piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział drugi

    Hermiona wypełniała w spokoju papiery, gdy do okna zastukała ciemnobrązowa płomykówka. Brązowowłosa szybko podeszła do okna, wpuszczając sówkę do pomieszczenia. Ptak usiadł na biurku kobiety i czekał aż podejdzie odebrać list, a że kobieta sądziła, iż wiadomość jest od Ginny, szybko odpięła zawiniątko od nóżki sówki. Ta od razu odleciała.
    Po przeczytaniu pierwszego zdania, mogła spokojnie odetchnąć, ponieważ list na pewno nie był napisany przez jej rudowłosa przyjaciółkę. Ze skupieniem zaczęła czytać zawartość wiadomości.

Droga Hermiono!
Minęły cztery lata odkąd przestałyśmy ze sobą rozmawiać. Jest jednak powód, dla którego do Ciebie piszę. Muszę przyznać, że nigdy nie myślałam, iż jeszcze kiedykolwiek się do siebie odezwiemy, czy spotkamy, ale myślę, że nie długo ta chwila nadejdzie. Wiem, to brzmi tajemniczo, ale chcę Cię poprosić o spotkanie, gdy dostaniesz list z pieczątką Malfoyów. Pewnie już teraz zadajesz sobie pytanie "O co Ci dziewczyno chodzi?". Doskonale Cię rozumiem, sama bym tak zareagowała. Wiem, że nie chcesz wracać do tego co zdarzyło się w ostatniej klasie, ale niestety ten temat musiałabym w naszej rozmowie poruszyć. Proszę, nie zrażaj się, chcę tylko z Tobą porozmawiać najszybciej jak się da! A gdybyś w przeciągu tygodnia nie dostała żadnego listu od tej zacnej rodziny, napisz do mnie. To bardzo ważne! Nigdy nie będziemy w tak dobrych stosunkach w jakich jesteś z Ginny i Harrym, ale wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Nawet po tak długiej ilości oddzielnego czasu.
  Serdecznie pozdrawiam, Pansy Parkinson.

    Przeczytała wiadomość kilka razy, nadal nie mogąc uwierzyć, że była Ślizgonka napisała do niej list. Minęły ponad cztery lata odkąd zerwały wszelkie kontakty. Pansy miała rację, o co jej chodziło? Po co miałaby dostać list od rodziny, która nią gardziła? Od rodziny chłopaka, który ją tak łatwo porzucił? Nie chciała do tego wracać, ale wszystkie wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą.
    Stała jak w amoku, nie zdając sobie sprawy, że zatraciła się we wspomnieniach przez dość długi czas. Obudziło ją pukanie do drzwi. Włożyła kawałek pergaminu do książki, leżącej na biurku, szybko poprawiając niewidzialne zgniecenie na granatowej spódnicy.
-Proszę! -zawołała, siadając na swoim codziennym miejscu.
-Cześć Hermiono! -do jej biura wpadł rozpromieniony Harry Potter.
-Harry? -zapytała zdziwiona. -Co ty tutaj robisz? Miałeś wrócić dopiero jutro.
-Skończyliśmy wszystko w ekspresowym tempie. Mam całe popołudnie i wieczór wolny. Chciałem Cię zaprosić do nas na kawę.
-To miłe z twojej strony, ale siedzę tutaj do osiemnastej. -wskazała na leżące przed nią papiery.
-To zostaniesz u nas na kolacji. Zrobimy Ginny niespodziankę! -klasnął w dłonie.
-Prędzej ja i Ginny zrobiłybyśmy ci niespodziankę, ponieważ twoja dziewczyna zajmuje się do wieczora Andrew. -uśmiechnęła się lekko.
-To jeszcze lepiej! -uśmiech na jego twarzy się powiększył. -Pokażę mu tą małą miotełkę, którą kupiłem dla mojego przyszłego syna!
-Tak, Ginny mi o niej mówiła. -brunetka cicho się zaśmiała. -Ty naprawdę chcesz już mieć dziecko? I masz stuprocentowe przeczucie, że to będzie syn?
-No jasne! I to nie jest przeczucie! Ja to wiem! -Hermiona znowu się zaśmiała, tylko o wiele głośniej.
