środa, 25 grudnia 2013

Rozdział dwunasty

    Kolejny tydzień upłynął w mgnieniu oka. Draco nie miał dobrego humoru i warczał na wszystkich, zarażając ich pesymistycznym nastawieniem do życia. Jedynie Blaise się nie zrażał i gdy nadarzała się okazja, przypominał przyjacielowi o wyjeździe w góry i o tym, jak będzie wspaniale.
     Hermiona natomiast była skołowana. Gdy Teodor przyszedł do niej na kawę,  siedziała razem z Ginny i planowały Sylwestra. Jak zdziwiona była rudowłosa, gdy uśmiechnięty od ucha do ucha brunet wszedł do mieszkania Hermiony. Teodor okazał się naprawdę zabawnym i inteligentnym mężczyzną. Jego zapewnienia, że się zmienił, sprawdziły się. To nie ten sam wredny, uprzedzony  siedemnastolatek. Rozmawiali i śmiali się ponad dwie godziny, prawie zapominając o Andrew i Ginny, która zaszyła się z chłopcem w kuchni, przyglądając się swojej przyjaciółce ze zdziwieniem i troską.
-Nie dziwi cię to, że Nott postanowił cię lepiej poznać? –zapytała Hermionę, gdy mężczyzna z szerokim uśmiechem na ustach wyszedł z mieszkania brunetki.
-Jak widać, ludzie się zmieniają. –wzruszyła delikatnie ramionami. –Nie martw się o mnie. Dam sobie radę. –posłała jej nieśmiały uśmiech.
Teodor był tego wieczora naprawdę miły, zabawny i czarujący, ale choćby chciała, nie czuła przysłowiowych motylków w brzuchu. Bała się, że jedynym mężczyzną, który zdoła tylko zwykłym spojrzeniem sprawić, iż serce jej szybciej zabije, będzie Draco Malfoy.

    Dzień Wigilii Bożego Narodzenia powitał wszystkich delikatnymi promieniami słońca, odbijającymi się od ośnieżonych ulic i dachów budynków. Hermiona wraz z Andrew pojawiła się w Dolinie Godryka już o ósmej rano, wprawiając Harry’ego w niemałe osłupienie. Mężczyzna otworzył drzwi, rozśmieszając Andrew swoimi potarganymi włosami, okularami przekrzywionymi na nosie w prawą stronę i niedbale zawiązanym szlafrokiem, odsłaniającym jego szkarłatne bokserki w złote znicze.
-Mamo, pats! Wujek ‘Aly ma znice na majtkach! –zaśmiał się na tyle głośno, by spłoszyć kruki z pobliskiego drzewa. Policzki Harry’ego przybrały prawie taki sam odcień, jaki posiadała jego bielizna.
-Wchodźcie, bo zamarzniecie. –wyszeptał zmieszany.
Gdy weszli Hermiona poklepała go po ramieniu.
-Już dawno nie widziałam cię tak zmieszanego. –starała się ukryć uśmiech, który powoli wkradał się na jej ustach.
-Mały nicpoń. –zmrużył oczy i posłał Andrew rozbawione spojrzenie. –Idę po Ginny. Rozgośćcie się.
    Dziesięć minut później jedli naleśniki, a Ginny przez kilka minut nie mogła przestać się śmiać, usłyszawszy, jak mały czteroletni chłopczyk wprawił dwudziesto dwu letniego mężczyznę w zażenowanie najwyższego stopnia.
    Do godziny piętnastej Hermiona, ku uciesze Ginny, przygotowywała wraz z przyjaciółką potrawy wigilijne.

    Malfoy Manor nie było oświetlone kolorowymi lampkami, a ogród Narcyzy Malfoy nie ozdabiały rzeźby lodowe czy sztuczne sanie z wypchanymi reniferami. Nie każda rodzina może nacieszyć się miłością i ciepłem tego magicznego święta, które zbliża bliskich na całym świecie. Nie wszystkie rodziny tolerują Wigilię Bożego Narodzenia, która tylko przeszkadza i zaśmieca umysły ludziom. Ponieważ po co wyczekiwać pierwszej gwiazdki i żartować w gronie najbliższych, gdy można siedzieć w tym czasie za biurkiem i podpisywać miliony papierów. Draco i tak nie miał po co wracać tego dnia do rodzinnej rezydencji, która za nic nie przypominała tego, co chciał zobaczyć, jako jedenastolatek, gdy pierwszy raz wrócił z Howartu na święta.
    Blondyn westchnął, przewracając kolejną kartkę dokumentów należących do pana Harborne. Tradycyjnie spojrzał na zegarek na nadgarstku, którego wskazówki poruszały się żółwim tempie.
A może to dobrze? Pomyślał, mając nadzieję, że wydarzy się dzisiaj cud i będzie mógł spędzić Wigilię ze swoim pacjentem, który szybko wróci do zdrowia.
Trzeba naprawdę nienawidzić swojej rodziny, by nie chcieć spędzić z nimi najwspanialszego okresu w roku. Ale czy kiedykolwiek rodzice powiedzieli mu, że go kochają? Matka – owszem. Nie przesadzała z okazywaniem uczuć, ale gdy uznawała, że nadarza się odpowiedni moment, mówiła mu, jak wiele dla niej znaczy. Ojciec – zdarzyło mu się to raz, czy dwa w ciągu jego dwudziesto dwu letniego życia.
Obiecał sobie, że nie będzie ani trochę podobny do swojego ojca, który był dumny z niego w momencie, gdy zgodził się przyjąć Mroczny Znak. Nie powiedział mu tego od razu, ponieważ Lucjusz był w tamtym czasie w Azkabanie, ale ciotka Bella zapewniła go, że ojca rozpiera duma.
Jak można być dumnym z dziecka, które postanawia zabić człowieka? W tamtych czasach nikogo to nie dziwiło. Czystokrwiste rodziny, które popierały Voldemorta takie już były. Dumne ze swojej przynależności.
    Draco przewrócił kolejną kartkę, dopisał datę, która przyprawiła go o mdłości i ruszył do sali, w której leżał pan Harborne.
-Witam. –wszedł bez pukania, zamykając za sobą drzwi.
-Draco. –staruszek chrypnął, po czym podniósł powoli ociężałe powieki. – Ty nie w domu? Z rodziną?
-Wolę ten czas spędzić z panem, panie Harborne. –rozejrzał się po pokoju, którego źródłem światła było małe okienko, zasłonięte zielonymi żaluzjami. Machnął różdżką, wpuszczając trochę światła do pomieszczenia.
-Na pewno nie ma pan do kogo wrócić? –Draco udał, że nie słyszał troski w głosie staruszka. Nie chciał by komukolwiek było mu go żal. Nie zasługiwał na wyrazy współczucia, a tym bardziej od mężczyzny, który ryzykował swoje życia dla dobra czarodziejów. Przeciwstawił się ludziom, dla których on pracował. Poczuł dreszcz przeszywający całe jego ciało.
-Oczywiście, że mam, ale nie wiem, czy im zrobiłoby to jakąkolwiek różnice. –uśmiechnął się delikatnie, dając do zrozumienia, że wszystko jest w porządku. –Nie potrzebna jest panu choinka? –pan Harborne również się uśmiechnął. Wiedział, że Draco nie chciał mówić o jego rodzinie i co sądzi o świętach Bożego Narodzenia.
-Szczerze mówiąc, brakuje mi świątecznych akcentów, ale sam wiesz, mój drogi, że tutaj nie mogę mieć nawet świeczki.
-Naciągniemy trochę zasady. –Draco ponownie machnął różdżką i na stoliku obok pojawiła się mała zielona sosna, ozdobiona lampkami o różnorodnych kolorach. –Taka wystarczy? –pan Harborne uśmiechnął się najszerzej, jak umiał, wyrażając tym aprobatę.
-Powiedz mi, Draconie. Czy jesteś szczęśliwy ze wszystkiego w swoim życiu? –Draco zmarszczył brwi, nie wiedząc, co mężczyzna miał na myśli.
-Nie rozumiem.
Pan Harborne pokręcił powoli głową, wzdychając.
-Powiedz mi, chłopcze, czy chciałbyś coś zmienić w swoim życiu? Czy jest coś z czym nie chcesz mieć wspólnego, czego się wstydzisz lub boisz? –naturalny szaroniebieski odcień oczu Dracona pociemniał. Nienawidził rozmawiać o przeszłości. Nawet Blaise i Teodor nie wiedzieli o większości spraw, które chciał pogrzebać w jak najdalszym zakątku kuli ziemskiej.
Pan Harborne widocznie zauważył nagłą zmianę, która zaszła w oczach jego Uzdrowiciela, więc uśmiechnął się ciepło w jego stronę, wskazując na krzesło stojące obok stolika, na którym teraz stała choinka.
Draco usiadł na wskazanym miejscu przez chwilę, przyglądając się kilku lampkom, które co jakiś czas zmieniały swój kolor. Z zielonego na czerwony, z czerwonego na niebieski,  z niebieskiego na żółty.
-Święta to czas radości, odstawiania nienawiści na drugi tor i wzajemnego przebaczania.  Każdy ma ciemną stronę, która brudzi naszą przeszłość, ale to zależy od nas, czy chcemy, by powoli zblakła, pozostawiając po sobie nie warte zapamiętania smugi.
Draco uważnie słuchał staruszka, przypominając sobie wieczory w Malfoy Manor, gdy po korytarzach posiadłości jego ojca panoszyli się słudzy Voldemorta. Te tortury, które były zwykłą zabawą dla nudzących się Śmierciożerców. Ile siły wkładał w to, by udawać, że go to wszystko bawiło. Jedynym plusem uczestniczenia w tych zebraniach było to, że tylko raz musiał użyć klątwy Cruciatus. Krzyk tego nieszczęśnika do dziś nawiedza go w snach.
Blondyn spojrzał na staruszka, który przypatrywał mu się z nieznaną mu ojcowską troską.
-To zależy kto chce przebaczyć. Możemy się starać i prosić o miłosierdzie, ale są ludzie, którzy naszych błagań nie słuchają. Sądzą, że ludzie się nie zmieniają. –odezwał się i od razu przed oczami stanęła mu postać Hermiony Granger, która podczas odbudowy Hogwartu zapytała, czy może mu pomóc, bo jej chłopak uznał, że sam sobie poradzi. W końcu, pomógł unicestwić najgroźniejszego czarnoksiężnika wszech czasów. Poradzi sobie nawet z podniesieniem gruzu, ma przecież różdżkę.
Na usta blondyna wkradł się delikatny uśmiech, gdy Hermiona przewróciła oczami, kiedy Ronowi trzeci raz z kolei nie udało się unieść kupki kamieni. Jest zbyt pewny siebie i się dekoncentruje. Westchnęła. Tyle razy mu powtarzałam, że do tego trzeba determinacji i siły woli.
I Harry Potter. Na przesłuchaniu w Ministerstwie wstawił się za nim, sprawiając, iż został oczyszczony ze wszelkich zarzutów. Czy tak postępuje wróg? Nie… Ale on też nie wydał Pottera, gdy zjawił się w Malfoy Manor. Widocznie od tamtej pory nawiązali cienką nić porozumienia.
-Lecz, czy ty takie osoby spotkałeś? Kto ci przebaczył, Draco? –blondyn przez chwilę zastanawiał się, czy pan Harborne być może nie używa legimelencji, ale odrzucił tą myśl. Ten staruszek był zbyt uprzejmy -  i jak sądził – za dobrze wychowany, by chciał z własnej woli wkradać się do cudzego umysłu.
-Ci, po których się tego nie spodziewałem. –wytrzymał zatroskane spojrzenie staruszka.
Następną godzinę Draco spędził na słuchaniu opowieści pana Harborne.

