Siedzieli
naprzeciwko siebie w ciszy. Obydwoje nie mięli pojęcia ile czasu minęło –
dwadzieścia minut, a może dwie godziny? Nawet Andrew wydawał się dziwnie
onieśmielony. Przerzucał Złotego Znicza z dłoni do dłoni, mając nadzieję, że
Draco do niego podejdzie i się z nim pobawi.
Za oknem rozpadało
się na dobre. Z najbliższego buka spadły ostatnie pomarańczowożółte liście, przykuwa wszy tym samym uwagę byłych
zakochanych. Spojrzeli na siebie w tym samym czasie, walcząc o to, kto pierwszy
ulegnie i oderwie wzrok. Żadne z nich nie miało ochoty odpuścić. Tym bardziej
Hermiona, która nie lubiła słuchać docinków Dracona na temat, jaki to on jest
wspaniały, że zawsze wygrywa i och i ach i ech. Kobieta chciała uzyskać nad nim
jak największą przewagę, ponieważ święta w Alpach wydały jej się naprawdę w
porządku. Czy chciała go do tego wyjazdu namówić, tylko dlatego, żeby Andrew
miał wreszcie pełne, rodzinne święta? Czy może też dla samej siebie?
Brunetka ciągle
nie spuszczając wzroku ze stalowoszarych oczu blondyna, pokręciła lekko głową,
dając jemu do zrozumienia, że nie odpuści, a sobie, żeby przestała myśleć, że
Malfoy wciąż coś dla niej znaczy. Dała sobie jasno do zrozumienia, że nie chce
dopuścić do siebie uczuć, którymi kiedyś darzyła siedzącego przed nią już
mężczyznę.
Draco tylko
uśmiechnął się w ten swój pewny siebie, wredny sposób, pozostawiając
skrępowanie daleko w tyle. Oparł się wygodnie o oparcie sofy, rozkładając ręce
na jej oparciu. Hermiona lekko prychnęła i poczuła jak do jej oczu napływają
łzy. Nie daj się podejść, wytrzymasz
jeszcze chwilkę. Powtarzała w myślach, lecz nic jej to nie dawało, ponieważ
sylwetka blondyna powoli zaczynała się rozmazywać. Poddając się, szybko
zamknęła oczy i podniosła prawą dłoń, pokazując, by się w ogóle nie odzywał.
Otworzyła z powrotem oczy, nie ciesząc się z widoku usatysfakcjonowanego
blondyna.
-Proszę, nie zaczynaj i wysłuchaj mnie przez chwilę. –Draco
przytaknął skinieniem głowy. –Wiem, że wolałbyś święta spędzić ze swoją
rodziną, a w szczególności ze swoją narzeczoną, ale sądzę, iż te kilka dni nie zmieni nic w twoich relacjach z Astorią,
tylko polepszy stosunki między tobą, a Andrew. –przez chwilę, która wydawała
się Hermionie wiecznością, Draco przyglądał się siedzącemu na dywanie chłopczykowi, który nadal trzymał Złoty Znicz w ręku. –Jak myślisz? –powoli
zwrócił swoje spojrzenie na brązowowłosą. –Osobiście, wolałabym zostać tutaj i
nacieszyć się samą obecnością Andrew, ale… -urwała, nabierając głęboko
powietrza. Draco zmrużył oczy i przybliżył się w stronę Hermiony, która zaczęła
wyginać swoje palce w nerwowym geście. –Gdy już Andrew wie, że ma ojca, a ty,
że masz syna, mogłabym nareszcie dać mu kilka prawdziwych rodzinnych chwil. On
na to zasługuje, w końcu, to tylko dziecko. –nie spojrzała na Draco, ale
wiedziała, że jej wypowiedź nim lekko wstrząsnęła.
-Może nie będzie, aż tak źle. –uśmiechnął się lekko i
położył swoją dłoń na jej, sprawiając, że przez ciało Hermiony przebiegł, tak
bardzo niechciany dreszcz. –Zrobię to dla Andrew. –podniosła głowę, przez
chwilę zatracając się w oczach mężczyzny, na którego ustach nadal gościł jej
ulubiony uśmiech.