-To starajcie się o brzdąca, starajcie się. Tylko muszę ci powiedzieć, że, gdy dwoje rodziców pracuje jest problem z wychowaniem. Wiem to ze swojego doświadczenia.
-Jestem Harry Potter. Zawsze dam radę. -wypiął dumnie pierś. -A ty wiesz, że masz nas.
-Doskonale o tym wiem, tylko, gdyby nie to zwolnienie, które ma teraz Ginny, Andrew by teraz siedział razem z moimi rodzicami. Co nie jest złe, bo dziecko potrzebuje dziadków, ale oni niech też mają od czasu do czasu jakiś spokój.
-Cieszmy się jak na razie chwilą! Gdy skończysz pracę, od razu pojaw się u nas. Wszyscy zasiądziemy przy przepysznej kolacji zrobionej przez Ginny!
-Czyli przy zamówionej, mugolskiej Chińszczyźnie? -Hermiona zaśmiała się, widząc oburzoną minę przyjaciela.
-To w takim razie, przy jej wspaniale przyrządzonej kawie. -odpowiedział, wychodząc z pomieszczenia, po chwili wracając, by złożyć na jej policzku całusa na pożegnanie. Kobieta pokręciła głową, opisując tym roztargnienie swojego przyjaciela. 

    Draco już dawno pożegnał się Blaisem, który udał się do Ministerstwa Magii. Nie chciał się narażać szefowi, ponieważ za często nadużywa swojej posady, po prostu nie pracując. Jego przyjaciel ma ciepłą posadkę w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, ale że praca tam zaczyna go nudzić, zaczął "wpadać" w odwiedziny do blondyna, przynajmniej dwa razy w ciągu dnia. Theodore zaproponował czarnoskóremu założenie spółki, ale na razie nie wiadomo czym by się zajmowali. Chcieli wkręcić w to Dracona, który jak na razie, nie chce zakładać z nimi firmy. Spojrzał na zegarek, znajdujący się na jego prawym nadgarstku i westchnął, zdając sobie sprawę, że za trzy godziny wróci do swojej wspanialej narzeczonej.
    Postukując palcami o ciemny blat biurka, zastanawiał się jak to możliwe, że nic nie zrobił ze swoim życiem. Nadal znajdował się pod pantoflem ojca, który z taka łatwością organizuje mu życie. Przecież jest asertywnym mężczyzną, który umie o siebie zadbać. Sam na siebie zarabia i tak naprawdę nie potrzebuje pieniędzy ze skarbca ojca. Mógłby wszystko i wszystkich olać i wyjechać za granicę, ale tutaj ma świetną pracę i matkę, która, bądź, co bądź, chce dla niego jak najlepiej.
    Potarł dłonią twarz, wyrażając tym swoją bezsilność i dokończył podpisywanie dzisiejszych papierów.
    Po godzinnej męczarni postanowił dać sobie na dzisiaj spokój, oznajmiając recepcjonistce, iż dzisiaj szybciej kończy. Wyszedł ze szpitala, wdychając jesienne, zimne powietrze. Na początku chciał po prostu wrócić do siebie i zrelaksować się przy Ognistej Whiskey, ale postanowił odwiedzić swojego czarnoskórego przyjaciela w pracy, łamiąc swoją zasadę "Nie zbliżania się do Ministerstwa Magii". W końcu, jeżeli on niespodziewanie wpada do niego w "odwiedziny", to on też może.
    Teleportował się za zakrętem, znajdującym się niedaleko czerwonej budki telefonicznej, która była wejściem dla gości. Po kilku minutach znalazł się w zatłoczonym pomieszczeniu, pełnego kilkudziesięciu czarodziejów i czarownic. Szybko znalazł windę, wtapiając się w tłum.
-Draco! -w jego kierunku biegł wysoki, brązowowłosy mężczyzna. Wpadł do windy jak strzała.
-Theo? Ty? W Ministerstwie? -blondyn zaśmiał się.
-O to samo mogę spytać ciebie. -Theodor podniósł lewą brew. -Pewnie idziesz do Blaisea?
-Wpadłem na genialny pomysł, by mu poprzeszkadzać. -nacisnął na guzik z cyfrą pięć.* -A, ty? Co tutaj robisz?
-Przyszedłem po kilka papierów. Inaczej nie założę firmy. -pokazał na dwie teczki, które trzymał w ręku.