    W tym samym czasie Hermiona wraz z Ginny skończyły szykować stół, przy którym Harry i Andrew czekali na upragnione potrawy. Wszystkich zadziwił Andrew, który do tej pory nie upomniał się o jedzenie ani razu.
-Mamo. –Hermiona usiadła naprzeciw chłopca. –Cy tata zje z nami obiad?
Brązowowłosa spojrzała szybko na Ginny, która stanęła w połowie drogi z jadalni do kuchni. Harry zmrużył oczy, czując się po prostu nieswojo.
-Zobaczysz się z tatą jutro. –złapała jego małą rączkę. –Dzisiaj jemy osobno. –w oczach Andrew pojawiły się łzy. –Nie płacz, kochanie. Jutro go zobaczysz.
Szybko podeszła do blondynka i przytuliła go. Wszyscy – Harry, Ginny i ona sama byli zszokowani tym, jak na tę informację Andrew zareagował. Znał go tylko ponad miesiąc.
-Draco powinien być dzisiaj w Mungu. –Ginny podeszła do Harry’ego. Hermiona zawiesiła wzrok na rudowłosej. –Możemy do niego iść.
-W sumie. –odezwał się zielonooki. -To nie jest zły pomysł. –Hermiona wybałuszyła oczy. –No, co? Przecież już dawno zeszliśmy z wojennej ścieżki, a żadne z nas nie chce widzieć tej zapłakanej buźki w Wigilię. –uśmiechnął się w stronę Andrew, którego smutne spojrzenie od razu znikło.
-Andrew. Chcesz iść po kolacji do taty? –zapytała Hermiona, słysząc szybkie bicie swojego serca. Za mocno reagujesz na samą wzmiankę o nim. Wytknęła sobie.
-Tak! –Andrew klasnął w ręce i ponownie przytulił Hermionę, lecz tym razem ze szczęścia.
    Godzinę później stali przy recepcji i pytali o stanowisko Dracona Mafloya.
-Pan Draco Malfoy jest teraz zajęty bardzo ważnym pacjentem. Nawet gdybym chciała, nie mogłabym podać żadnych informacji. –odpowiedziała recepcjonistka, mierząc ich surowym spojrzeniem.
-Jest Wigilia, niech pani nas wpuści. –mruknął Harry, podchodząc bliżej lady. –Dla tego chłopca to bardzo ważne. –wskazał na Andrew, który - albo specjalnie zrobił minę, która chwytała za serce każdego - albo naprawdę bardzo mu zależało na porozmawianiu z Draconem.
Kobieta już miała zaprzeczyć, gdy obok całej czwórki stanął Draco z lekko podkrążonymi oczami i wielkim zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
-Dobrze, że pan jest. Ci państwo chcieli się z panem zobaczyć, ale oczywiście zabroniłam im. Wiem, jak ważne rzeczy ma pan do załatwienia. –Ginny kaszlnęła, chcąc zakryć śmiech wydobywający się z jej ust. Brwi Harry’ego podjechały prawie na sam czubek głowy, a Hermiona po prostu stała nie dowierzając w to co zobaczyła i usłyszała.
Czy ta kobieta naprawdę podrywała Dracona przed ich nosami? Jej troska była tak sztuczna, że aż mdliło. Draco tylko przewrócił oczami.
-Mogą wejść, ja i tak za chwilę wychodzę. –spojrzał na nich i machnął ręką. –Chodźcie za mną.
Recepcjonistka zmroziła ich swoim zazdrosnym spojrzeniem. Po chwili znaleźli się w gabinecie blondyna, który już powoli zbierał się do wyjścia.
-Co was tutaj sprowadza? –zapytał, siadając na swoim codziennym miejscu, uprzednio wyczarowując im po krześle. Andrew usiadł Hermionie na kolanach.
-Tak szczerze – zaczął Harry – to Andrew.
Draco przeniósł swój wzrok na rozpromienionego chłopca. Uśmiech sam zjawił się na jego ustach.
-Stęskniłeś się? –zapytał, jeszcze szerzej się uśmiechając. Hermionie serce znowu przyspieszyło rytm.
-Nie psysedłeś zjesc ze mną obiadu.  –założył ręce na swojej małej klatce piersiowej.
-Przepraszam, ale mam dużo pracy. –wstał z krzesła i podszedł do Andrew, kucając przy Hermionie. Ich kolana się ze sobą dotknęły. Po ciele brunetki, jak i blondyna przeszły miłe dreszcze.
Draco zauważył rumieńce na policzkach Hermiony.
-Mogę ci pokazać na czym polega moja praca. –wyciągnął w jego stronę swoją dłoń. –Zapoznam cię z pewnym panem, któremu już dawno obiecałem, że cię pozna. –Andrew chwycił dłoń Dracona, sprawnie zeskakując  z ud Hermiony.
-To może niech Hermiona pójdzie z wami, a my poczekamy na nich na dole? –zaproponowała Ginny, wiedząc, że w tym momencie musi razem z Harrym się „ulotnić”.
-Jak chcecie. –odpowiedział. –Chcesz iść z nami, Hermiono?
Po raz enty tego dnia jej serce przyspieszyło. Za jakiś czas dostanę zawału, pomyślała.
-Nie zostawię go samego. –mruknęła, pozwalając, by Andrew trzymał tym razem za rękę Dracona, a nie ją. –Za chwilę będziemy. –zwróciła się do przyjaciół, którzy od razu ruszyli w stronę recepcji.
    Do pokoju weszli pierwsi Draco i Andrew. Hermiona czuła się obco i niepotrzebnie. Andrew poznał Dracona miesiąc temu, a wystarczy powiedzieć mu, że idzie go odwiedzić, euforią wypełnia każdą cząstkę pomieszczenia, w którym się znajduje. Nie miała mu tego za złe, ale nadal nie mogła przyjąć do siebie myśli, że jej synek poznał swojego biologicznego ojca i tak szybko się do niego przyzwyczaił. Jaką krzywdę mu obydwoje zrobią, gdy Draco weźmie ślub z Astorią. Wtedy powrócą do sytuacji, w której ani Malfoy ani Andrew nie wiedzieli o sobie. Tylko, że teraz stoją razem przed łóżkiem starszego mężczyzny i szepczą do siebie. Takie rozstanie będzie najtrudniejsze.
Spojrzała w stronę staruszka, który, odkąd weszła, przyglądał jej się z ciepłem w szarych, pozornie zimnych oczach.
-Draconie. –blondyn podniósł wzrok z Andrew na pana Harborne. –Chciałbym porozmawiać z panną Granger.
Draco spiął się lekko, ale kiwnął głową i znowu wziął Andrew za rękę. Powiedział mu, że pójdą na dół do Harry’ego i Ginny, po czym wyszli z pomieszczenia. Hermiona zdążyła jeszcze zauważyć niepewny wyraz twarzy Draco. Przecież ten człowiek mnie nie zabije, pomyślała. Prawda?
-Nie bój się, moja droga. – pan Harborne zwrócił się do niej, widząc jej zdezorientowaną minę. –Chciałbym tylko porozmawiać.
Hermiona niepewnie podeszła do stolika i usiadła na krześle obok, spoglądając to w stronę staruszka, to w stronę małej choinki.
-Wyczarował mi ją Draco. Tak tutaj ponuro. –Hermiona uśmiechnęła się lekko, czując, jak opuszczają ją złe przeczucia i troski.
-Skąd zna pan moje nazwisko?
Staruszek uśmiechnął się ciepło.
-Od Dracona, moja droga. –jego uśmiech się powiększył, gdy oczy Hermiony powiększyły się ze zdziwienia. –Jest on naprawdę uzdolnionym magomedykiem i opiekuje się mną najlepiej, jak może. Dotrzymuje mi towarzystwa, wiedząc, że nie pożyję za długo. Ja nie daję mu nic w zamian, a chciałbym mu pomóc, tak, jak on pomaga mi. –Hermionie z żalu ścisnęło się serce. –A wracając do twojego pytania, Hermiono. Kilka razy o tobie wspomniał. I jak sądzę, ten mały panicz, który przed chwilą wyszedł za Draconem z Sali, to twój syn, tak? Andrew?
Brązowooka nie mogła wydusić z siebie ani jednego słowa. Draco mówił temu mężczyźnie o niej i o… Andrew? Nikt nie miał się przecież dowiedzieć.
-Nie masz o co się martwić, moja droga. Nikomu nie powiem, ponieważ nikogo nie mam. Zabiorę wasz sekret do grobu.
Hermionę przeszedł niemiły dreszcz.
-Nie chciałem, żeby zabrzmiało to co najmniej złowrogo. –zaśmiał się, po czym kaszlnął, kładąc dłoń w okolicy serca. –Rodzinę Dracona od pokoleń wypełniają czarodzieje czystej krwi, na pewno o tym wiesz. –Hermiona skinęła głową. -Sam mogę się poszczycić tym mianem, ale każdą tradycję można zmienić. Jest magia silniejsza od nienawiści, zawiści i uprzedzeń. Można by się w waszym przypadku posłużyć klątwą Imperio, ale nie byłabyś wtedy szczera z samą sobą.
-Nie w mojej naturze używanie Zaklęć Niewybaczalnych. –odpowiedziała trochę zachrypniętym głosem.
-A nie w mojej podsuwanie takich pomysłów. Po prostu, niektórzy czarodzieje uznaliby to za najprostsze wyjście. Ja jednak już powiedziałem, że jest magia silniejsza od wszelkiego zła. Wiesz, co to za magia, Hermiono?
Brązowowłosa zamknęła na chwilę oczy, wiedząc, co ma na myśli pan Harborne.
Miłość.
-Niestety mnie i Dracona to nie dotyczy. Od ponad czterech lat nie czujemy do siebie nic poza tolerancją. –otworzyła oczy, w których odbijały się kolorowe lampki, ozdabiające choinkę.
-Ja uważam, że w najbliższym czasie wszystko się zmieni.
Hermiona zmarszczyła brwi.
-Co ma pan na myśli?
Z ust pana Harborne nie schodził delikatny uśmiech.
-Nie chcę, byś do końca życia wspominała mnie jako dziwnego starca, który w Wigilię Bożego Narodzenia wmawiał ci, że ty, moja droga oraz Draco znowu będziecie ze sobą szczęśliwi. Nie jestem Wróżbitą. To jest zwykłe przeczucie. –mrugnął w jej stronę, jeszcze bardziej ją dezorientując.
-W tamtym momencie uznałam, że Draco, jak i Andrew powinni poznać prawdę. Chcę dać mu prawdziwą rodzinę. Andrew jest wspaniałym chłopcem, który na to zasługuję.
Brązowe oczy Hermiony wypełniły się łzami. Tym razem to serce pana Harborne się ścisnęło z żalu.
-Jeżeli w ciągu tych czterech lat udało ci się sprawić, że chłopiec był szczęśliwy, to teraz będzie tylko lepiej.
Wyciągnął w jej stronę rękę. Hermiona podeszła i ją ścisnęła.
-Uwierz staruszkowi, który bezgranicznie kochał najwspanialszą kobietę na świecie i z agonią patrzył na jej odejście. Wiem, że Draco nadal żywi do ciebie uczucie, którym darzyłem swoją żonę. A było ono w stu procentach prawdziwe.
-On ma narzeczoną. –szepnęła, chociaż nie chciała, by pan Harborne usłyszał obawę w jej głosie.
Staruszek ścisnął jej dłoń, starając się dodać Hermionie otuchy.
-Wszystko się wkrótce zmieni. Będę na to wszystko patrzył z góry i uśmiechał się, gdy wam się uda. Nie trać wiary. Są rzeczy, o które warto walczyć do samego końca.
Hermiona uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością i nie dbając o to, czy może, czy nie, uścisnęła pana Harborne.
-Pozdrów ode mnie Andrew, ponieważ niestety nie mam pewności, czy się jeszcze kiedyś spotkamy.
Hermiona uśmiechnęła się ciepło, przytakując skinieniem głowy.
-Obiecuję. –jeszcze raz ścisnęła dłoń pana Harborne w momencie, gdy do pokoju wszedł Draco.
-Andrew chciał zostać na dole.
-Już do niego schodzę. –ostatni raz spojrzała w oczy pana Harborne. –naprawdę miło było pana poznać.
-Mi ciebie również, Hermiono. –pożegnali się delikatnymi uśmiechami, i gdy Hermiona wyszła z Sali staruszek przerzucił swój wzrok na Dracona. –Nie daj jej odejść, Draconie. To naprawdę wspaniała dziewczyna.
-Zrobię wszystko by była szczęśliwa. Niech się pan o to nie martwi.
Ton głosu Dracona tylko upewnił pana Harborne, że blondyn nie kłamie.
    Hermiona nie powiedziała Draco, że udaje się z powrotem do domu. Najszybciej, jak mogła wyjaśniła Ginny i Harry’emu, że musi jeszcze przygotować ją i Andrew do jutrzejszego wyjazdu. Nie mogła spojrzeć w te szaroniebieskie oczy, które sprawiały, że zapominała o Bożym świecie.
    Rozmowa z panem Harborne utwierdziła ją w fakcie, że nadal kocha Draco. A najgorsze było to, że on prawdopodobnie nie kochał jej.  Jeżeli stanie wraz z Astorią Greengrass na ślubny kobiercu – ona umrze z samotności i żalu, że nie udało jej się dać Andrew pełnego ciepła rodzinnego.
   

    Zegar wybił godzinę siódmą trzydzieści i w tym czasie brązowowłosa piła kawę i układała parami świeżo wyprane skarpetki Andrew. Chłopiec spał – miał do wykorzystania jeszcze pół godziny.
W mugolskim radio leciała właśnie jedna z ulubionych piosenek Hermiony.

When I look into your eyes
It's like watching the night sky
Or a beautiful sunrise
But there's so much they hold

Brązowooka zaczęła nucić, by po chwili zatracić się w przepięknej melodii i tekście utworu.

And just like them old stars
I see that you've come so far
To be right where you are
How old is your soul?

Czy właśnie tak się czuła, widząc Dracona? Czy nie mogłaby po prostu… zapomnieć?
Hermiona zamknęła oczy i oparła się o blat kuchenny. Może jednak spróbuje? Bo po co zadawać sobie ból? Może powinna coś zmienić?

I won't give up on us
Even if the skies get rough
I'm giving you all my love
I'm still looking up

Draco zapukał do drzwi mieszkania Hermiony. Nie słysząc odpowiedzi ponowił czynność, lecz gdy znowu nikt nie podszedł by mu otworzyć, wszedł powoli do przedpokoju. Słysząc melodię, wydobywającą się z kuchni, poszedł w tamtą stronę.