-Dziękuję. –szepnęła i odruchowo przymknęła oczy, gdy Draco
zabrał z powrotem swoją zimną dłoń.
-Chcesz ze mną łapać znicza, Andrew? –usłyszawszy pytanie
Draco, Andrew gwałtownie podniósł głowę i uśmiechnął się szeroko.
-Tak! –podbiegł do wciąż uśmiechniętego blondyna, podając mu
złotą piłeczkę.
Resztę wieczoru
Hermiona spędziła na przyglądaniu się, jak jej były chłopak i ich syn cieszą się
swoim towarzystwem. Chcąc, czy nie chcąc, musiała dopuścić do siebie myśl, że
wspaniale by było, gdyby tak wyglądały codzienne wieczory.
Grudzień przyszedł
szybciej, niż wszyscy się spodziewali. Na ulicach zostały rozwieszone
wszelkiego rodzaju świąteczne, świecące dekoracje, a sklepy były wypełnione
milionami zabawek dla dzieci. Draco szedł razem z Blaisem i Teodorem do tego
samego centrum handlowego, który odwiedzili ponad dwa tygodnie temu. Szósty
grudnia był wyjątkowym dniem, szczególnie dla jednego małego, niebieskookiego
chłopca, który wprost zarażał wszystkich dookoła szczęściem.
Draco od razu
zauważył Andrew, który jadł rogalika z dżemem, mówiąc o czymś zawzięcie. Jak na
czterolatka mówił, jak najęty. Hermiona siedziała obok swojego synka, przed nią
rudowłosa Ginny wraz z Harrym, ale to nie to sprawiło, iż szczęki trójki
przyjaciół wylądowały na ziemi. Otóż, obok Andrew siedziała Pansy Parkinson w
całej swojej okazałości. Kobieta wpatrywała się w swoich byłych przyjaciół z
mieszaniną uczuć, lecz to determinacja i pewność siebie dominowała, czego każdy
z osobna się najbardziej przestraszył. Pierwszy do stolika podszedł Teodor i
widząc, że bez żadnych przeszkód usiadł na wolnym miejscu obok Pansy, Draco i
Blaise ruszyli już pewniejszym krokiem.
-Dotarliście. –Hermiona uśmiechnęła się do nich, wskazując
im wolne miejsca obok Ginny i siebie.
-Uwierzysz, gdy powiem, że Draco pamiętał drogę do tego
miejsca? –zapytał Blaise, uśmiechnąwszy się szeroko do Ginny, koło której
usiadł. Ta przewróciła oczami, upijając kawy z filiżanki.
-Robiłem przecież tutaj zakupy. –mruknął blondyn,
usadowiwszy się pomiędzy Hermioną, a Harrym, któremu podał rękę w geście
powitania.
-Pansy, może powiesz nam, dlaczego wszyscy mieliśmy się
tutaj spotkać? –odezwała się Ginny, uśmiechając się ciepło w jej stronę.
-Chciałam was wszystkich spotkać, jak za dawnych szkolnych
lat. Słyszałam, że Draco i Hermiona będą spędzać święta razem, ale muszę
dowiedzieć się tego osobiście, bo nie wierzę, że Astoria puści Draco tak łatwo.
–zaśmiała się, nie przejmując się piorunami bijącymi z oczu blondyna.
-Powiedzieliśmy, że Draco wyjeżdża na szkolenie do Francji.
–odpowiedział Blaise.
-I Astoria zgodziła się, żeby Draco wyjechał na święta za
granice? Tak.. po prostu? –jej idealnie wymodelowane czarne brwi podjechały na
prawie sam czubek czoła. –Nie wierzę. –pokręciła z niedowierzaniem głową i
zamieszała cukier, który wsypała przed chwilą do gorącej kawy.
-Miała z nim porozmawiać. –zabrał tym razem głos Teodor.
–Rozmawiała z tobą? –spojrzał na swojego przyjaciela, który był totalnie zbity
z tropu.
-Na ten temat ze mną nie rozmawiała. –odpowiedział,
sztywniejąc.
Wszyscy
przyglądali się blondynowi z zaciekawieniem, lecz on nadal wpatrywał się w
jeden punkt, którym okazała się wcześniej wymieniona kobieta.