-No tak. A teraz gdzie cię niesie?
-Tam gdzie ciebie. -zaśmiał się.
    Winda zatrzymała się na drugim poziomie, zapraszając do siebie dwóch czarodziejów i jedną czarownicę. Draco zatrzymał swoje spojrzenie na niewysokiej brunetce, szukającej czegoś w swojej teczce. Blondyn miał nieodparte wrażenie, iż skądś znał tą figurę i te włosy, ale za nic nie mógł sobie przypomnieć skąd. Wzruszył niedbale ramionami i wrócił do rozmowy z przyjacielem.

    Hermiona szybkim krokiem zmierzała do windy, która zatrzymała się akurat, gdy zamykała biuro. Nie zważając na to, że znajduje się w windzie z samymi mężczyznami, zaczęła niedbale szukać dokumentu, który musiała szybko zanieść do departamentu Międzynarodowego Urzędu Prawa Czarodziejów. Zdenerwowana i zmęczona dzisiejszym zabieganym dniem, nie zauważyła spojrzenia pewnego przystojnego blondyna, który kompletnie nie zdawał sobie sprawy z kim znajduje się w tym samym pomieszczeniu. Tak samo jak ona.
    Gdy maszyna zatrzymała się na ubłaganym piętrze, ona, jak i dwójka mężczyzn wyszli razem na korytarz, zmierzając w odmienne kierunki. Delikatnie zapukała do drzwi, które otworzył jej mężczyzna około czterdziestki.
-Witam panno Granger. -uśmiechnął się uprzejmie. Hermiona odwzajemniła ten gest.
-Dzień dobry. Przyniosłam teczkę z dokumentami, które pan potrzebował. Wszystko co miałam wypełnić, zostało zrobione. -podała mu ciemnogranatowa teczkę, którą z wdzięcznością przyjął.
-Dziękuje ci bardzo. Wiem, że to nie należy do twoich obowiązków, ale ręka kogoś kompetentnego bardzo mi była potrzebna. -uśmiechnął się, tym samym, dziękując za jej pomoc.
-Rozumiem. -znowu odwzajemniła gest mężczyzny i podeszła w stronę drzwi, uprzednio odwracając się ostatni raz do mężczyzny, -Gdyby pan potrzebował pomocy i nie miałabym tak dużo pracy, proszę się do mnie zwrócić.
-Z największą przyjemnością. -odpowiedział, pozwalając jej wyjść z jego biura.
    Znajdując się przy drzwiach pomieszczenia, w którym pracowała usłyszała głos, mówiący jej imię.
Odwróciła się, przeżywając szok, ponieważ przed nią stał sam Theodor Nott. Przyjaciel jej byłego chłopaka i ojca jej dziecka. Otworzyła usta by coś powiedzieć, ale nic konkretnego nie mogło wydobyć się z jej gardła.
-Przepraszam, pewnie jesteś zdziwiona moją obecnością. -powiedział, zauważając jej zdezorientowaną minę. -Nie przeszkadzam? -Hermiona cicho odchrząknęła, wyjmując klucze z kieszeni czarnej marynarki.
-Nie chcę być niegrzeczna, ale niestety tak. Mam jeszcze dużo do zrobienia. -starała się, by nie wyjść na niegrzeczną, ale chyba jej to nie wyszło, ponieważ Theodor wyglądał na lekko przybitego.
-Chciałem tylko się przywitać i zapytać co u ciebie słychać. -uśmiechnął się lekko, czego Hermiona nie przyjęła z takim entuzjazmem, o jaki brunetowi chodziło.
-Jest okej, a teraz naprawdę, nie chcę być nie miła, ale -urwała na chwilę dobierając dokładnie słowa. -Co cię nakłoniło do zaczęcia ze mną rozmowy? Czy my się przypadkiem nie lubiliśmy? -zapytała z lekka irytacją w głosie.
-Co prawda, to prawda. -uśmiechnął się, ciesząc się, że kobieta w ogóle chce z nim rozmawiać. -Nie darzyliśmy się jakimś szczególnym uczuciem, ale przecież się tolerowaliśmy. -przypomniał jej te wszystkie docinki, które kierował w jej stronę, gdy dowiedział się, że jego najlepszy przyjaciel zakochał się w czarownicy mugolskiego pochodzenia.