And when you're needing your space
To do some navigating
I'll be here patiently waiting
To see what you find

Zobaczył jedą z najbardziej uroczych rzeczy, których nie miał okazji za często oglądać.
Hermiona trzymająca kubek z kawą w dłoniach, kiwała się delikatnie w takt muzyki grającej z dziwnego urządzenia. Poza telewizorem plazmowym Draco nigdy nie widział żadnych urządzeń elektrycznych.
Blondyn uśmiechnął się i zobaczył schodzącego po schodach Andrew.

'Cause even the stars they burn
Some even fall to the earth
We got a lot to learn
God knows we're worth it
No I won't give up*

Draco przyglądał się po cichu poczynaniom zaspanego czterolatka i zatraconej w muzyce Hermionie. Zdał sobie sprawę, że mógłby patrzeć tak na nich do końca swoich dni.

Nie poddam się.

Pomyśleli w tym samym czasie, gdy piosenka się skończyła, a Hermiona otworzyła oczy. Ich spojrzenia się spotkały, a serca zabiły szybciej. 

*

Nie chcę się tłumaczyć, tak długą nieobecnością, ponieważ odpowiedź jest jedna i ta sama - nauka. Od 10 do 12 grudnia miałam testy gimnazjalne i starałam się powtórzyć najwięcej, jak mogłam. Kolejny tydzień był, tak samo męczący. Nauczycieli nie obchodziło to, że za kilka dni będą Święta i na każdej lekcji zadawali zadania domowe, a pani od matematyki z dnia na dzień zrobiła nam sprawdzian z funkcji.... Szkoda słów.
Ten świąteczny rozdział miał zostać dodany na początku grudnia, ale złożyło się tak, że dodaję go dzisiaj, w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia :)
Z tej okazji chciałabym Wam życzyć przede wszystkim spokojnych, radosnych, pełnych ciepła rodzinnego świąt Bożego Narodzenia - spędzonych w jak najmilszym gronie! Spełnienia marzeń, osiągnięcia swoich celów życiowych, wymarzonych prezentów pod choinką, smacznych potraw, abyście spędzili te dni w cudownej atmosferze, z uśmiechami na ustach, abyście w przyszłości spotkali wspaniałą Emmę, Toma, Daniela, Bonnie i resztę obsady Harry'ego Pottera; zdrowia, ponieważ ono też jest ważne oraz udanego i szalonego Sylwestra!
Mam nadzieję, że Wigilia minęła Wam w pozytywnej atmosferze :)

*piosenka, której tekst jest w tym rozdziale to I Won't Give Up - Jason Mraz

Widzieliście nowy filmik NiightAnGeel??! Jest po prostu... cudowny! <3 
Wspaniały prezent świąteczny: http://www.youtube.com/watch?v=s3XcvOdFbn8

W zamian za to, że nie ma śniegu postanowiłam mieć go u mnie na blogu. Niech tutaj sobie popada :D
Dziękuję Księżniczce Czystej Krwi za linka do strony, dzięki której mogę popatrzeć na wirtualny śnieżek i za jej wieczne wsparcie oraz Lanie, która ponownie zabetowała rozdział! Dziękuję kochane! <3

Wam również dziękuję. Za to, że nadal czytacie i odwiedzacie Wciąż Cię Kocham! Opowiadanie ma już ponad 14 TYSIĘCY odsłonięć! *_______* 

P.S Próbuję likwidować to białe tło pod tekstem, ale ustawienia coś nie chcą ze mną współpracować :/ 
Coś wymyślę, ponieważ czuję, że to tło może przeszkadzać w czytaniu. 

sobota, 30 listopada 2013

Rozdział jedenasty

    Siedzieli naprzeciwko siebie w ciszy. Obydwoje nie mięli pojęcia ile czasu minęło – dwadzieścia minut, a może dwie godziny? Nawet Andrew wydawał się dziwnie onieśmielony. Przerzucał Złotego Znicza z dłoni do dłoni, mając nadzieję, że Draco do niego podejdzie i się z nim pobawi.
    Za oknem rozpadało się na dobre. Z najbliższego buka spadły ostatnie pomarańczowożółte liście, przykuwa wszy tym samym uwagę byłych zakochanych. Spojrzeli na siebie w tym samym czasie, walcząc o to, kto pierwszy ulegnie i oderwie wzrok. Żadne z nich nie miało ochoty odpuścić. Tym bardziej Hermiona, która nie lubiła słuchać docinków Dracona na temat, jaki to on jest wspaniały, że zawsze wygrywa i och i ach i ech. Kobieta chciała uzyskać nad nim jak największą przewagę, ponieważ święta w Alpach wydały jej się naprawdę w porządku. Czy chciała go do tego wyjazdu namówić, tylko dlatego, żeby Andrew miał wreszcie pełne, rodzinne święta? Czy może też dla samej siebie?
    Brunetka ciągle nie spuszczając wzroku ze stalowoszarych oczu blondyna, pokręciła lekko głową, dając jemu do zrozumienia, że nie odpuści, a sobie, żeby przestała myśleć, że Malfoy wciąż coś dla niej znaczy. Dała sobie jasno do zrozumienia, że nie chce dopuścić do siebie uczuć, którymi kiedyś darzyła siedzącego przed nią już mężczyznę.
    Draco tylko uśmiechnął się w ten swój pewny siebie, wredny sposób, pozostawiając skrępowanie daleko w tyle. Oparł się wygodnie o oparcie sofy, rozkładając ręce na jej oparciu. Hermiona lekko prychnęła i poczuła jak do jej oczu napływają łzy. Nie daj się podejść, wytrzymasz jeszcze chwilkę. Powtarzała w myślach, lecz nic jej to nie dawało, ponieważ sylwetka blondyna powoli zaczynała się rozmazywać. Poddając się, szybko zamknęła oczy i podniosła prawą dłoń, pokazując, by się w ogóle nie odzywał. Otworzyła z powrotem oczy, nie ciesząc się z widoku usatysfakcjonowanego blondyna.
-Proszę, nie zaczynaj i wysłuchaj mnie przez chwilę. –Draco przytaknął skinieniem głowy. –Wiem, że wolałbyś święta spędzić ze swoją rodziną, a w szczególności ze swoją narzeczoną, ale sądzę, iż te kilka dni nie zmieni nic w twoich relacjach z Astorią, tylko polepszy stosunki między tobą, a Andrew. –przez chwilę, która wydawała się Hermionie wiecznością, Draco przyglądał się siedzącemu na dywanie chłopczykowi, który nadal trzymał Złoty Znicz w ręku. –Jak myślisz? –powoli zwrócił swoje spojrzenie na brązowowłosą. –Osobiście, wolałabym zostać tutaj i nacieszyć się samą obecnością Andrew, ale… -urwała, nabierając głęboko powietrza. Draco zmrużył oczy i przybliżył się w stronę Hermiony, która zaczęła wyginać swoje palce w nerwowym geście. –Gdy już Andrew wie, że ma ojca, a ty, że masz syna, mogłabym nareszcie dać mu kilka prawdziwych rodzinnych chwil. On na to zasługuje, w końcu, to tylko dziecko. –nie spojrzała na Draco, ale wiedziała, że jej wypowiedź nim lekko wstrząsnęła.
-Może nie będzie, aż tak źle. –uśmiechnął się lekko i położył swoją dłoń na jej, sprawiając, że przez ciało Hermiony przebiegł, tak bardzo niechciany dreszcz. –Zrobię to dla Andrew. –podniosła głowę, przez chwilę zatracając się w oczach mężczyzny, na którego ustach nadal gościł jej ulubiony uśmiech.
-Dziękuję. –szepnęła i odruchowo przymknęła oczy, gdy Draco zabrał z powrotem swoją zimną dłoń.
-Chcesz ze mną łapać znicza, Andrew? –usłyszawszy pytanie Draco, Andrew gwałtownie podniósł głowę i uśmiechnął się szeroko.
-Tak! –podbiegł do wciąż uśmiechniętego blondyna, podając mu złotą piłeczkę.
    Resztę wieczoru Hermiona spędziła na przyglądaniu się, jak jej były chłopak i ich syn cieszą się swoim towarzystwem. Chcąc, czy nie chcąc, musiała dopuścić do siebie myśl, że wspaniale by było, gdyby tak wyglądały codzienne wieczory.

    Grudzień przyszedł szybciej, niż wszyscy się spodziewali. Na ulicach zostały rozwieszone wszelkiego rodzaju świąteczne, świecące dekoracje, a sklepy były wypełnione milionami zabawek dla dzieci. Draco szedł razem z Blaisem i Teodorem do tego samego centrum handlowego, który odwiedzili ponad dwa tygodnie temu. Szósty grudnia był wyjątkowym dniem, szczególnie dla jednego małego, niebieskookiego chłopca, który wprost zarażał wszystkich dookoła szczęściem.
    Draco od razu zauważył Andrew, który jadł rogalika z dżemem, mówiąc o czymś zawzięcie. Jak na czterolatka mówił, jak najęty. Hermiona siedziała obok swojego synka, przed nią rudowłosa Ginny wraz z Harrym, ale to nie to sprawiło, iż szczęki trójki przyjaciół wylądowały na ziemi. Otóż, obok Andrew siedziała Pansy Parkinson w całej swojej okazałości. Kobieta wpatrywała się w swoich byłych przyjaciół z mieszaniną uczuć, lecz to determinacja i pewność siebie dominowała, czego każdy z osobna się najbardziej przestraszył. Pierwszy do stolika podszedł Teodor i widząc, że bez żadnych przeszkód usiadł na wolnym miejscu obok Pansy, Draco i Blaise ruszyli już pewniejszym krokiem.
-Dotarliście. –Hermiona uśmiechnęła się do nich, wskazując im wolne miejsca obok Ginny i siebie.
-Uwierzysz, gdy powiem, że Draco pamiętał drogę do tego miejsca? –zapytał Blaise, uśmiechnąwszy się szeroko do Ginny, koło której usiadł. Ta przewróciła oczami, upijając kawy z filiżanki.
-Robiłem przecież tutaj zakupy. –mruknął blondyn, usadowiwszy się pomiędzy Hermioną, a Harrym, któremu podał rękę w geście powitania.
-Pansy, może powiesz nam, dlaczego wszyscy mieliśmy się tutaj spotkać? –odezwała się Ginny, uśmiechając się ciepło w jej stronę.
-Chciałam was wszystkich spotkać, jak za dawnych szkolnych lat. Słyszałam, że Draco i Hermiona będą spędzać święta razem, ale muszę dowiedzieć się tego osobiście, bo nie wierzę, że Astoria puści Draco tak łatwo. –zaśmiała się, nie przejmując się piorunami bijącymi z oczu blondyna.
-Powiedzieliśmy, że Draco wyjeżdża na szkolenie do Francji. –odpowiedział Blaise.
-I Astoria zgodziła się, żeby Draco wyjechał na święta za granice? Tak.. po prostu? –jej idealnie wymodelowane czarne brwi podjechały na prawie sam czubek czoła. –Nie wierzę. –pokręciła z niedowierzaniem głową i zamieszała cukier, który wsypała przed chwilą do gorącej kawy.
-Miała z nim porozmawiać. –zabrał tym razem głos Teodor. –Rozmawiała z tobą? –spojrzał na swojego przyjaciela, który był totalnie zbity z tropu.
-Na ten temat ze mną nie rozmawiała. –odpowiedział, sztywniejąc.
    Wszyscy przyglądali się blondynowi z zaciekawieniem, lecz on nadal wpatrywał się w jeden punkt, którym okazała się wcześniej wymieniona kobieta.
    Astoria z gracją zmierzała w ich kierunku, poprawiając swój kremowo czarny żakiet. Pierwszą osobą, która się zorientowała, że Draco zobaczył swoją narzeczoną, byłą Hermiona, której tętno nagle przyspieszyło. Czy Astoria wie, że Draco ma z nią syna? Przyciągnęła Andrew do siebie, mocno go obejmując.
-Witajcie. –powitała ich z wymuszonym uśmiechem. Blaise westchnął, zdając sobie sprawę, że to spotkanie nie skończy się na wypytaniem Andrew o jego wymarzony prezent świąteczny. Ginny podniosła prawą brew, tak samo, jak Pansy, czego skutkiem było usilne zatrzymanie śmiechu, chcącego się uwolnić z ust kobiet. Harry przyjrzał się uważnie Astorii, a potem Draco, by zauważyć, że nie układa im się najlepiej.  –Szukałam ciebie, Draco. Chciałam z tobą porozmawiać. –z ust Teodora wydobyło się ciche acha. Dając Draconowi do zrozumienia, że ta ich rozmowa skończy się co najmniej kłótnią.
-Jasne, ale może spotkamy się u mnie za godzinę? –odparł, nie chcąc wszczynać kłótni w typowo rodzinnej restauracji.
-W porządku. –znowu uśmiechnęła się, udając, że sytuacja jest jej na rękę. –Tylko nie zapomnij. –przetasowała wszystkich wzrokiem, zatrzymując go na Andrew. Nie ukrywając wrednego uśmieszku, kiwnęła Hermionie na pożegnanie.
    Ginny wraz z Pansy dały upust emocjom i zaczęły się głośno śmiać, a Hermiona, jak sparaliżowana patrzyła w miejsce, w którym przed chwilą znajdowała się Astoria. Teodor nachylił się w jej stronę, budząc ją z transu.
-Wszystko w porządku? –zapytał, wpatrując się w nią z troską wymalowaną na twarzy. Kobieta zaskoczona tak wyraźnie wypisanymi uczuciami na twarzy Teodora nie wiedziała co odpowiedzieć.
-T-tak. –mruknęła, próbując się uśmiechnąć. –Po prostu, byłam w lekkim szoku.
-Ok. Nie będę nic od ciebie wyciągać. –uśmiechnął się lekko i położył dłoń, tak samo, jak Draco ostatniego spotkania. Jej serce przyspieszyło, ale nie z powodu gestu Teodora, tylko z powodu wzroku jakim ją i bruneta potraktował blondyn.
    Teodor szybko zabrał dłoń, udając, że nie zauważył morderczego spojrzenia przyjaciela.
-Powodzenia Smoku. –Draco, zły na siebie, że tak zareagował na zachowanie Teodora, zacisnął pięści i spojrzał w stronę Blaise’a, który skończył rozmawiać z Pansy.
-Masz na myśli rozmowę z Astorią? –czarnoskóry przytaknął skinieniem głowy. –Nie będzie tak źle. Przechodziłem przez gorsze rzeczy. –wstał od stolika, sprawiając, że całą piątka znowu zatrzymała na nim wzrok. –Cześć, Andrew. Spotkamy się dopiero na święta. Trzymaj się. –podał mu rękę, którą mały energicznie potrząsnął.
-Tes sie tsymaj. –uśmiechnął się ukazując dwie szparki w zębach. Draco odwzajemnił jego uroczy uśmiech.
-Nie przyjdziesz w sobotę? –usłyszał niepewny głos Hermiony, która poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu. Draco spojrzał w jej oczy, nie mogąc uwierzyć, że brązowowłosa czuje do niego żal.
-Muszę pozałatwiać sprawy odnośnie wesela. Przykro mi, ale zobaczymy się dopiero w Alpach. –nie czuł się dobrze, wiedząc, że ich, jego zdaniem, nieco intymną wymianę zdań, słyszy aż pięć osób. Nie zdziwiłby się, gdyby Andrew coś z tego zrozumiał. Chłopiec jest naprawdę inteligentny, jak na swój wiek.
-Rozumiem. –Hermiona chrząknęła, czując gulę gnieżdżącą się w jej przełyku. –Do zobaczenia dwudziestego piątego grudnia. Draco wahał się, czy nie uścisnąć jej ręki na zgodę, lecz ta dziesiątka oczu uniemożliwiało mu podjęcia jakiejkolwiek decyzji. Odważył się tylko na skinienie głowy i odszedł.