Astoria z gracją
zmierzała w ich kierunku, poprawiając swój kremowo czarny żakiet. Pierwszą
osobą, która się zorientowała, że Draco zobaczył swoją narzeczoną, byłą
Hermiona, której tętno nagle przyspieszyło. Czy Astoria wie, że Draco ma z nią
syna? Przyciągnęła Andrew do siebie, mocno go obejmując.
-Witajcie. –powitała ich z wymuszonym uśmiechem. Blaise
westchnął, zdając sobie sprawę, że to spotkanie nie skończy się na wypytaniem
Andrew o jego wymarzony prezent świąteczny. Ginny podniosła prawą brew, tak
samo, jak Pansy, czego skutkiem było usilne zatrzymanie śmiechu, chcącego się
uwolnić z ust kobiet. Harry przyjrzał się uważnie Astorii, a potem Draco, by
zauważyć, że nie układa im się najlepiej. –Szukałam ciebie, Draco. Chciałam z tobą
porozmawiać. –z ust Teodora wydobyło się ciche acha. Dając Draconowi do zrozumienia, że ta ich rozmowa skończy się
co najmniej kłótnią.
-Jasne, ale może spotkamy się u mnie za godzinę? –odparł,
nie chcąc wszczynać kłótni w typowo rodzinnej restauracji.
-W porządku. –znowu uśmiechnęła się, udając, że sytuacja
jest jej na rękę. –Tylko nie zapomnij. –przetasowała wszystkich wzrokiem,
zatrzymując go na Andrew. Nie ukrywając wrednego uśmieszku, kiwnęła Hermionie
na pożegnanie.
Ginny wraz z Pansy
dały upust emocjom i zaczęły się głośno śmiać, a Hermiona, jak sparaliżowana
patrzyła w miejsce, w którym przed chwilą znajdowała się Astoria. Teodor
nachylił się w jej stronę, budząc ją z transu.
-Wszystko w porządku? –zapytał, wpatrując się w nią z troską
wymalowaną na twarzy. Kobieta zaskoczona tak wyraźnie wypisanymi uczuciami na
twarzy Teodora nie wiedziała co odpowiedzieć.
-T-tak. –mruknęła, próbując się uśmiechnąć. –Po prostu,
byłam w lekkim szoku.
-Ok. Nie będę nic od ciebie wyciągać. –uśmiechnął się lekko
i położył dłoń, tak samo, jak Draco ostatniego spotkania. Jej serce
przyspieszyło, ale nie z powodu gestu Teodora, tylko z powodu wzroku jakim ją i
bruneta potraktował blondyn.
Teodor szybko
zabrał dłoń, udając, że nie zauważył morderczego spojrzenia przyjaciela.
-Powodzenia Smoku. –Draco, zły na siebie, że tak zareagował
na zachowanie Teodora, zacisnął pięści i spojrzał w stronę Blaise’a, który
skończył rozmawiać z Pansy.
-Masz na myśli rozmowę z Astorią? –czarnoskóry przytaknął
skinieniem głowy. –Nie będzie tak źle. Przechodziłem przez gorsze rzeczy.
–wstał od stolika, sprawiając, że całą piątka znowu zatrzymała na nim wzrok. –Cześć,
Andrew. Spotkamy się dopiero na święta. Trzymaj się. –podał mu rękę, którą mały
energicznie potrząsnął.
-Tes sie tsymaj. –uśmiechnął się ukazując dwie szparki w
zębach. Draco odwzajemnił jego uroczy uśmiech.
-Nie przyjdziesz w sobotę? –usłyszał niepewny głos Hermiony,
która poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu. Draco spojrzał w jej oczy, nie
mogąc uwierzyć, że brązowowłosa czuje do niego żal.
-Muszę pozałatwiać sprawy odnośnie wesela. Przykro mi, ale
zobaczymy się dopiero w Alpach. –nie czuł się dobrze, wiedząc, że ich, jego
zdaniem, nieco intymną wymianę zdań, słyszy aż pięć osób. Nie zdziwiłby się,
gdyby Andrew coś z tego zrozumiał. Chłopiec jest naprawdę inteligentny, jak na
swój wiek.
