienia marzeń, osiągnięcia swoich celów życiowych, wymarzonych prezentów pod choinką, smacznych potraw, abyście spędzili te dni w cudownej atmosferze, z uśmiechami na ustach, abyście w przyszłości spotkali wspaniałą Emmę, Toma, Daniela, Bonnie i resztę obsady Harry'ego Pottera; zdrowia, ponieważ ono też jest ważne oraz udanego i szalonego Sylwestra!
Mam nadzieję, że Wigilia minęła Wam w pozytywnej atmosferze :)

*piosenka, której tekst jest w tym rozdziale to I Won't Give Up - Jason Mraz

Widzieliście nowy filmik NiightAnGeel??! Jest po prostu... cudowny! <3 
Wspaniały prezent świąteczny: http://www.youtube.com/watch?v=s3XcvOdFbn8

W zamian za to, że nie ma śniegu postanowiłam mieć go u mnie na blogu. Niech tutaj sobie popada :D
Dziękuję Księżniczce Czystej Krwi za linka do strony, dzięki której mogę popatrzeć na wirtualny śnieżek i za jej wieczne wsparcie oraz Lanie, która ponownie zabetowała rozdział! Dziękuję kochane! <3

Wam również dziękuję. Za to, że nadal czytacie i odwiedzacie Wciąż Cię Kocham! Opowiadanie ma już ponad 14 TYSIĘCY odsłonięć! *_______* 

P.S Próbuję likwidować to białe tło pod tekstem, ale ustawienia coś nie chcą ze mną współpracować :/ 
Coś wymyślę, ponieważ czuję, że to tło może przeszkadzać w czytaniu.