    Sobotni wieczór, który Hermiona miała spędzić z Andrew i Draco przesiedziała na wpatrywaniu się w grad padający za oknem. Przecież wmawiała sobie, by przestać myśleć o Malfoy’u, ale przez to dwuznaczne pożegnanie, nie mogła spać. Draco dał jej dobitnie do zrozumienia, że ma narzeczoną, i że weźmie z nią ślub, do które się od dawna szykują. Czy blondyn zdał sobie sprawę z tego, jak jego wypowiedź zabrzmiała? Ją to nie obchodziło. Znowu ją zostawił, znowu jej za insynuował, że nie jest dla niego nikim ważnym. Zrobił to samo, co cztery lata temu.
-Kiedy zobacymy tate? –zadrżała, gdy Andrew usiadł koło niej i nazwał Draco swoim ojcem.
-Za dwa tygodnie. –okryła go kocem, który zakrywał jej ramiona i przytuliła synka najmocniej, jak mogła.
-To dlugo? –zadarł do góry głowę, by spojrzeć Hermionie w oczy.
-Zanim się obejrzysz będziemy jeździć na nartach. –pocałowała go w czółko, wyrażaj tym gestem miłość, którą darzyła tego małego szkraba. Andrew wyciągnął rękę w stronę jej ucha. Poczuła w tym miejscu lekkie trzepotanie skrzydeł, które wydawał Złoty Znicz. Mały zręcznie go złapał i ścisnął mocno w swojej małej dłoni. –Lubisz tego znicza? –zapytała, chcąc poznać zdanie Andrew.
-Jest swietny! Będe glał w Klidica lazem z wujkiem ‘Alym i tatą! Będe najlepsy! –chłopiec zawsze był pełny energii i widział promyk nadziei we wszystkim, ale Hermiona nigdy nie czuła takiego szczęścia, które wypełniało ją całą od środka, gdy Andrew mówił z uśmiechem na ustach o Draconie. Przez te wszystkie lata bała się dnia, w którym Malfoy i jej synek poznają prawdę i nie potrzebnie. Andrew był szczęśliwy, to jest dla niej najważniejsze.

    Minął tydzień, który był jednym z najgorszych tygodniu w życiu Dracona. Mężczyzna nie miał siły znowu użerać się z rodziną Astorii, która codziennie zjawiała się w Malfoy Manor na obiady.
-Słyszałam, że za pięć dni jedziesz do Francji szkolić młodych magomedyków? –zapytała pani Greengrass podczas kolejnego spotkania.
-Tak, to prawda. Pan Orwell powierzył mi naprawdę odpowiedzialne zadanie, które może bardzo wpłynąć na moją przyszłość. –kłamanie przychodziło mu z jeszcze większą łatwością, niż podczas wojny.
-Rodzice muszą być z ciebie dumni. –dodała, uśmiechając się przymilnie.
-Jesteśmy ogromnie dumni. –zapewniła Narcyza, patrząc z dumą na swojego jedynego syna. Zrobiło mu się niedobrze, ponieważ wiedział, że przed swoją matką nie ukryje niczego. Czuł się również okropnie, okłamując ją, ale nie miał innego wyjścia. Coś mu podpowiadało, że święta spędzone z Hermioną i Andrew będą zupełnie inne. W pozytywnym sensie, rzecz jasna.
    Teodor, który tego popołudnia jadł z nimi obiad, spoglądał co chwilę na zegar wiszący za Draconem. Blondyn już od dłuższego czasu przyglądał się poczynaniom przyjaciela, ale nie chciał zakłócać idealnej ciszy niepotrzebnymi pytaniami. Zegar wybił szesnastą, stawiając nagle bruneta na nogi.
-Państwo wybaczą, ale jestem umówiony na spotkanie i nie mogę się spóźnić. –uśmiechnął się przepraszająco do Narcyzy, która nie wyglądała wcale na zdenerwowaną.
-Oczywiście, nikt cię nie zatrzymuje, Teodorze. –odpowiedział Lucjusz, wskazując mu drzwi wyjściowe.
-Gdzie idziesz? –blondyn zatrzymał go, gdy wyszedł przed rezydencję. Brunet nerwowo przeczesał włosy.
-Idę na kawę do Hermiony. –Draco stanął, jak wryty nie wierząc w słowa, które wypłynęły z ust przyjaciela. –Chyba wolno mi się spotkać z dziewczyną na kawę, prawda? –zapytał, zaczynając się denerwować.
-Nie zabronię ci niczego, Teo. –spojrzał w górę na szare chmury. Wciągnął zimne powietrze i spojrzał twardo na bruneta. –Dlaczego Hermiona? Chyba nie zapomniałeś, że to moja była dziewczyna?
-Właśnie, Draco. Była dziewczyna. –blondyn poczuł się, jakby ktoś zrzucił na niego tonę gruzu. Czy Teodor właśnie zasugerował, że będzie chciał spotykać się z Hermioną? Niemożliwe.
-Pamiętaj, że jadę z nią na święta. Nie zagłębiaj się w znajomość, która może się skończyć szybciej, niż myślisz. –gdyby można było transmutować słowa wypowiedziane przez człowieka, słowa blondyna przybrałyby postać noży. Draco zabrzmiał groźnie. Zdziwienie wymalowane na twarzy Teodora utwierdziło Malfoya w przekonaniu, że mógł zabrzmieć nieco zazdrośnie.
-Nie chcę wchodzić z tobą na wojenną ścieżkę, Draco. Jesteś moim najlepszym przyjacielem, ale straciłeś naprawdę wspaniałą kobietę. Chcę po prostu z nią porozmawiać, pokazać jej, że może mieć we mnie przyjaciela, takiego jakim byłeś dla niej ty. –mężczyźni jeszcze chwile mierzyli się wzrokiem, po czym Teodor odszedł, teleportując się za bramą Malfoy Manor.  
    Jedynie na co blondyn miał siłę było kilkukrotne kopnięcie leżącego na ziemi kamyka, który przyozdabiał ścieżkę prowadzącą do ogrodu Narcyzy Malfoy.
-Wszystko w porządku? –usłyszał za sobą głos swojej matki. Odwrócił się powoli, lecz gdy zauważył za postacią rodzicielki Astorię, stracił jakikolwiek zapał na rozmowę.

-Oczywiście, chodźmy do środka. –mruknął, omijając szybko Narcyzę i wchodząc do kominka, by znaleźć się w końcu w swoim własnym mieszkaniu.

Postanowiłam dodać rozdział dzisiaj z dwóch powodów: są Andrzejki i jest to ostatni dzień listopada. 
Już za 24 dni święta! :) Nie wiem, czy dodam kolejną część do 12 grudnia, ponieważ w tym czasie będę pisać próbne egzaminy gimnazjalne, więc nauka jest dla mnie priorytetem. 
Jeżeli mi się uda, wstawię rozdział jedenasty 6 grudnia w Mikołajki :)
Czy jestem zadowolona z powyższej pracy? Nie w 100%, ponieważ czuję, że rozdział jest naprawdę nudny. Do tego krótki, posiada tylko 5 stron Worda...
Kolejny będzie już o Wigilii Bożego Narodzenia i o pierwszym dniu w Aplach, więc nie powinien być taki zły ;) Wczoraj przeczytałam epilog na Echo Naszych Słów i czułam się tak, jakby ktoś odebrał mi i zniszczył niezwykle ważną cząstkę mojej osobowości. Ta przepiękna historia pozostanie na zawsze w moim sercu. Kto nie czytał ENS powinien to zrobić natychmiast! http://echo-naszych-slow.blogspot.com/ :)


poniedziałek, 18 listopada 2013

Rozdział dziesiąty

    To musi być żart! To naprawdę musi być żart! Takie myśli chodziły po głowie Dracona, gdy wrócił w poniedziałek do pracy i nie chciały go opuścić przez dwa kolejne dni.
    Środa zapowiadała się nie za ciekawie, zważając na to, że Astoria dawała mu do zrozumienia, iż dopóki, dopóty mężczyzna nie nawiąże pierwszy jakiejkolwiek rozmowy – ona nawet nie uraczy go swoim spojrzeniem. Denerwowało go to, ponieważ ledwo co wrócił w niedzielę z zakupów, na które pierwszy raz w życiu miał ochotę, kobieta zepsuła jego świąteczny zapał w mgnieniu oka.
    Wszedł do Sali pana Harborne. Staruszek wlepiał zmęczone spojrzenie w małe okno, odsłaniające widok na szare chmury.
-Dzień dobry. –blondyn przywitał go, siadając na krześle po prawej stronie łóżka pacjenta.
-Dzień dobry, Draco. –głos pana Harborne był zachrypnięty i niezwykle cichy.
-Mam złą wiadomość. –staruszek delikatnie się uśmiechnął. –Był pan torturowany Cruciatusem, prawda? –kiwnął głową. –I to wiele razy, gdy chciał pan ratować żonę. -zajrzał szybko do notatek, by sprawdzić, czy dobrze wszystko zapamiętał. -Nie chcę rozprawiać na temat tego zdarzenia, więc przejdę do setna sprawy. –Draco podrapał się niespokojnie po karku. Nie miał siły i chęci mówić panu Harborne, że zostały mu co najwyżej dwa miesiące życia. –Nie wierzę, że to powiem, ale… szukaliśmy głównej przyczyny pańskiej choroby od ponad pół roku i zawiedliśmy pańską nadzieję. Głównie to ja pana zawiodłem. –starzec nadal się lekko uśmiechał, dziwiąc tym Dracona, który nie widział żadnego powodu do radości.
-Nigdy mi nie mówiłeś, że mnie wyleczysz. –wychrypiał. –Jesteś naprawdę dobrym magomedykiem, Draconie i sam dobrze wiesz, że niektórych chorób nawet czary nie dadzą rady wyleczyć.
-Pański przypadek miałem zamiar wyleczyć za wszelką cenę i jeszcze bardziej się do tego przyłożę. –twardy głos Dracona jeszcze bardziej powiększył uśmiech staruszka. –Niestety mam na to tylko niecałe dwa miesiące, ale uda mi się. –wstał, ale ręka pana Harborne mu przeszkodziła.
-Wiem, że moje szanse są nikłe, chłopcze. Nie dawaj sobie nadziei, ponieważ to tylko przysporzy ci niepotrzebnych problemów.
-Proszę się nie martwić. Dam sobię radę. –odpowiedział, starając się zabrzmieć pewnie, dodając uśmiech, który raczej wyglądał, jak grymas. Pan Harborne odprowadził go wzrokiem, po czym znowu zwrócił swój wzrok na okno. Nie winił Dracona za to, że  tak nie wiele czasu mu zostało.
-Niedługo się spotkamy. –wyszeptał, widząc przed sobą sylwetkę Annie – jego zmarłej żony.
    Draco usiadł na fotelu, znajdującym się w kącie jego gabinetu. Poluzował szybko krawat, starając się uporządkować myśli. Miał tyle do zrobienia: ślub z Astorią – najgorsze z najgorszych, pomoc w rozsławieniu klubu dla czarodziejów, który ma zamiar otworzyć Theo, znalezienie lekarstwa lub zaklęcia umożliwiającemu zniszczenie uroku rzuconego na pana Harborne, zorganizowanie świąt Bożego Narodzenia, ponieważ chciał, by te były inne, co się łączy z poznawaniem Andrew. Chłopiec wzbudził w nim ojcostwo, tylko czy to nie za wcześnie...? Czy to nie powinno być stopniowe, tak, jak zakochiwanie się? Chociaż… wpadnięcie na osobę, która jest twoją drugą połówką może być nagła. Czy nie było tak w stosunku z Hermioną, do której zaczął żywić głębokie uczucia na ostatnim roku w Hogwarcie? W takim razie, ojcostwo może się ujawnić tak szybko i nagle, jak miłość… A co do miłości – trzeba wziąć wreszcie sprawy w swoje ręce. Astoria Greengrass nie może zostać panią Malfoy.
    Draco szybko wstał z fotela i zdejmując szatę uzdrowiciela - przywołał do siebie płaszcz.