-Rozumiem. –Hermiona chrząknęła, czując gulę gnieżdżącą się
w jej przełyku. –Do zobaczenia dwudziestego piątego grudnia. Draco wahał się,
czy nie uścisnąć jej ręki na zgodę, lecz ta dziesiątka oczu uniemożliwiało mu
podjęcia jakiejkolwiek decyzji. Odważył się tylko na skinienie głowy i odszedł.
Sobotni wieczór,
który Hermiona miała spędzić z Andrew i Draco przesiedziała na wpatrywaniu się w grad
padający za oknem. Przecież wmawiała sobie, by przestać myśleć o Malfoy’u, ale
przez to dwuznaczne pożegnanie, nie mogła spać. Draco dał jej dobitnie do
zrozumienia, że ma narzeczoną, i że weźmie z nią ślub, do które się od dawna
szykują. Czy blondyn zdał sobie sprawę z tego, jak jego wypowiedź zabrzmiała?
Ją to nie obchodziło. Znowu ją zostawił, znowu jej za insynuował, że nie jest
dla niego nikim ważnym. Zrobił to samo, co cztery lata temu.
-Kiedy zobacymy tate? –zadrżała, gdy Andrew usiadł koło niej
i nazwał Draco swoim ojcem.
-Za dwa tygodnie. –okryła go kocem, który zakrywał jej
ramiona i przytuliła synka najmocniej, jak mogła.
-To dlugo? –zadarł do góry głowę, by spojrzeć Hermionie w
oczy.
-Zanim się obejrzysz będziemy jeździć na nartach.
–pocałowała go w czółko, wyrażaj tym gestem miłość, którą darzyła tego małego
szkraba. Andrew wyciągnął rękę w stronę jej ucha. Poczuła w tym miejscu lekkie
trzepotanie skrzydeł, które wydawał Złoty Znicz. Mały zręcznie go złapał i
ścisnął mocno w swojej małej dłoni. –Lubisz tego znicza? –zapytała, chcąc
poznać zdanie Andrew.
-Jest swietny! Będe glał w Klidica lazem z wujkiem ‘Alym i
tatą! Będe najlepsy! –chłopiec zawsze był pełny energii i widział promyk nadziei
we wszystkim, ale Hermiona nigdy nie czuła takiego szczęścia, które wypełniało
ją całą od środka, gdy Andrew mówił z uśmiechem na ustach o Draconie. Przez te
wszystkie lata bała się dnia, w którym Malfoy i jej synek poznają prawdę i nie
potrzebnie. Andrew był szczęśliwy, to jest dla niej najważniejsze.
Minął tydzień,
który był jednym z najgorszych tygodniu w życiu Dracona. Mężczyzna nie miał
siły znowu użerać się z rodziną Astorii, która codziennie zjawiała się w Malfoy
Manor na obiady.
-Słyszałam, że za pięć dni jedziesz do Francji szkolić
młodych magomedyków? –zapytała pani Greengrass podczas kolejnego spotkania.
-Tak, to prawda. Pan Orwell powierzył mi naprawdę
odpowiedzialne zadanie, które może bardzo wpłynąć na moją przyszłość. –kłamanie
przychodziło mu z jeszcze większą łatwością, niż podczas wojny.
-Rodzice muszą być z ciebie dumni. –dodała, uśmiechając się
przymilnie.
-Jesteśmy ogromnie dumni. –zapewniła Narcyza, patrząc z dumą
na swojego jedynego syna. Zrobiło mu się niedobrze, ponieważ wiedział, że przed
swoją matką nie ukryje niczego. Czuł się również okropnie, okłamując ją, ale
nie miał innego wyjścia. Coś mu podpowiadało, że święta spędzone z Hermioną i
Andrew będą zupełnie inne. W pozytywnym sensie, rzecz jasna.
Teodor, który tego
popołudnia jadł z nimi obiad, spoglądał co chwilę na zegar wiszący za Draconem.
Blondyn już od dłuższego czasu przyglądał się poczynaniom przyjaciela, ale nie
chciał zakłócać idealnej ciszy niepotrzebnymi pytaniami. Zegar wybił szesnastą,
stawiając nagle bruneta na nogi.
