Andrew odsunął
się od Dracona, który poczuł niemiły ucisk w żołądku. Milion uczuć zawładnęło
jego ciałem. Czy to się naprawdę dzieje? Czy właśnie przytula swojego syna?
Blondyn nie spuszczał wzroku z Andrew, który szeroko się uśmiechał.
Chłopiec podszedł do Hermiony i złapał
jej dłoń.
Draco nie chciał
spojrzeć na brunetkę. Nie wiedział dokładnie dlaczego. To nie był strach,
raczej wstyd. Zostawił ją, gdy sam myślał, że wszystko zaczynało się układać.
Gdyby tylko wiedziała dlaczego to zrobił… Wciągnął powoli powietrze, zdając
sobie sprawę, że robi to po raz nasty tego dnia. Przybrał maskę odważnego, pewnego siebie arystokraty i spojrzał na
Hermionę, która szybko starła łzę.
-Może... –zaczął, gdy brunetka spojrzała na niego znowu,
starając się utrzymać resztki swojej gryfońskiej odwagi. –Będę przychodził w
weekendy?
-Tak, to dobry pomysł. –odpowiedziała, głaszcząc kciukiem
wierzch dłoni Andrew. Blondyn widział oczami wyobraźni, jak przestrzeń pomiędzy
nimi zaczynała się jeszcze bardziej zagęszczać. Mężczyzna przełknął ślinę i
postarał się, by uśmiech, jakim obdarzył ciągle patrzącego na niego chłopca,
był pełen ciepła. Nie mógł uwierzyć, że blondynek dorastał cztery lata bez
ojca.
Postawił dwa kroki
w stronę Hermiony i wystawił do niej rękę. Przez kilka sekund kobieta wahała
się, czy podać mu dłoń, czy rozsądniej będzie w ogóle go nie dotykać. Andrew
machnął swoją małą dłonią, która nadal była w uścisku Hermiony, wystawiając ich
splecione dłonie w stronę Draco. W ostatniej chwili podała mu dłoń, czując
dreszcze, których nie miała szansy odczuć przez ostatnie cztery lata.
Wzdrygnęła się, widząc, iż Draco zauważył jej lekki szok i zarumienione
policzki.
Gdy dłoń Hermiony
dotknęła jego bladej skóry, nie miał pojęcia, jak mocno na niego to zadziałało.
Tak zwykłe podanie dłoni dało znak, iż zatęsknił za dotykiem tak delikatnej
skóry. Astoria miała zadbane ręce , ciało też, ale Hermiona… To zupełnie co
innego. Nie był pewny, czy miał taką dobrą pamięć, czy jedwabność skóry
brunetki utkwiła w jego narządzie zmysłu, zwanym dotykiem. Hermiona szybko
oderwała od niego wzrok i wysunęła dłoń, poprawiając nią lekko opadający kosmyk
włosów, by zakryć coraz czerwieńsze policzki.
-Zobaczymy się za tydzień, zgoda? -ukucnął przy Andrew,
targając jego platynowe włosy.
-Tak! –zawołał i już drugi raz tego wieczoru, uścisnął
Dracona.
-To… Do soboty?
–zwrócił się do zakłopotanej Hermiony.
-Tak. Do soboty. –uśmiechnęła się lekko i razem z Andrew,
odprowadziła go do drzwi wyjściowych.
Tego samego
wieczora, Theodor udał się do mieszkania Draco, który nie miał za bardzo chęci
na powrót do Malfoy Manor. Ostatni tydzień w tej posiadłości nie napełnił go
szczęśliwymi wspomnieniami.
-Specjalnie to zrobiłeś, nie mylę się? –Draco podał Theodorowi
szklankę z bursztynowym alkoholem i usiadł naprzeciwko niego.
-A co masz na myśli? –brunet przyłożył szklankę do ust i
podniósł prawą brew, doprowadzając blondyna do szewskiej pasji.
-Nie chciej, bym ci przyłożył, przyjacielu. –warknął,
wypijając połowę zawartości swojej szklanki.
-Może cię oszukałem, ale przyznaj, że sam byś do niej nie
przyszedł. –Draco otworzył usta, by zaprzeczyć, jednak szybko je zamknął,
marudząc pod nosem. –Widzisz? Może
przyznasz mi rację? –Theodor zaśmiał się. Nastała cisza, przerywana odgłosami
przełykania i strzelania spalającego się drewna w kominku.