    Biuro panny Granger lśniło czystością, oprócz zawalonego papierami biurka. Sama wcześniej wymieniona kobieta nie miała siły na nic, chyba że mogłaby spać cały dzień.
-Jeszcze minuta pomiędzy tymi ludźmi, a przeklnę ich wszystkim jakimś paskudnym zaklęciem. –szeptała, pisząc kolejny raport i raz po raz przełykając zimną kawę. –Co za ohydztwo. –opróżniła zawartość kubka jednym ruchem różdżki, po czym ułożyła głowę na blacie biurka.
-Nie wierzę, że sama Hermiona Granger ma dosyć pisania prac pisemnych. –drzwi do pomieszczenia zamykał Blaise Zabini, uśmiechając się, jak na niego przystało – kpiąco.
-Jak się tutaj dostałeś? Specjalnie zaryglowałam wejście. –wyprostowała się, zdziwiona obecnością czarnoskórego mężczyzny.
-Alohomora to przydatne zaklęcie. –mrugnął do niej, podstawiając sobie krzesło. –Mam sprawę. –Hermiona podniosła lewą brew.
-Czy to coś związanego z Draconem? –Blaise lekko się uśmiechnął, dając jej do zrozumienia, że właśnie o tego osobnika mu chodziło.
-Jeszcze mam pytanie, które kazał mi przekazać Theodor.
-Czy to coś ważnego, bo naprawdę jedyną rzeczą jaką pragnę teraz zrobić, to pójście do domu spać. –odłożyła pisany przed chwilą raport na stertę innych pergaminów.
-Dostałaś zaproszenie na ślub Draco? –oczy Hermiony przybrały kształt dwóch orbit. Zawsze wiedziała, że Blaise Zabini potrafi „walnąć” prosto z mostu, ale tego się nie spodziewała. Przegryzła delikatnie wargę, mając nadzieję, że to okropne uczucie w żołądku, jak szybko się pojawiło, tak szybko zniknie.
-Dostałam. –mruknęła, nie spuszczając wzroku z Blaise’a.
-To dobrze, bo wraz z Theo chciałbym, żebyś się na nie wybrała. –te słowa wbiły ją dosłownie w oparcie krzesła, na którym siedziała.
-Ty to masz tupet, Zabini. –warknęła, a jej twarz przybrała wyraz oburzenia.
-Nie pochlebiaj. –jego uśmiech się poszerzył, doprowadzając brunetkę do furii. –Możesz nam tym pomóc.
-Nie mam powodu, by wam w czymkolwiek pomagać.
-Słuchaj. –pochylił się w jej stronę. –Dzięki  tobie nie dojdzie do ślubu Draco i Astorii. –zaczął wyliczać na palcach. –Ja i Theo będziemy szczęśliwy szczęściem naszego przyjaciela. Andrew będzie mógł jeszcze bliżej poznać swojego ojca. A ty moja droga, będziesz mogła znowu o niego zawalczyć. –zanim wszystkie te słowa dotarły do umysłu brunetki, Blaise – pewny swojego planu, zauważył czerwoną plamę, pojawiającą się bardzo szybko na policzkach Hermiony.
-Odszczekaj to ostatnie, Zabini! –ponowiła warknięcie, gdy uzmysłowiła sobie sens ostatniego zdania Blaise’a. –Nie mam pojęcia, dlaczego ubzdurałeś sobie, że chcę znowu być z Draco! Nie mam pojęcia jakim prawem masz czelność prosić mnie o uczestnictwo w ślubie chłopaka, który mnie zostawił, uprzednio mnie zapładniając! Nie mam pojęcia, dlaczego chcecie sabotować wesele własnego przyjaciela! I nie mam pojęcia, dlaczego nadal tutaj jesteś! –wstała gwałtownie, powstrzymując najsilniej, jak mogła, łzy gnieżdżące się w jej powiekach. Z twarzy Blaise’a zniknął uśmiech. Zmarszczył brwi i również wstał, ale spokojniej, niż Hermiona. Podszedł do niej i nie zwracając uwagi na buntowniczą postawę ciała brunetki, przytulił ją. Kobieta zaczęła się opierać, odpychając go na tyle silnie, na ile w tej chwili mogła. Ten jednak nie dał się odtrącić. Po niecałej minucie Hermina poddała się i dała się pogłaskać po plecach. –Po prostu nie mam na nic siły. –wyszeptała, pozwalając łzom spłynąć na ramię Blaise’a.
-Dlatego chcemy ci pomóc. –odpowiedział jej, jeszcze bardziej determinując się, by wybić Malfoyom ślub z panną Greengrass na zawsze.
-Daj mi to przemyśleć. –dodała, czując się niekomfortowo w tak bliskim uścisku z Blaise’m Zabinim.
-Jeżeli nie będziesz miała nic przeciwko, spotkajmy się w piątek. Theodor też tam będzie, przekaże ci to co miałem ci powiedzieć. –Hermiona przytaknęła skinieniem głowy. Po tym Blaise wyszedł z jej biura, udając się w wyznaczonym kierunku – dworzec Malfoy Manor.

    Blaise bez skrupułów wszedł do posiadłości i już przy progu usłyszał kłótnię Malfoya Juniora i jego narzeczonej. Czyżby Draco czytał w moich myślach? Czarnoskóry uśmiechnął się z satysfakcją i pewnym siebie krokiem ruszył do miejsca, z którego wydobywał się piękny odgłos sprzeczki.
 -Nie mam zamiaru dłużej znosić twoich fochów! –krzyknął Draco, widząc naburmuszona minę Astorii. –Naprawdę nie masz nic innego do roboty, jak użalanie się nad sobą?! Nigdy nie miałaś prawdziwych problemów!
-Skąd wiesz, że nigdy nie byłam czymś obarczona?! –wstała, stanąwszy zaledwie kilka centymetrów od blondyna. –Myślisz, że nie widzę, że od ponad roku omijasz mnie szerokim łukiem?! Że nie chcesz tego ślubu, i że Blaise i Theodor chcą ci pomóc w pozbyciu się mnie?! Nie jestem głupia, Draco! –mężczyzna nadal stał, wściekły na Astorię, ale poczuł się niemal głupio. Nie sądził, że jego narzeczona domyśli się jego planów w tak szybkim tempie. Nie była idiotką, ale widząc, jak całymi dniami organizuje najmniejsze detale ich ślubu – sądził, że nie przejmuje się docinkami jego przyjaciół.
-To dlaczego nie powiesz swojej rodzinie, że nie chcesz się ze mną żenić?! Czy to nie byłoby łatwe? –oczy Astorii zapełniły się łzami, a twarz nabrała różowych kolorów.
-A więc o to ci chodzi? Starasz się mnie pozbyć, bo w twoim życiu znowu pojawiła się Hermiona Granger? W dodatku z waszym synem? –zaśmiała się boleśnie. –Bo uwierzę, że chciałbyś to zrobić dla mnie! Nie sądzę byś nawet chciał coś takiego powiedzieć. –otarła łzę i zadarła głowę, by spojrzeć narzeczonemu w oczy. –Zawarłeś umowę z moją rodziną. –wbiła mu palec w klatkę piersiową. –Ja nadal cię kocham i sprawię, że poczujesz do mnie to samo! –ominęła go i po chwili Draco mógł usłyszeć odgłos trzasku drzwi wyjściowych.
-Czy to nie zabrzmiało ci, jak groźba, Smoku? –zapytał Blaise, wychodząc z drugiej strony salonu.
-Tak, jakby chciała wlać mi do Ognistej eliksir miłosny. –usiadł na fotelu, nalewając sobie wcześniej wymienionego trunku.
-Zastanawiałeś się, jak możesz złamać ten śmieszny pakt z Greengrass’ami? –Blaise zajął miejsce na przeciwko przyjaciela.
-Nie jest śmieszny. –blondyn mruknął, wypijając jednym duszkiem zawartość szklanki.
-Ciesz się, że to nie wieczysta przysięga.
-Równie niewykonalne do złamania…
-Słuchaj, wyjedźmy gdzieś na Święta.  Już od kilku dni taki pomysł chodzi mi po głowie. –Blaise od jakiegoś czasu miewał nawał pomysłów odnośnie odnowienia kontaktów Hermiony i Dracona, pomagając tym samym zbliżeniu się blondyna z jego jedynym synem.
-Gdzie? Matka i ojciec będą chcieli bym został i spędził te dni razem z Astorią i jej rodzinką. –zironizował. Miał jednak nadzieję na taki wyjazd. Odskocznia od tej nudnej rutyny.
-W góry. Najlepiej w Alpy. –zadowolony ze swojej pomysłowości, nalał sobie Ognistej Whiskey i tak, jak jego przyjaciel – wypił ją jednym haustem.
-Załatw to, a będę cię wielbił jeszcze bardziej, niż dotychczas. –Draco uśmiechnął się niemrawo i podniósł szklankę z trunkiem w geście toastu.

    Harry wszedł po cichu do domu, widząc już przez okno postać swojej dziewczyny. Ginny opierała głowę o lewą rękę, w prawej dłoni trzymając kubek z -najprawdopodobniej -kawą. Miał wyżuty sumienia, że zostawiał ją sama w domu, wyruszając na patrole, trwające do późna w nocy lub na tygodniowe wyprawy. Przytulił się do jej pleców, sprawiając, że kubek z kawą wypadł z rąk rudowłosej i przeturlał się na koniec stołu, opróżniając swoje wnętrze.
-Nie strasz mnie! –warknęła, by po chwili mocno przytulić zielonookiego. –Patrz. –wskazała na ślady fusów. –Będziesz musiał to posprzątać. –Harry pocałował piegowaty nos Ginny i szybkim ruchem różdżki wyczyścił stół. Włożył kubek do zmywarki i spojrzał przepraszającym wzrokiem na Ginny.
-Nie chcę, byś czuła się odtrącona. –znowu ją przytulił.
-Bez ciebie jest tak pusto. Nie chcę, by nasza przyszłość tak wyglądała. –spojrzała w te dobre oczy mężczyzny, nie mogąc wydusić z siebie nic obraźliwego. –Chcę mieć pewność, że nasze dzieci będą widywały swojego tatę codziennie. Nie chcę spać w łóżku, którego druga połowa jest idealnie zaścielona. –Harry jeszcze mocniej objął kobietę swojego życia, zamykając oczy.
-Postaram się. Postaram się najmocniej, jak umiem, byś nie czuła się samotna. Pamiętaj, że zawsze będę przy tobie. –zakończył, delikatnie całując jej usta.
    Dwie godziny później w Dolinie Godryka pojawiła się Hermiona wraz z Andrew. Para z wielka chęcią przyjęła ich pod swój dach.
-Myślałaś już o tym wyjeździe do Nory? –zapytała Ginny, gdy obydwie dostały od Harry’ego po herbacie.
-Przykro mi, ale nie pojadę. Wolę spędzić ten czas z moim największym skarbem. –spojrzała na Andrew, który siedział na kolanach Harry’ego.
-To wyjedź w jakieś ciekawe miejsce. –zaproponowała, na co Hermiona odpowiedziała cichym westchnięciem.
-To nie jest takie łatwe. Zapewne dostanę wolne, ale, jak mam samej podróżować po krajach Europy? W dodatku z Andrew?
-Coś się wymyśli. –uśmiechnęła się tajemniczo, wpadając na pewien pomysł.