-Państwo wybaczą, ale jestem umówiony na spotkanie i nie
mogę się spóźnić. –uśmiechnął się przepraszająco do Narcyzy, która nie
wyglądała wcale na zdenerwowaną.
-Oczywiście, nikt cię nie zatrzymuje, Teodorze.
–odpowiedział Lucjusz, wskazując mu drzwi wyjściowe.
-Gdzie idziesz? –blondyn zatrzymał go, gdy wyszedł przed
rezydencję. Brunet nerwowo przeczesał włosy.
-Idę na kawę do Hermiony. –Draco stanął, jak wryty nie
wierząc w słowa, które wypłynęły z ust przyjaciela. –Chyba wolno mi się spotkać
z dziewczyną na kawę, prawda? –zapytał, zaczynając się denerwować.
-Nie zabronię ci niczego, Teo. –spojrzał w górę na szare chmury.
Wciągnął zimne powietrze i spojrzał twardo na bruneta. –Dlaczego Hermiona?
Chyba nie zapomniałeś, że to moja była dziewczyna?
-Właśnie, Draco. Była dziewczyna. –blondyn poczuł się, jakby
ktoś zrzucił na niego tonę gruzu. Czy Teodor właśnie zasugerował, że będzie
chciał spotykać się z Hermioną? Niemożliwe.
-Pamiętaj, że jadę z nią na święta. Nie zagłębiaj się w
znajomość, która może się skończyć szybciej, niż myślisz. –gdyby można było
transmutować słowa wypowiedziane przez człowieka, słowa blondyna przybrałyby
postać noży. Draco zabrzmiał groźnie. Zdziwienie wymalowane na twarzy Teodora
utwierdziło Malfoya w przekonaniu, że mógł zabrzmieć nieco zazdrośnie.
-Nie chcę wchodzić z tobą na wojenną ścieżkę, Draco. Jesteś
moim najlepszym przyjacielem, ale straciłeś naprawdę wspaniałą kobietę. Chcę po
prostu z nią porozmawiać, pokazać jej, że może mieć we mnie przyjaciela,
takiego jakim byłeś dla niej ty. –mężczyźni jeszcze chwile mierzyli się
wzrokiem, po czym Teodor odszedł, teleportując się za bramą Malfoy Manor.
Jedynie na co
blondyn miał siłę było kilkukrotne kopnięcie leżącego na ziemi kamyka, który
przyozdabiał ścieżkę prowadzącą do ogrodu Narcyzy Malfoy.
-Wszystko w porządku? –usłyszał za sobą głos swojej matki.
Odwrócił się powoli, lecz gdy zauważył za postacią rodzicielki Astorię, stracił
jakikolwiek zapał na rozmowę.
-Oczywiście, chodźmy do środka. –mruknął, omijając szybko
Narcyzę i wchodząc do kominka, by znaleźć się w końcu w swoim własnym
mieszkaniu.
*
Postanowiłam dodać rozdział dzisiaj z dwóch powodów: są Andrzejki i jest to ostatni dzień listopada.
Już za 24 dni święta! :) Nie wiem, czy dodam kolejną część do 12 grudnia, ponieważ w tym czasie będę pisać próbne egzaminy gimnazjalne, więc nauka jest dla mnie priorytetem.
Jeżeli mi się uda, wstawię rozdział jedenasty 6 grudnia w Mikołajki :)
Czy jestem zadowolona z powyższej pracy? Nie w 100%, ponieważ czuję, że rozdział jest naprawdę nudny. Do tego krótki, posiada tylko 5 stron Worda...
Kolejny będzie już o Wigilii Bożego Narodzenia i o pierwszym dniu w Aplach, więc nie powinien być taki zły ;) Wczoraj przeczytałam epilog na Echo Naszych Słów i czułam się tak, jakby ktoś odebrał mi i zniszczył niezwykle ważną cząstkę mojej osobowości. Ta przepiękna historia pozostanie na zawsze w moim sercu. Kto nie czytał ENS powinien to zrobić natychmiast! http://echo-naszych-slow.blogspot.com/ :)