Draco zamknął oczy
i ułożył głowę na oparciu sofy. Theodor zaczął obracać naczynie w dłoni,
zastanawiając się, czy zrobił dobrze. Draco wyszedł z mieszkania Hermiony z
mieszaniną uczuć na twarzy i nie odzywał się całą drogę powrotną.
-A jak tam wczorajszy wieczór z Astorią? Robiliście jakieś
ciekawe rzeczy? –Draco podniósł powoli głowę, wrednie się uśmiechając.
-Mam ci streścić nasze ekstazy łóżkowe, Theo? –brunet
przewrócił oczami. –Znajdź sobie dziewczynę.
-Nie, dzięki. Wolę połykać Ognistą, niż ją zwracać.
–zironizował, opróżniając szklankę. –A co do dziewczyny. Mam jedną na oku.
–Draco wbił w bruneta zaciekawione spojrzenie, ale Nott nie zamierzał mu nic na
ten temat powiedzieć, więc ciągnął dalej. -Nie żebym coś sugerował, ale nie baw
się tak Greengrass, bo jeżeli chcesz z nią spędzić resztę swojego życia,
musisz, jak to powiedziałeś: „Zacząć traktować ją, jak swoją narzeczoną”.
-A, jak to powiedział Blaise: „Mam dwadzieścia dwa lata i
mogę robić, co mi się żywnie podoba”. –puścił mu oko i odstawił szklankę z
alkoholem na stolik.
Ostatnią rzeczą,
jaką zrobił Theodor przed wyjściem z mieszkania swoje przyjaciela, było coraz
częstsze, ciężkie westchnienie bezsilności.
Całą niedzielę
Hermiona spędziła na oglądaniu powtórek Przyjaciół
i spoglądaniu na Andrew, bawiącego się po drugiej stronie salonu. Całą noc
rozmyślała nad odwiedzającymi ją uczuciami, gdy Draco Malfoy znajdował się w
pobliżu, a wczorajsze, najzwyklejsze podanie dłoni, utwierdziło ją w fakcie, iż
mężczyzna nie jest jej tak obojętny, jak by chciała.
Poniedziałek zaczął
się, jak zwykle od sprawdzania papierów i pisania raportów. W jednej z książek,
którą codziennie zabierała do Ministerstwa, znajdował się list od Pansy, który
teraz bardzo wiele wyjaśniał. Sięgnęła po wolumin, przejeżdżając dłonią po
okładce. Voldemorta już nie ma, ale kłopotów nigdy za wiele. Teraz ma na to
dowód. Wyciągnęła zza obwoluty pergamin, zapisany ładnym, prostym pismem Pansy.
Nigdy nie sądziła, że panna Parkison będzie chciała jej wszystko wyjaśnić.
Tylko dlaczego zasugerowała, że Draco chciałby zaprosić ją na swój ślub? Sama
GInny powiedziała, że zaproszenie dali jej Nott i Zabini, co było jeszcze
dziwniejsze. Hermiona potrzasnęła głową i szybko włożyła list z powrotem do
książki. Jedyne co może teraz zrobić, to nie stracić nad sobą panowania w
najbliższy weekend.
Z Ministerstwa
wyszła po piętnastej. Miała właśnie wejść do kominka, by znaleźć się u siebie w
mieszkaniu, gdy ktoś złapał ją za ramię. Kobieta podskoczyła i odwróciła się,
patrząc na napastnika z rządzą mordu w oczach.
-Theodor? –wypuściła nadmierną część powietrza i zwęziła
oczy. –Chcesz mnie zabić?
-Nigdy w życiu! –przyłożył prawą dłoń do serca w geście, iż
przyrzeka na własne życie. -Po prostu chciałem się spytać, czy idziesz dzisiaj
do Munga?
-Masz na myśli Andrew? –brunet przytaknął. –Dzisiaj idę
ostatni raz. –przyjrzała mu się uważnie. –Dlaczego pytasz?
-Właśnie szedłem odwiedzić Draco, więc jeżeli nie masz nic
przeciwko. –wskazał na swoje zgięte ramię. –Moglibyśmy pójść razem. –uśmiechnął
się zachęcająco. Hermiona zaskoczona jego śmiałością i tym, jak ją od pewnego
czasu traktuje, nie mogła się powstrzymać od rzucenia mu ostrzegawczego
spojrzenia.