    Następne dwa dni upłynęły Blaise’owi na załatwieniu Draconowi świąt w Alpach, a dokładnie w Szwajcarii, niedaleko szczytu Matterhorn. Jedyną rzeczą, która była najtrudniejsza - było oznajmienie rodziców blondyna, że ich syn wyjeżdża na Święta za granicę.
-Panie Zabini, pani Weasley do pana. –Blaise odwrócił wzrok od papierów dotyczących szwajcarskich gór, dziwiąc się. Zrozumiał, jak zaskoczona musiała być Hermiona, gdy to on niespodziewanie wszedł do jej biura.
-Co tutaj robisz Ginevro? –nie lubił, gdy ktoś mu przeszkadzał.
-Mam sprawę. –zaśmiał się, słysząc tą samą kwestię, którą dwa dni temu powiedział przyjaciółce Ginny. –To nic zabawnego. –warknęła, karcąc się za swoją głupotę, przychodząc do biura Zabiniego.
-To mów, tylko szybko, bo załatwiam ważne sprawy. –przywołał zaklęciem krzesło, na którym usadowiła się rudowłosa kobieta.
-Chcę wysłać Hermionę w ciekawe miejsce na Święta. –Wzrok Blaise'a z powrotem znalazł się na Ginny. Uśmiechnął się szeroko, klaszcząc w ręce.
-Oh, Ginevro! Czy my się przypadkiem nie porozumiewamy telepatycznie? –kobieta spojrzał na niego, jak na idiotę -  co ku jej zdziwieniu – nie zdenerwowało mężczyzny. –Właśnie dokańczałem zbierać informacje na temat Szwajcarii. Wysyłam tam Dracona, więc to wspaniała okazja, by Hermiona też tam się znalazła! –Ginny przez chwilę zastanawiała się nad plusami i minusami tego pomysłu. Czy Hermiona byłaby szczęśliwa, gdyby wysłano ją na Święta razem z Malfoyem? –Andrew też tam powinien być! To zawęzi ich więzi! Tak! Jestem wprost genialny! –znów klasnął w dłonie.
-Nie zapominaj, że gdybym się tutaj nie znalazła, nie pomyślałbyś o tym. –założyła ręce na piersi.
-Pewnie bym wpadł na to podczas spotkania z Hermioną. –brwi Ginny omal nie znalazły się na czubku jej głowy. –Nie dziw się, Weasley. Spotykam się dzisiaj z Hermioną, by z nią porozmawiać, więc możesz też się tam pojawić, by dodać jej otuchy, wyjawić jej mój wspaniały plan i takie tam. –wyszczerzył się, ukazując proste, białe zęby.
-I mój, Zabini. –wstała, poprawiając płaszcz. –O której i gdzie?
-Dwudziesta, moje mieszkanie. –podał jej kartkę z adresem. –Do zobaczenia. –machnął do niej, gdy pospiesznym krokiem udała się do wyjścia. Założył ręce za głowę napawając się swoją pomysłowością i nadprzyrodzoną inteligencją. Tak, to będą wspaniałe Święta.

    Przed drzwiami lokum Zabiniego pojawiła się punkt dwudziesta. Przeczesała palcami swoje brązowe fale i powoli zapukała do drzwi.
-W samą porę! –powitał ją Blaise, wpuszczając do środka. Jak na dżentelmena przystało, odebrał od niej płaszcz i powiesił na wieszaku, stojącym obok wejścia. Weszli razem do salonu, w którym miejsce zagrzały już trzy osoby – Theodor, jej przyjaciółka Ginny oraz… Draco.
-Czy ja o czymś nie wiem? Mieliśmy porozmawiać we trójkę, nie w piątkę. –omiotła wszystkim zdziwionym spojrzeniem.
-Okoliczności, o których chciałbym z tobą porozmawiać wymagają jeszcze tej dwójki. –pokazał dłonią na Ginny i Dracona, którzy w tej chwili poczuli się, jak dodatki do dekoracji. –Usiądź koło Weasley, a ja przyniosę wszystkim po kawie. –uśmiechnął się uprzejmie.
    Draco nie spuszczał wzroku z Hermiony, która z nerwów wyginała sobie palce. Uśmiechnął się lekko, widząc, że nie tylko ona jest zdziwiona i skrępowana tą sytuacją. Co tu się u licha dzieje? Zadał sobie pytanie i czuł, że zaraz uzyska odpowiedź.
-Jesteśmy tu w sprawie dotyczących, tak zwanych świąt Bożego Narodzenia. –podał każdemu gorący napój, stanąwszy przed kominkiem. –Draco. –spojrzał na blondyna, szeroko się uśmiechając. –Dzisiaj w pracy załatwiłem ci pięć dni w Szwajcarii.
-To świetnie. –Draco udał, że jest zachwycony. –A rozmawiałeś z moimi rodzicami na ten temat?
-Brzmisz, jak trzynastolatek, Draco. –czarnoskóry zaśmiał się, a za nim dało się usłyszeć śmiech Theodora. –Nie martw się. –machnął ręką. –Myślą, że jedziesz na ten kurs medyczny do Francji. –Draco wyszczerzył oczy.
-Kompletnie o nim zapomniałem…
-Dobrze, że nam o nim powiedziałeś. –odezwał się Theodor, odkładając kubek z kawą na stolik. –Blaise powiadomił mnie o wszystkim, więc udałem się do domu twoich rodziców i wszystko im wyjaśniłem. Wigilię spędzisz z nimi i Astorią, a na następny dzień będziesz jeździł na nartach na szczycie Matterhorn.
-Na czym? –podniósł lewą brew, sprawiając, że kąciki ust Hermiony lekko drgnęły. Ledwo co się powstrzymała od śmiechu.
-Narty. –powtórzyła po Theodorze. –Bardzo ciekawy sport. –uśmiechnęła się delikatnie, upijając czarnej cieczy. –Co się tak patrzycie? Zawsze chciałam spróbować się nauczyć jeździć. –wzruszyła ramionami.
-Dobrze się składa, bo jedziesz tam razem z Draco i zabierasz ze sobą Andrew. –blondyn zachłysnął się powietrzem, a Hermiona o mało co nie wypluła kawy.
-Żartujecie, tak? –Draco wychrypiał, patrząc po twarzach przyjaciół, szukając cienia kłamstwa. Dopiero, gdy zobaczył poważny wyraz twarzy panny Weasley, zdał sobie sprawę, że to nie jest żaden kawał.
-Nie możemy. –szepnęła Hermiona, wstając z sofy. –Nie możemy. –powtórzyła głośniej, znowu denerwując się tym, że Blaise zakłóca jej spokój. –Ginny, powiedz, że oni kłamią. –rudowłosa również wstała.
-Nie miej nam tego za złe. Chciałaś dać Andrew wspaniałe Święta, prawda? Będzie mógł poznać ojca w najbardziej magicznym czasie. –podeszła do brunetki, która była za bardzo skołowana, by przetworzyć wszelkie informacje. Czuła się, tak jakby znowu znalazła się w św. Mungu i wyznawała Draconowi, że jest ojcem jej dziecka.
-Hermiona ma rację. –odezwał się oszołomiony blondyn. –Nie możemy pojechać tam razem. –wstał, mierząc wszystkim spojrzeniem pełnym niedowierzania.
-Dlaczego? –zapytał Blaise, bojąc się, że Draco zepsuje jego genialny plan.
-Ponieważ…. Nie ważne, dlaczego. Nie możemy i koniec. –warknął. –Spotkamy się jutro u ciebie, tak? –zwrócił się do Hermiony. Brunetka spojrzała na niego wciąż zszokowana.
-Tak… jutro. –wychrypiała i opadła na sofę, z której przed chwilą co wstała.
-Wracam do siebie. –spojrzał na Blaise’a, który miał ochotę rzucić w niego kubkiem, który trzymał w ręku.
-Nie uciekniesz tak łatwo! –Blaise krzyknął za blondynem, który zniknął za zamykającymi się drzwiami.
-Miona, zgódź się. –Ginny nadal próbowała przekonać przyjaciółkę. -Draco to jego rodzina, czy chcesz, czy nie.
    Hermiona spojrzała na każdego z osobna, zastanawiając się, czy dobrze zrobi zgadzając się na świąteczny wyjazd.
-Jutro z nim porozmawiam. –mruknęła, co dało nadzieję Blaise’owi, że jego przyjaciel wreszcie spojrzy prawdzie w oczy. –Chciałeś ze mną porozmawiać? –spojrzała na zmieszanego Theodora.
-Może innym razem. Widzę, że jesteś zmęczona. –posłał jej pokrzepiający uśmiech, który w małym stopniu dodał jej otuchy. Odwzajemniła gest, po czym przytuliła Ginny, która nie była do końca pewna tego wyjazdu, tak samo, jak jej przyjaciółka.

    Kilkanaście minut później Hermiona żegnała się ze swoją mamą, która opiekowała się Andrew. Potem opadła bezwładnie na łóżko, myśląc o kolejnym spotkaniu z Draco. Nie miała pojęcia, że blondyn robił to samo, tylko z jednym małym wyjątkiem. Do jego łóżka nie wgramolił się czteroletni chłopczyk, oczekujący na buziaka na dobranoc. Jego łóżko było puste…

*
Niezły przeskok czasu w ty rozdziale, nie sądzicie? ;) Cóż, gdybym miała opisywać każdy dzień po kolei - zrobiłby się z tego dzienniczek z przepisami na potrawy, czy poradami, jak sobie radzić podczas depresji... Mniejsza z tym! Mam nadzieję, że rozdział przypadł Wam do gustu. Skończyłam go wczoraj wieczorem w przypływie euforii, czytając Wasze komentarze :) Jest jeszcze jeden powód, o którym Wam już piszę!
Otóż, muszę Wam opowiedzieć o wczorajszym wieczorze, który sprawił, że unosiłam się kilka centymetrów nad ziemią! Nie.. niestety nie poznałam brata bliźniaka Toma Feltona lub Darrena Crissa... Ale to jest równie wspaniałe! Weszłam na stronę Stowarzyszenia DHL, by zagłosować na Icammę i jej dramione - "Lubię, gdy jesteś obok", a tu patrzę - Wciąż Cię Kocham jest w nominacjach na bloga miesiąca!!!!!!! ASDFGHJKLKJHLGFDSASDJGHKDKD!!!! *___________*
Nie mam zielonego, jak kolor Slytherinu pojęcia, kto zgłosił mojego bloga, ale jestem tej osobie niezmiernie wdzięczna!!! Jest to dla mnie ogromne wyróżnienie! Być nominowanym???!! Że co??!! WOW! :) Dopiero co zaczęłam pisać moje własne dramione, a tu taka niespodzianka! 






poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział dziewiąty

    Draco nie wiedział co zrobić. Blaise i Theodor stanęli przy fotelu i uważnie przyglądali się postaci Astorii. Kobieta powoli podeszła do blondyna i zacisnęła ręce w pięści.
-Drzwi były uchylone, więc postanowiłam wejść. –powiedziała, jak na siebie zaskakująco spokojnie. –Czy ja dobrze usłyszałam? Masz syna, a ja o tym nie wiem? –jej policzki się zaczerwieniły.
-Sam się kilka dni temu dowiedziałem. –powiedział jak najbardziej opanowanym głosem, patrząc w jej oczy. To dodawało mu odwagi, wiedział, jak przekonać rozmówcę.
-Naprawdę? To dziwne, że ojciec zostaje poinformowany o swoim dziecku, po ilu latach? –skrzyżowała ręce na piersi.
-Po czterech, ale nie wiesz, dlaczego o nim nic nie wiedziałem.
-To może mi wyjaśnisz? Ponieważ usłyszałam, że matką dziecka jest Hermiona Granger? Ta Hermiona Granger, którą gardziłeś, a później, z którą byłeś w związku? –jej głos z sekundy na sekundę zmieniał się w warczenie wściekłego dobermana. Blaise i Theodor spojrzeli szybko na siebie i podeszli bliżej w stronę Dracona, który był już zmęczony tłumaczeniem się przed wszystkimi.
-Najlepiej gdybyś usiadła, bo widzę, że wpadasz w stan furii. –odpowiedział, sam siadając na fotelu.
-Nie wpadam w żaden stan furii, Draco. Chcę po prostu wyjaśnień, bo nie mogę uwierzyć w ani jedno słowo, które zdołałam usłyszeć. –fuknęła i usiadła naprzeciwko blondyna.
-Na początek chcę mieć pewność, iż w najbliższym czasie nie powiesz o tym ani swoim, ani moim rodzicom. Wiem jaka jesteś, więc mam nadzieję, że dochowasz tego.. sekretu. –przez chwilę Astoria wpatrywała się ze skupieniem Draco, ale w końcu odpuściła i kiwnęła głową.
-Jeżeli to nie wpłynie negatywnie na nasze małżeństwo, to mogę na razie nikogo o tym nie powiadamiać.
-Obiecałem ci coś dwa lata temu. –kobieta znowu kiwnęła głową, dając mu do zrozumienia, żeby zaczął opowiadać. –To była nagła sytuacja i sądzę, że nawet Hermiona nie przewidziała tego, że się dowiem o Andrew. Chłopiec się zatruł, więc razem z Ginny Weasley i Potterem przyszli do Munga. Byłaś tam wtedy, wpadłaś do gabinetu Weasley i zrobiłaś mi awanturę, a tym chłopcem, którego badałem był Andrew. –Astoria spojrzała na swoje dłonie, ukrywając lekkie zażenowanie. –Nie ważne, wracając do mojego syna. Hermiona zdradziła mi swój sekret, gdy spytałem gdzie jest matka chłopca.  Nie mogłem w to uwierzyć, więc najszybciej, jak mogłem, udałem się do swojego mieszkania. –poczuł się niewiarygodnie głupio, mówiąc o tym, jak uciekł. –Dlatego też nie było mnie na drugi dzień w Malfoy Manor. –zakończył, patrząc na stojących za Astorią przyjaciół.  
-A ile chłopiec ma lat? –zapytała po chwili ciszy.
-Cztery. –odpowiedział i lekko się uśmiechnął, widząc przed oczami małego blondynka.
-Oh. –westchnęła, zastanawiając się, jak Hermiona  Granger daje sobie radę całkiem sama z czteroletnim dzieckiem. –W takim razie. Jeżeli już o tym wiesz, zostawisz ich w spokoju? –oczy Dracona przybrały postać dwóch Galeonów. Czy ta kobieta mówiła serio?
-Postanowiłem poznać tego chłopca. To mój syn, Astorio. –powoli wstał z fotela. -Będę się z nim widywał co weekend. Oczywiście, jeżeli czas mi na to pozwoli.
-A co z naszym ślubem, Draco? Chyba tego tak nie zostawisz?
-Przecież ci mówiłem, że obiecałem tobie i mojej rodzinie, że się pobierzemy. Oczywiście, ty miałaś zmienić swoje zachowanie.
-Masz syna, Draco. Chłopiec jest półkrwi, więc równie dobrze możesz ożenić się z Hermioną Granger. –wstała, poprawiając swój czarny płaszcz. –Nikomu o tym nie powiem, ale dokładnie się zastanów, czy nie złamiesz swojej obietnicy. –w jej oczach pojawiły się łzy i Draco wiedział, że nie była to głupia gra, by wzbudzić w nim litość. –Będę u mojej matki w dworze. Możesz przyjść w każdej chwili, gdybyś chciał porozmawiać. –odwróciła się i z gracją, jak na pannę z czysto krwistego rodu przystało, wyszła z mieszkania Dracona.
-Przyjęła to o wiele lepiej, niż przypuszczałem. –odezwał się Blaise.
-Aż za dobrze. –Draco poczuł się podle, sprawiając, że kobieta o mało co się nie rozpłakała. Może nie darzył jej jakimś wielkim uczuciem, ale nienawidził być tym, który był powodem jej łez. Z drugiej strony zastanawiał się, dlaczego nie zaczęła rzucać się i krzyczeć.
    Oby dotrzymała obietnicy i nie opowiedziała jego rodzinie o Andrew. Tutaj nawet nie chodzi o niego samego, a o chłopca.  Przez cztery lata miał normalne życie, więc nie chce mu tego zepsuć.
    Blondyn opadł z powrotem na fotel. To będzie ciężki tydzień…