-Ja starałam się tolerować twoje chamskie aluzje kierowane w moją stronę, ale nie przypominam sobie, żebyś ty się jakkolwiek hamował. -wytknęła mu, otwierając drzwi.
-Byłem głupim szczeniakiem. -uśmiechnął się szczerze, wyciągając do niej rękę. -Witam, nazywam się Theodore Nott. Pani mnie kiedyś znała, ale wolałbym gdyby pani o tamtym chłopaku zapomniała. -Hermiona spojrzała na niego z nie dowierzaniem, ale i lekkim rozbawieniem.
-Niech pan zda sobie sprawę, że już dawno o panu i pańskich przyjaciołach zapomniałam. -"zgasiła" go i zaśmiała się cicho, widząc jego zdezorientowaną minę.
-Tak więc. -chrząknął, ukrywając swoje zmieszanie. -Nie mam do pani o to pretensji.
-Ciesze się. -odpowiedziała, nie wiedząc o co temu człowiekowi chodziło i po co do niej podszedł. Nastała kilkusekundowa cisza, którą postanowił przerwać brunet.
-Jeżeli jest pani tak bardzo zajęta, to nie chcę pani przeszkadzać. Do zobaczenia, panno Granger.
-Dziękuję za zrozumienie. -uśmiechnęła się lekko, by nie uznał, że jest niekulturalna i dodała. -Do widzenia, panie Nott.
-Miło było znowu panią zobaczyć. -ukłonił się lekko i odszedł, zostawiając Hermionę z jeszcze większym bólem głowy.

*
Postanowiłam dodać rozdział dzisiaj, ponieważ mam świetny humor i właśnie zaczyna się Harry Potter i Insygnia Śmierci Część 1 na TVN :D Oto drugi rozdział, który nie dawał mi spokoju przez kilka dni. Nie wiem co mnie naszło z tą końcówką, ale mi tam się podoba. Chciałam opisać spotkanie Theodora i Hermiony trochę później, ale nie chciałam za bardzo przedłużać ;) Tak, to niezręczne spotkanie będzie miało duży wpływ na rozwój akcji.
*Departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów znajduje się na V piętrze/poziomie.

sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział pierwszy

    Brązowowłosa kobieta spojrzała na zegar, który wskazywał godzinę siódmą trzydzieści. Miała jeszcze dużo czasu, by stawić się w pracy, ale szybko dopiła swoją ulubioną kawę i ubrała szary, jesienny płaszcz. Jej głowa od razu zwróciła się w stronę schodów, z których dochodził krzyk małego dziecka. Kobieta pobiegła w tamtą stronę, po drodze, dopinając beżowe kozaki na małym obcasie.
-Kochanie, ty moje! Mówiłam, że masz sam nie schodzić! -poprawiła chłopczykowi niedopiętą koszulkę i złapała malucha za rączkę. -Mamusia nie chce, by przydarzyła ci się krzywda. -uśmiechnęła się do swojego synka, głaszcząc jego policzek.
    Gdy znaleźli się w przedpokoju, z którego przed kilkoma minutami wybiegła brunetka, ubrała małego blondynka w granatową, przeciwdeszczową kurteczkę i tego samego koloru kaloszki. Wyszli z mieszkania, udając się do pobliskiego parku.
-Hermiona! -brunetka odwróciła się w stronę wołającej ją rudej kobiety.
-Ginny! -Hermiona podeszła do uśmiechniętej przyjaciółki, od razu ją przytulając. -Na pewno jesteś pewna, że chcesz zająć się Andrew? Nie chcę sprawiać ci kłopotów.
-Oczywiście, że tak! Mam dwutygodniowe zwolnienie, a dzięki temu małemu zbójowi będzie mi raźniej. -delikatnie pochyliła się w stronę blondynka i pogłaskała go po główce. -Jak się masz mój chrześniaku? Pożyczymy od wujka Harryego tą mini miotełkę, którą trzyma dla swojego przyszłego syna. -chłopczyk się uśmiechnął. -Wiesz, Harry cały czas pracuje. -dodała, patrząc na Hermionę. -Nie przeszkadzało mi to dopóki miałam dyżuru w Mungu, ale teraz jest w domu pusto, dlatego z chęcią spędzę te popołudnia z twoim maluchem. -szczerze się uśmiechnęła.