-Nie wiem, dlaczego jesteś taki miły, ale dobrze. –ułożyła
prawą rękę w zgięciu łokcia Theodora. –Możemy iść. –po tych słowach udali się
do kominka.
Odebrali Andrew od
rodziców Hermiony, co było naprawdę śmiesznym przeżyciem. Blondynek bez żadnego
skrępowania podał dłoń Theodorowi i opowiedział mu o bajce, którą oglądał w
telewizji. Odkąd Draco wprowadził się do swojego własnego mieszkania, zakupił
telewizor, ale Theodor nadal nie rozumiał po co człowiekowi to dziwne pudło z ruszającymi się, kolorowymi obrazkami.
-Mamo. Gdzie idziemy? –teleportowali się przed wejściem domu handlowego przy Purge & Dowse Ltd. Rozejrzeli się uważnie i gdy manekin o postaci kobiety kiwnął im głową, szybko weszli do środka.
-Idziemy do cioci Ginny. Dzisiaj ostatni raz cię zbada.
–uśmiechnęła się do chłopca ciepło.
-Mam nadzieję, że nie przeszkadzałem w tej podróży. –odezwał
się Theodor, o którego istnieniu Hermiona na chwilę zapomniała. Skarciła się w
myślach za chwilę nieuwagi.
-Nie, ale nadal nie wierzę, że się do mnie normalnie
odzywasz. –brunet zaśmiał się cicho.
-Sam też bym pewnie nie uwierzył. –przyglądał się jej
dłuższą chwilę z ciągłym uśmiechem na ustach. –Nie chce wam zabierać więcej
czasu, więc do zobaczenia. –podał rękę Andrew, powtarzając tę czynność z
Hermioną. Kobieta kiwnęła głową i śledząc wzrokiem oddalającą się sylwetkę
Theodora, zaczęła myśleć nad Malfoyem, do którego właśnie udał się Nott.
-Już jesteście? –Ginny uśmiechnęła się szeroko.
-Szybciej skończyłam. –brunetka rozebrała Andrew z kurtki.
–Szłam tutaj z Theodorem Nottem.
-Naprawdę? A po co on tutaj? –zapytała z kpiną w głosie.
-Przyszedł do Dracona. –Ginny stanęła i spojrzała szybko na
Andrew, który patrzył z zaciekawieniem na półkę z eliksirami. –Andrew wie. Harry
ci nie powiedział?
-Powiedział, ale… To nie był dla małego szok?
-Pytał się, dlaczego Malfoy nie może z nami mieszkać.
–Andrew spojrzał na Hermionę i uśmiechnął się.
-Ciocu. –Ginny podeszłą do niego. –Wies, ze mam tatę?
–Hermiona uśmiechnęła się blado, czując, jakby coś ciężkiego spadło na dno jej
żołądka.
-Naprawdę? To wspaniale! –rudowłosa przytuliła chłopca,
spoglądając na swoją przyjaciółkę.
-Pan doktol jest moim tatą. –więcej nic nie powiedział,
ponieważ Ginny zaczęła mówić o rezultatach jakie przyniosły eliksiry.
-Powoli odzyskuje
pan sił i miejmy nadzieję, że dalsze badania pozwolą na dokładniejsze wykrycie
źródła tego przydatku. –Draco od samego rana siedział nad wynikami i zapiskami
dotyczącymi pana Harbone. Mężczyzna uwolnił się od ciężkiego kaszlu i nocnych dreszczy, ale blondyn nadal nie
wiedział co jest główną przyczyną choroby.
-Rozumiem. –pan Harbone ułożył się na miękkich poduszkach i
podziękował Draconowi skinieniem głowy.
-Do zobaczenia jutro o tej samej porze. –zakończył blondyn i
wyszedł z pomieszczenia. Gdy doszedł do swojego gabinetu, zastał przed drzwiami
Theodora. Blondyn otworzył drzwi, najpierw wpuszczając przyjaciela.
-Teraz ty składasz mi niezapowiedziane wizyty? –zapytał,
ściągając szatę Magomedyka.
-Chciałem porozmawiać o firmie.