    Całe pięć dni Hermiona chodziła, jak na szpilkach. Dzisiaj wieczorem miał przyjść Draco, więc brunetka była w totalnej rozsypce. Całe szczęście, że w pracy szło jej, jak zwykle dobrze, bo pewnie już dawno zostałaby wyrzucona ze swojego stanowiska. Nie miała pojęcia co przygotować do jedzenia, ani co takiego mają robić podczas pobytu blondyna.
    Zapukała do drzwi, które otworzyła jej pani Jean Granger.  
-Mionka! Przyszłaś już. –kobieta uśmiechnęła się i przytuliła brunetkę.
-Mamo! Babcia powiedziała, ze psychodzi dzisiaj pan doktol!  -Hermiona spojrzała szybko na swoją matkę, która tylko wzruszyła ramionami.
-Tak, kochanie. Dzisiaj przychodzi twój tata, więc chodźmy. –przez całe cztery lata miała świadomość, iż Draco Malfoy jest ojcem Andrew, ale nigdy nie przypuszczała, że wymówienie słowa „tata” będzie takim obcym uczuciem.
    Ujęła dłoń Andrew, który pożegnał się z panią Jean Granger. Hermiona zrobiła to samo i wyszła ze swojego starego domu, raz po raz rozglądając się po ciemniejącej uliczce.
    Nie lubiła chodzić ulicami Londynu, gdy robiło się ciemno. Czuła, że niebezpieczeństwo i zło nigdy nie zniknie, chociaż Voldemorta już nie ma. Na wolności są zapewne Śmierciożercy, którzy cudem uniknęli Azkabanu. Tak, jak Draco.
   Dotarli do mieszkania dwadzieścia minut później. Andrew pobiegł po zabawki, a Hermiona weszła do kuchni, zastanawiając się , która z potraw będzie idealna na zwyczajny listopadowy wieczór.
    Hermiona zaśmiała się, podciągając rękawy szarego swetra. To na sto procent nie jest zwykły listopadowy wieczór. Na Merlina! Będzie jadła kolację z Draconem Malfoyem i ich wspólnym dzieckiem! O czym będą rozmawiać? Czy w ogóle będą rozmawiać? Czy blondyn zaplanował wszystko, proponując weekendowe spotkania?
    Brunetka wyciągała talerze, gdy usłyszała śmiech syna, dochodzący z salonu, w którym bawił się klockami, budując  z nich fortecę. Uśmiechnęła się delikatnie i wmawiała sobie, by nie popadać w paranoję.
    Pół godziny później zabrzmiał dzwonek do drzwi, budząc Hermionę z transu, który dopadł ją, podczas przyrządzania sałatki greckiej. Oderwała wzrok od szklanej miski i wytarłszy pospiesznie ręce ścierką, poprawiła szybko gumkę, która przytrzymywała jej luźnego warkocza. Wzięła dwa głębokie wdechy i uprzednio spojrzawszy przez wizjer, otworzyła drzwi Draconowi.
    Ubrany w ciemne dżinsy, szaroniebieską koszulę w kratę, schowaną pod czarną, skórzaną kurtką, uśmiechał się lekko, trzymając w prawej ręce brązowe pudełko.
-Cześć. –odezwał się pierwszy, podchodząc bliżej.
-Cześć. –jej głos okazała się szeptem, którego chciała uniknąć. –Wejdź, śmiało. –otworzyła szerzej drzwi, wpuszczając blondyna do przedpokoju. –Usiądź w salonie, zaraz przyniosę coś do jedzenia.
-Nie musiałaś się trudzić z przyrządzaniem dla mnie kolacji. –odwiesił kurtkę na wieszak, tak jakby przebywał w tym mieszkaniu codziennie.
-Zrobiłam to dla Andrew. On też musi jeść, wiesz? –blondyn uśmiechnął się lekko, słysząc tak niegdyś mu znany sarkazm Panny-Wiem-To-Wszystko.
-Oczywiście.  –wszedł do salonu, siadając na fotelu, z którego miał doskonały widok na kuchnię, w której krzątała się Hermiona. –Cześć Andrew. –szybko zauważył chłopca, który chował się za stojącym naprzeciwko fotelem. Usłyszał jego cichy śmiech, sprawiając, iż samemu chciało mu się zaśmiać. –Hermiono. Wiesz gdzie jest Andrew? –postawił pakunek przy nodze fotela i wstał, udając, że szuka chłopca.
-Powinien być w salonie. –spojrzała w stronę mężczyzny, po chwili zdając sobie sprawę o co miał na myśli Draco. Pokręciła głową i weszła do pomieszczenia, trzymając brytfannę z pysznie pachnącym kurczakiem. Draco szybko podszedł w jej stronę, zabierając danie z jej rąk. Brunetka zdziwiona zachowaniem blondyna nie wiedziała, czy się uśmiechnąć, czy wrócić do kuchni najszybciej, jak się da.
-Pomóc ci w robieniu sałatki? –zapytał, ustawiwszy naczynie na stole. –Jak znajdziemy Andrew, oczywiście. –ukradkiem wskazał na fotel.
-Jasne. Nie ma sprawy. –wciąż zaskoczona, podeszła w stronę kominka. –Gdzie jesteś Andrew? Nie wstydź się! –uśmiechnęła się, widząc blond czuprynę synka.
-Mam dla ciebie prezent. –Andrew wyleciał, jak z procy, słysząc, że Draco coś mu przyniósł. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko. –I tu cię mamy! –chłopiec zmrużył oczy, czując się oszukany. Hermiona mocno go przytuliła i wzięła na ręce.
-Jesteś głodny? –zapytała, patrząc w pełne iskierek radości, niebieskoszare oczy Andrew.
-Chcę plezent. –Draco zaśmiał się i sięgnął po pakunek.
-Jak zjesz ładnie kolację, dostaniesz ten prezent. –machnął torbą, a uśmiech jeszcze bardziej mu się powiększył, widząc zaciętą minę Andrew. Prawdziwy Ślizgon. Pomyślał, czując nieznany mu dotychczas ucisk w sercu. –Obiecuję. –przyłożył rękę do klatki piersiowej.
-Okej. –Andrew przytulił Hermionę i zaczął się wiercić, dając do zrozumienia, że chce być z powrotem na miękkim dywanie obok kominka.
-Ładnie się baw, a ja pójdę dokończyć sałatkę, dobrze? –Hermiona i Draco udali się do kuchni, gdy Andrew sepleniąc, odpowiedział im „dobrze”. -Trzeba tylko dodać parę oliwek i ser Feta. –Draco kiwnął głową, wyciągając widelcem oliwki ze słoika.
    Na kilka minut nastąpiła cisza, przerywana tylko gotującą się wodą w czajniku. Obydwoje nie wiedzieli co powiedzieć, by nie przeżyć tego wieczora w niemiłej atmosferze. Draco właśnie skończył mieszać sałatkę, śmiesznie wyginając widelec i łyżkę. Tak był skupiony na czynności, którą wykonywał, że nie zdawał sobie sprawy, iż Hermiona już dawno zalała herbaty wodą i przygląda mu się z lekkim uśmiechem na ustach. Blondyn podniósł wzrok na brunetkę, która nie wytrzymała i głośno się zaśmiała.
-Co się stało? –podniósł lewą brew.
-Nic takiego. –jej śmiech ponownie rozniósł się po kuchni. –Po prostu. –wzięła swój kubek, ruszając do salonu. –Tak śmiesznie wyglądasz, wykonując mugolskie czynności.
    Draco powędrował za nią wzrokiem, zakładając ręce na piersi. Postarał się zachowywać normalnie. Nie używał magii, a ona się z niego naśmiewała? Jego usta wygięły się w wrednym uśmiechu, gdy Hermiona wróciła do kuchni po kolejne kubki.
-Tak cię to bawi? –zapytał, przypominając sobie ich szkolne docinki. Hermiona potwierdziła skinieniem głowy. Nieśmiało się uśmiechała, co Draco uznał za niezwykle seksowne. Skarcił się za to w myślach, przypominając sobie, że w Malfoy Manor czeka na niego narzeczona i uniósł miskę z sałatką. –Nie jestem przyzwyczajony do takich czynności. –dodał, gdy usiedli do stołu. Andrew zajął miejsce koło Hermiony, naprzeciwko Draco.
-Wiem, dlatego tak mnie to śmieszy. –odpowiedziała, nakładając sobie udko kurczaka.
-Uwierz mi, umiem gotować. –ciągle się w nią wpatrywał, zastanawiając się, czy przez te cztery lata, Hermiona Granger się zmieniła. Z wyglądu na pewno, ale jej cięty język pozostał na swoim miejscu.
-Nie przypominam sobie byś kiedyś mi o tym wspominał. –zrozumiał, że słowo „kiedyś” miało znaczyć „gdy byliśmy razem”. Hermiona zdziwiła się, że jest taka bezpośrednia. Myślała, że ten wieczór będzie naprawdę niezręczny.
-Wtedy nie miałem własnego mieszkania. –odpowiedział, wkładając widelec do ust.
-Czyli postanowiłeś nauczyć się gotować? –Hermiona za wszelką cenę chciała utrzymać ten temat, ponieważ nie wiedziała, czy zdołają zacząć inny.
-Tak. Będę musiał ci kiedyś pokazać. –uśmiechnął się, a  Hermiona poczuła, jak nagle zrobiło się jej gorąco na samą myśl, że Draco powiedział o tym w czasie przyszłym. Przełknęła kęs mięsa i spojrzała na uradowanego Andrew.
Nagle chłopiec zmrużył charakterystycznie oczy, wpatrując się przez jakiś czas w Dracona, jedzącego sałatkę.
-Coś się stało? –Hermiona położyła dłoń na ramieniu synka.
-Mam takie same wlosy, jak ty! –pokazał na blondyna, który o mało co się nie zakrztusił oliwką, słysząc słowa Andrew. Kaszlnął i spojrzał na wciąż patrzącego na niego blondynka. –Dlacego?
-Niektóre cechy rodziców dziecko dziedziczy. –odpowiedziała mu Hermiona. Draco cicho się zaśmiał, widząc zdziwioną minę Andrew.
-Jeżeli tata ma blond włosy, to syn też ma blond włosy. Jeżeli mama ma brązowe oczy, to syn też ma brązowe oczy. –blondyn odpowiedział chłopcu najlepiej, jak umiał, nie mogąc się powstrzymać, by się zaśmiać. Czuł się też nadzwyczaj dziwnie mówiąc o sobie tata, a o Hermionie mama. Sam fakt, że jest ojcem przyprawiał go o dziwne uczucia i bóle głowy. Również, gdy był dzieckiem jego rodzice nigdy nie kazali do siebie mówić mamo i tato, tylko matko i ojcze.
-Ale ja nie mam blązowych ocu. –wlepił zaintrygowany wzrok w Hermionie.
-Widocznie chciałeś wyglądać, jak tata. –uśmiechnęła się delikatnie, czując swoje zarumienione policzki, gdy Draco znowu zaczął się jej przyglądać. Ucałowała małego w policzek, próbując zatuszować swoje roztargnienie i przeszła do picia herbaty.
    Po kolacji usiedli na sofie, odpowiadając na zabawne pytania zadane przez Andrew. Na całe szczęście pytania typu: „Dlaczego tata z nami nie mieszkał?” lub „Dlaczego tata ma inną rodzinę?” nie wypłynęły z ust Andrew, więc  kolejna godzina upłynęła w naprawdę miłej atmosferze.
-Zapomniałbym! –Draco ułożył małą paczką na kolanach. Oczy Andrew, jeżeli to jeszcze bardziej możliwe, rozjarzyły się blaskiem radości. –Słyszałem, że Potter chce zrobić z niego niezastąpionego szukającego. –spojrzał na Hermionę, wrednie się uśmiechając.
-To przecież nic złego. –uniosła hardo głowę, denerwując się wyrazem uśmiechu blondyna.
-Oczywiście, że nic złego. W końcu, sam byłem szukającym Ślizgonów. –wredny uśmiech, zastąpił ten delikatny. Draco wyciągnął opakowanie i powoli je odpakował. Na białej poduszeczce leżał mały, złoty znicz z wygrawerowanym imieniem chłopca. Wziął go do ręki i podał Andrew. –Sądzę, że znicz Pottera nie będzie już mu potrzebny. –puścił brunetce oczko i poczuł się dumny, widząc wielkie zadowolenie chłopca.
-Nie powinieneś mu tego dawać, Malfoy. –twarz Draco skamieniała, słysząc, jak nazwała go Hermiona. Brunetka zauważyła to, lecz nie chciała dawać do zrozumienia, że poczuła się głupio, mówiąc do niego po nazwisku. –Znicze są naprawdę drogie. Nie chcę spłacać żadnego długu.
-To nie są pożyczone pieniądze. –głos blondyna stał się zimny. Hermiona poczuła lodowatość wypływającą z jego ust. -To prezent dla mojego syna. –dodał. Serce brunetki ścisnęło się, słysząc słowa Dracona. Pierwszy raz miała okazję usłyszeć, jak mężczyzna mówi o Andrew „mój syn”. Nie chciała płakać. Nie mogła znowu pokazać mu, jak ta sytuacja na nią wpływa.
-Chcesz to zatrzymać, Andrew? –zapytała chłopca, nie mając innej możliwości.
-Tak! –krzyknął i przytulił ją, po czym zrobił to samo z Draconem. –Dziękuję, plose pana. –ciało mężczyzny owładnęło uczucie żalu, którego nie powinien czuć. Nie powinien się dziwić, że chłopiec powiedział do niego per pan. W końcu go nie znał.
    Draco próbował się przyjaźnie uśmiechnąć, lecz nie wyszło mu to, witając na twarzy grymas niezadowolenie. Hermiona nie wiedziała co powinna zrobić. Nie mogła poprawić Andrew, ponieważ to tylko dziecko. Nie znał Dracona przez tyle lat, więc nie jest dziwne, iż nie zwrócił się do niego bezpośrednio „tato”. Myślała, że zaraz połamie sobie palce, wyginając je w geście zdenerwowania.
-Cieszę się. –po chwili niezręcznej ciszy, Draco zwrócił się do Andrew, podchodząc do niego i głaszcząc go delikatnie po włosach. –Nie zepsuj go. –udało mu się szczerze uśmiechnąć i odwrócił się w stronę Hermiony. –Musze już wracać, ale prawdopodobnie zobaczymy się za tydzień. –przywołał zaklęciem kurtkę, nie będąc pewnym, czy będzie chciał znowu tu wrócić.
-Jasne. –odparła, zastanawiając się, jak to wszystko będzie wyglądać za tydzień.
    Odprowadziła blondyna do drzwi. Stali tak przez chwilę, nie wiedząc co powiedzieć. W końcu Draco spojrzał w jej oczy i uśmiechnął się tak, jak miał w zwyczaju za czasów szkolnych. Hermionę sparaliżował dreszcz, gdy blondyn ujął jej rękę.
-Do zobaczenia. –szepnął, ale nie pocałował wierzchu jej dłoni tylko lekko nią potrząsnął. Obudziło to lekko oszołomioną Hermionę, która powtórzyła gest blondyna. W głębi serce była zawiedziona, że Draco nie dotknął ustami jej skóry.
    Andrew pomachał Draconowi, gdy ten krzyknął imię chłopca. Blondynek wprost nie mógł oderwać wzroku od latającej piłeczki.
-Do zobaczenia. –brunetka stanęła w progu, patrząc, jak Draco się teleportuje. Oparła się o framugę i skarciła się za to, że tak myślała o byłym Ślizgonie. Nie powinna chcieć poczuć jego ust na swoich. Nie powinna chcieć, by został. Powinna traktować go, jak ojca Andrew. Nikogo więcej.
    Zamknęła drzwi na klucz i dosłownie padła na sofę, którą jakiś czas temu zajmował Draco. Czując niesamowite zmęczenie i chęć położenia się w wygodnym łóżku, szybko wstała i poszła przyszykować kąpiel dla Andrew.