-Jestem ci do zgodnie wdzięczna! Jakbyś zmieniła zdanie, to mały zostanie u moich rodziców, albo poprosimy Harryego. Przecież lubi Andrew.
-Oh, przestań! Kocham małego tak jakby był moim synkiem, a ty mi tutaj marudzisz! -Ginny skarciła przyjaciółkę. -Damy radę, a Harry to Harry. -machnęła ręką. -Zwolnienia macieżyńskiego przecież nie dostanie.
-Skąd to możesz wiedzieć. -brunetka wzruszyła ramionami, tym samym, wywołując śmiech swojej rudej przyjaciółki.
-O której masz być w pracy? -Ginny spytała, gdy opanowała chichot.
-O ósmej, ale muszę jeszcze wrócić do mieszkania, by dostać się do Ministerstwa.
-Możesz na chwilę wpaść do nas i stamtąd udać się do pracy. -zaproponowała Ruda, na co Hermiona z chęcią się zgodziła.
-Tak w ogóle, to jak chcesz się dostać do Doliny Godryka? Z Londynu to kawał drogi, a nie chce by Andrew się teleportował.
-Rozumiem. Chyba musimy zawołać Błędnego Rycerza. -obydwie kobiety zrobiły niezadowolone miny.
-Lyceza?* -Andrew się nagle ożywił, a jego niebieskie oczy, odwiedziły iskierki ciekawości. -Cocia zna lyceza? -zapytał, ciągnąc entuzjastycznie Ginny za rękaw kurtki.
-Mogę cię zapoznać z pewnym rycerzem, gdy dojedziemy do mnie do domu. Teraz pojedziemy pewnym autobusem, o którym razem z mamą opowiemy ci podczas jazdy. -odpowiedziała małemu, po czym zwróciła się do Hermiony. -Aż mi żołądek podchodzi do gardła, gdy mówię o tym autobusie. -skrzywiła się. -Niestety, nie damy rady inaczej się tam dostać. -brunetka pokiwała ze zrozumieniem głową, a Ginny machnęła różdżką.
    Po bardzo szybkim i niewygodnym dojeździe do Doliny Godryka, cała trojka znalazła się w ciepłym salonie Ginny i Harryego. Hermiona rozebrała swojego synka z kurtki i kaloszy i zaprowadziła go na miękką sofę.
-Zrobić ci kawy? -zawołała Ginny z kuchni.
-Nie dziękuje. Wypiłam przed wyjściem.
-A ty, kochanie? Chcesz piciu? -rudowłosa podeszła do blondynka.
-Chcę socek pomalańcowy. -odpowiedział i po chwili Ginny podała Andrew kubek.
-Będziesz grzeczny? Mamusia musi iść do pracy, ale wieczorem po ciebie przyjdę. -mały energicznie pokiwał główką, sprawiając, że wylał trochę soku na swoje spodenki. Kobiety cicho się zaśmiały. Hermiona wytarła plamę na spodenkach Andrew i pocałowała go w policzek. -Gdyby coś się stało, wyślij sowę i się nie przejmuj. -zwróciła się w stronę Ginny, poprawiając płaszcz.
-Jasne. -uśmiechnęła się ciepło, dając przyjaciółce znak, żeby się nie martwiła. Brunetka pomachała synkowi i Ginny, po czym wzięła garść proszku, weszła do kominka i krzyknęła "Ministerstwo Magii". Jeszcze zdążyła usłyszeć jak jej synek pyta Ginny, gdzie jest ten obiecany rycerz.

   Przystojny, blond włosy mężczyzna siedział przy swoim dębowym biurku, czytając zawartość teczki, należącej do jednego z pacjentów. Pracując w św. Mungu od czterech lat, nie spotkał się jeszcze z tak trudnym do uleczenia przypadkiem. Oczywiście, praca w dziale Urazów Pozazaklęciowych, nie była łatwa, ale tego od zawsze chciał. Ministerstwo zaproponowało mu pracę Aurora, ale nie zgodził się. Miał swoje marzenia, które nie wiązały się z Ministerstwem Magii, Biurem Aurorów oraz Harrym Potterem i jego rudym giermkiem. Niby podał przyjacielską dłoń Potterowi i Weasleyowi, ale nigdy nie czuł, że to coś zmieni.