-Wiesz, że w ogóle mnie to nie obchodzi. –blondyn przerwał
mu i machnął różdżką zamykając otwarte półki.
-Nie bądź taki zgryźliwy, stary. –Theodor podniósł ręce w
geście niewinności. –Po prostu, gdybyś miał czas, przyjdź w piątek do mnie.
Blaise też tam będzie.
-W piątek nie mogę. W sobotę też nie. –ominął bruneta,
przywołując do siebie płaszcz.
-Obiad z twoimi rodzicami i Astorią?
-Nie. Obiady mamy w czwartki. –Draco za wszelką cenę chciał
ominąć temat spotykania się z Hermioną i Andrew.
-To co cię tak zatrzymuje? –Theodor złapał blondyna za
ramię, gdy skierował się w stronę już otwartych drzwi.
-Mam pewne plany. –odpowiedział, wskazując ręką na korytarz.
Obydwaj wyszli i ujrzeli idącą w ich stronę Ginny wraz z Hermioną i Andrew.
-Zapomniałem ci powiedzieć, że spotkałem po drodze Hermionę.
–Theodor szepnął, widząc zdziwioną minę przyjaciela.
Wzrok obydwojga
spotkał się po tym, gdy Theodor wypowiedział ostatnie słowo. Hermiona stanęła
jak sparaliżowana, ale Ginny lekko ją pchnęła, by dodać jej odwagi. Szła wolno,
nie chciała wyglądać, jak zdesperowana nastolatka ze złamanym sercem. Co
najdziwniejsze, tak właśnie się czuła.
Andrew ciągnął ją
za rękę, chociaż nie wiedział dlaczego. Po prostu, jak ciocia Ginny pospiesza
mamę, on zrobi to samo. Jego na pewno posłucha. Odwrócił głowę i zobaczył
przyglądających im się, dwóch mężczyzn. Uśmiech zagościł na jego twarzy i
jeszcze mocniej pociągnął Hermionę za rękę. Ot tak, jakby jakaś siłą
przyciągała go do pana doktora o blond włosach. Do jego taty. Nie rozumiał za
wiele, ale wiedział, że mama nie kłamała. Nigdy się nie zastanawiał nad tym,
dlaczego nie miał taty. Dlaczego wychowuje go tylko mama, że zostaje razem z ciocią
Ginny, wujkiem Harrym i dziadkami, gdy mama jest w pracy. Nigdy się nie
zastanawiał, bo nie miał po co. Miał dopiero cztery lata, więc nie zamierzał
filozofować. Jednak, gdy mama powiedziała mu, że ten pan doktor jest jego tatą…
Ufał mamie i chociaż pan doktor jest obcym człowiekiem, on go lubi. Polubił
pana doktora, który jest jego tatą.
Draco zaśmiał się
cicho, widząc Andrew ciągnącego Hermionę. Sama postawa brunetki znowu
namieszała w jego głowie. Nie chciała się spieszyć, chciała się opierać synowi,
co nie spodobało się blondynowi. Nie taką Hermionę znał. Jego Hermiona
stawiłaby czoło lękom. Tylko, że to już
nie jest twoja Hermiona. Usłyszał ten denerwujący głosik i zacisnął dłonie
w pięści.
-Cześć Malfoy. –pierwsza odezwała się Ginny, uśmiechając się
wrednie. –I Nott. –Theodor kiwnął głową i spojrzał na spiętą Hermionę.
-Hermiono. –brunetka oderwała wzrok od Andrew i spojrzał
szybko na Theodora. –Znalazłem pewne miejsce na założenie klubu i chciałem
ciebie zaprosić w piątek na kawę. Jesteś inteligentną kobietą, więc twoja pomoc
bardzo by mi się przydała. –kobieta po raz drugi tego dnia została zaskoczona
przez Theodora Notta.
-Niestety w piątek jestem zajęta. –jej wzrok powędrował w
stronę Draco.
-Draco też ma plany, więc zostaję tylko ja i Blaise. –zrobił
zawiedzioną minę, ale ta znikła, zastępując ją lekkim uśmiechem. –Czyżby Draco
postanowił zapoznać się z Andrew?
-Właśnie, dlatego nie mogę się z tobą spotkać, najdroższy
przyjacielu. –odpowiedział Draco i przewrócił oczami. –Myślałem, że szybciej się domyślisz.