    Draco obudził się następnego dnia pełen zaskakująco dużej energii. Nie miał zielonego pojęcia, co nim owładnęło, lecz widocznie jego umysł nie chciała przygnębiać go wczorajszą kolacją.
Pojawił się w domu Blaise’a jakąś godzinę później, oznajmiając, że ma świetny pomysł.
-Zakupy świąteczne? Ale po co? –zapytał czarnoskóry, patrząc na Dracona, jak na chorego psychicznie.
-Za niedługo Święta. –odpowiedział Draco dobitnie. Przecież to takie oczywiste.
-Ale ty nigdy, powtarzam NIGDY, nie robisz zakupów świątecznych. Nawet Astoria nie dostaje od ciebie prezentu, a co dopiero ja! –wyraz twarzy Blaise’a rozśmieszył blondyna, znowu nie wiedząc dlaczego. Po prostu czuł się tak, jakby połknął Felix Felicis.
-Daj spokój, Zabini! Tegoroczne Święta będą inne! –wyszczerzył się, podążając do wyjścia. –Idziesz, czy nie? –Blaise mruknął pod nosem kilka przekleństw w stronę przyjaciela i użalając się nad swoim marnym losem, ruszył za Draconem.
    W mugolskim centrum handlowym znaleźli się kilka minut później. Doszedł do nich Teodor, który w porównaniu do Blaise’a był zadowolony z pomysłu Dracona.
-Nie wierzę, że ty też ogłupiałeś. –warknął na bruneta kiedy ten oznajmił, że chociaż Boże Narodzenie dopiero za miesiąc, mogą poszukać prezentów.
-Widziałeś kiedyś takiego Draco? –zapytał, chcąc poprawić Blaise’owi humor.
-Nie, dlatego mnie to irytuje.
-To ty zawsze byłeś tym szalonym. Czyżbyście zamienili się miejscami? –Blaise podniósł prawą brew, dając do zrozumienia, że to głupie stwierdzenie.
-Za nic w życiu nie zamieniłbym się mózgami z Malfoyem. Musiałbym się użerać z Greengrass, a to gorsze od kupowania bombek na tę śmieszną choinkę. –Teodor wzruszył tylko ramionami, patrząc na wchodzącego do sklepu Dracona. -Chodźmy, bo się jeszcze zgubi. –dodał Blaise, przyspieszając.
    Wyszli ze sklepu z dekoracjami świątecznymi po, jak stwierdził Blaise, najgorszej godzinie życia. Nie wiedział, co wstąpiło w Malfoya, ale nie pasowało mu to. Nie to, żeby nie chciał, by przyjaciel zaczął cieszyć się życiem, ale to do niego nie podobne.
    Ruszyli dziarskim tonem do wyjścia, gdy natknęli się na Hermionę, Ginny i Harry’ego. Cała szóstka stanęła naprzeciwko siebie, jak w jakimś konkursie tanecznym. Draco zrejestrował wszystkich wzrokiem, szukając Andrew, którego nigdzie nie było.
-Kogo moje arystokratyczne oczęta widzą! –zawołał Blaise, sprawiając, że babcia, która koło nich przechodziła skarciła go swoim wzrokiem.
-Tak, Zabini. Nie musisz wszystkim przypominać z jak wspaniałej rodziny pochodzisz. –warknęła Ginny, wywracając oczami.
-Przestań mi pochlebiać Weasley, bo pomyślę, że mnie podrywasz. –oczy Harry’ego niebezpiecznie się zwęziły.
-Ciebie? Chyba w twoich snach, czarnuchu. –warknęła, łapiąc Harry’ego za rękę.
-Witaj, Hermiono. –odezwał się Teodor, uśmiechając się.
-Cześć. –brunetka odwzajemniła uśmiech, poprawiając torbę pełną bombek i innych świątecznych dekoracji.
-Gdzie Andrew? –wypalił Draco, widząc, jak Teodor otwierał usta, by zapewne skomplementować byłą Gryfonkę.
    Hermiona wbiła w niego zdziwiony wzrok, doszukując się wszystkiego, co najgorsze. Ostatniej nocy postanowiła zapomnieć o tym, że cokolwiek ich łączyło. Andrew odzyska ojca, ale sama nie chce drugi raz wchodzić do tej samej rzeki. Draco przecież miał narzeczoną, z którą zamierza się pobrać.
-Z moimi i Ginny rodzicami. –odpowiedziała i odwróciła wzrok w stronę Blaise’a. –Nie myślałam, że kiedykolwiek zobaczę waszą trójkę w mugolskim centrum handlowym. Na dodatek robiących zakupy świąteczne. –uśmiechnęła się kpiąco, dając im do zrozumienia, że siódma klasa dawno się skończyła.
-Cóż... –zaczął Blaise, patrząc na zdenerwowanego Dracona. –Nasz przyjaciel dostał nagłego olśnienia i postanowił ubrać choinkę. –Hermiona nie potrafiła zapanować nad śmiechem, który niespodziewanie wydostał się z jej ust. Wszyscy przyglądali się jej z zainteresowaniem. Jedynie Draco zrobił się czerwony z jeszcze większej złości i wystawił w jej stronę wskazujący palec.
-NIE. WAŻ. SIĘ. ZE. MNIE. ZNOWU. ŚMIAĆ. –wycedził.
-Oh, Malfoy. –udała, że ściera łzę rozbawienia. –To dzięki Andrew? –zapytała łagodząc ton głosu.
    Blondyn znowu poczuł żal, który zawładnął nim pod koniec wczorajszego spotkania. Chciał obdarzyć brunetkę wyniosłym spojrzeniem, ale oczy Hermiony były pełne szczęścia i… współczucia.
-Możliwe. –odpowiedział i wzruszył ramionami. –Pozdrów go ode mnie. –dodał i ominął trójkę byłych Gryfonów, nie czekając na Teodora i Blaise’a.
-Ślizgon zawsze pozostanie Ślizgonem. –mruknął Harry i ruszył razem z Ginny do sklepu z zabawkami.
-Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. –Teodor ujął dłoń Hermiony i delikatnie ją ucałował. W tej chwili jej plany, mające na celu zapomnienia o uczuciu, którym darzyła niebieskookiego arystokratę, wyparowały, ponieważ chciała, by to Draco ją tak pożegnał.
-Pewnie. –postarała się szczerze uśmiechnąć. Blaise machnął dłonią i razem z oglądającym się za siebie Teodorem, szybkim krokiem ruszył w stronę wyjścia.


*
Minęły 2 tygodnie od dodania ósmego rozdziału. Ta przerwa dała mi wiele do myślenia i do dopracowania tej części. 
Ogólnie zasmucił mnie fakt, że pojawiło się tak mało komentarzy pod poprzednią notką... Nie. Nie chodzi tutaj o ilość, a o jakość. Tego się trzymam, ale zadałam sobie dwa, konkretne pytania: "Czy ten rozdział naprawdę był taki nudny?" oraz "Czy ta historia nie jest za banalna?".
Oczywiście, nie każdy rozdział musi być pełen akcji, nie sądzę by w tym opowiadaniu tak było, ale przysięgam, że kolejne rozdziały nie będą monotonne. Trzeba się najpierw rozkręcić :D
Wkładam w tą historię wiele serca i miłości do każdego z bohaterów, ponieważ to moje pierwsze Dramione. Piszę je też dla siebie, dla oderwania się od szarej rzeczywistości.
Wiecie, że komentarze i opinie sprawiają, że "pisarz" się uśmiecha i ma o wiele większe chęci, gdy wie, że jego praca się czytelnikom podoba. Dlatego chciałabym, by każdy kto czyta tego bloga wyraził swoją opinię i sugestie, nawet w jednym zdaniu. To nie zajmuje dużo czasu, a jaką szczęśliwą mnie czyni :)
Mam w zanadrzu jakieś 5 pomysłów na kolejne Dramione, które dopracowuję, więc na pewno nie stracę zapału, dopóki będę widzieć i wiedzieć, że moje "zdolności" pisarskie komuś się podobają :)
Chciałabym, by ten rozdział spodobał się Wam i zachęcił do dalszego śledzenia losów Hermiony, Draco i naszego kochanego Andrew :) Jak już napisałam wcześniej, kolejne rozdziały będą coraz ciekawsze... tak sądzę xd A ten zajął mi 8 stron Worda, czyli najwięcej, jak dotąd udało mi się napisać :)
Pozdrawiam,
Devonne.