–klepnął go pa ramieniu i spojrzał z determinacją w oczy Hermiony.
-Tylko nie zapomnij o naszym wieczorze. –puścił do niej oko
i pogłaskał Andrew po roztrzepanych włosach. Hermionę znowu sparaliżowało.
Nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że Theodor pożegnał się z nią i Ginny oraz
że rudowłosa od jakiegoś czasu powtarza jej imię.
-S-słucham? –spytała zachrypniętym głosem.
-Powiedziałam, że Malfoy nigdy się nie zmieni. –Ruda
zaśmiała się, widząc jakie wrażenie sprawiło na Hermionie zwykłe puszczenie oka
przez Dracona. –Chodźmy, bo nie zauważysz wschodu słońca. –znowu się zaśmiała.
Draco wszedł do mieszkania
wlokąc się Theodorem.
-W porównaniu do ciebie, Nott. Ja pracuję i jutro muszę rano
wstać. –mruknął Draco, zamykając za sobą drzwi.
-Przecież nie będziemy pić, tylko chcę ci się pochwalić
pomysłem na mój biznes. A, że w piątek zajmujesz się czymś przyjemniejszym..
–Draco posłał brunetowi mrożące krew w żyłach spojrzenie. Mężczyzna tylko
wzruszył ramionami.
-To opowiadaj. –usiadł na krześle przy stole. Theodor zrobił
to samo i już miał zacząć wygłaszać mowę, gdy ktoś zapukał do drzwi.
-Poczekaj. –blondyn wstał i otworzył wejście do mieszkania.
Za drzwiami stał zdenerwowany Blaise. –Coś się stało? –ciemnoskóry wszedł
szybko do pomieszczenia, udając się do kuchni. Draco powoli zamknął drzwi i
poszedł za Zabinim.
-Żaden z was nie raczył mnie poinformować, że syn Granger
wie o Draco? –warknął, patrząc groźnie raz na bruneta, a raz na blondyna i tak
na zmianę.
-To nic ważnego… -zaczął Draco, ale Blaise podniósł rękę,
uciszając go.
-Serio? To, że twój syn wie o twoim istnieniu to nic
ważnego? Chyba ci chłopie rozum odjęło odkąd zacząłeś lizać się z Greengrass!
-Nie mieszaj w to Astorii, Blaise! –warknął blondyn, czując
potrzebę obronienia tej kobiety.
-Przyszedłem tutaj, ponieważ chcę się dowiedzieć prawdy z
twoich ust, Draco! Co ty wrzeszczcie chcesz zrobić?
-O co ci dokładnie chodzi? –Draco podniósł wysoko lewą brew.
-O Granger. O twojego, kurwa, syna!
-Co mam twoim zdaniem zrobić, co? Myślisz, że to takie
łatwe? Nie wiesz właśnie, bo nigdy nie byłeś i nie jesteś w takiej sytuacji!
-Nie jestem, ale, do jasnej cholery, chcę ci pomóc, a ty mi
nic nie mówisz! Powiesz o tym swoim rodzicom? A może Astorii? –zaśmiał się.
–Jej lepiej nie, bo zacznie rzucać talerzami. –mruknął.
-Jeżeli tak bardzo chcesz wiedzieć, to co piątek lub sobotę
będę spotykał się z Andrew i Hermioną. –Blaise zdziwił się. –Tak, Zabini.
Umówiliśmy się na taki układ. Nic więcej nie mogę zrobić.
-A co z Astorią?
-A co ma z nią być? Gdy będzie trzeba to jej powiem.
–wzruszył ramionami.
-Chyba już nie będziesz musiał. –odezwał się nagle Theodor z
dziwnym wyrazem twarzy. Draco i Blaise odwrócili się w stronę, w którą patrzył
ich przyjaciel. Astoria stała w drzwiach z przerażeniem i szokiem wymalowanym
na twarzy.
-O kurwa. –tyle tylko zdołał powiedzieć Draco.
Czy coś się tutaj ciekawego dzieje?... Oby rozdział nie zanudził Was na śmierć lub nie sprawił, że zaśniecie przed komputerem/telefonem.
Dodałam nową zakładkę "Inspirację", w której możecie znaleźć filmiki i piosenki, które zainspirowały mnie do napisania tej historii :)
P.S Dziękuje Lano za zbetowanie ;*