    Po skończonej papierkowej robocie, podszedł do okna. Szare chmury zasłaniały niebo, a lekkie promienie słoneczne, starały się przedrzeć przez tą gęstą, szarą barierę. Mężczyzna westchnął, ponieważ pogoda odzwierciedlała jego humor. Starał się pomóc panu Harborne, tym samym, ciężko pracując jako zastępca działu. Do tego, jego narzeczona, Astoria, cały czas marudziła na temat ślubu, wszystko ustalając bez niego. Nie mógł uwierzyć, że to ona była pierwszą i "najlepszą" kandydatką na przyszłą panią Malfoy. Nie była brzydka, była bardzo ładną kobietą i na swój sposób inteligentną.
    Pamiętał, jak dwa lata temu jego ojciec zaprosił rodzinę Greengrass na jakieś ogromne przyjęcie, które miało na celu po prostu zeswatać ich dwoje. Od razu się domyślił o co chodziło, więc poprosił o pomoc Blaisea i Theodora, którzy wyciągnęli go stamtąd pod pretekstem pomocy w ich wspólnym biznesie. Jaka była mina Malfoya Seniora, gdy blondyn wrócił następnego dnia do Malfoy Manor z nowiną, że kupuje dom za własnoręcznie zarobione pieniądze. Niestety, jego niezależność nic nie dała, bo codziennie widywał Astorię w św. Mungu. Po jakimś czasie kobieta poprosiła o spotkanie, a jak na dżentelmena przystało, Draco się zgodził. Po kilku randkach, zaczął tolerować brunetkę, która nie okazała się taką idiotką za jaką miał ją w szkole. Może to przez jej siostrę, Dafne, której wiedza na jakikolwiek temat nie była więcej oceniana niż na Nędzny. 
    Kiedy się jej oświadczył? Chyba czternastego lutego, rok temu. Akurat jej rodzina wydała Bal Walentynkowy, który zapewne był urządzony z powodu zaręczyn, o których "nie mieli pojęcia". Oświadczyny zaplanowane w stu procentach, małżeństwo zaaranżowane, a jego wolność ograniczona do maksimum. Tak, jak chciał ojciec. I chociaż Draco posiada twardy charakter i nie chce nikomu się podporządkowywać, nie miał wyjścia. Co się stało, to się nie odstanie. 
    Osoby, które idealnie go rozumieją to Blaise Zabini i Theodore Nott, którzy podczas tych dwóch lat starali się go wyciągnąć z tak zwanego przez nich "bagna". Żebyście wiedzieli co ci dwaj, szaleni mężczyźni wymyślali. 
-Panie Malfoy, pan Zabini do pana. -w drzwiach pojawiła się niewysoka, czarnowłosa kobieta, za którą stał jego czarnoskóry przyjaciel z poważnym wyrazem twarzy. To do niego nie podobne. Pomyślał blondyn, dziękując kobiecie za sprowadzanie Zabiniego. 
-Co cię sprowadza do mojej pracy, Blaise? -zapytał, gdy drzwi za recepcjonistką się zamknęły. 
-Astoria i jej wspaniała siostra. -tyle wystarczyło, by zrozumieć, dlaczego mina Zabiniego nie przypominała jego właściciela.
-Co znowu? Nie przywieźli na czas katalogu z ciastami, czy jedna z pięćdziesięciu sukienek nie pasuje do jej makijażu? -już się przyzwyczaił do tych "weselnych problemów" jego narzeczonej. 
-Kazała mi załatwić jakiś amerykański zespół i tancerki z Rio de Janerio. -usiadł przy biurko Dracona. -Czy ona nie za bardzo przesadza? To tylko ślub! Może jeszcze przebierze mnie i Theo w słitaśne fioletowe garniturki, żebyśmy pasowali do jej druhen! Rozumiesz to?! Fioletowy i ja?!
-Tobie wszystko pasuje Blaise. -Draco zaśmiał się szczerze. -Ale te tancerki to nie jest zły pomysł. Popatrzylibyśmy sobie i w ogóle. -puścił do niego oczko i zaśmiał się cicho, widząc błysk w oku czarnoskórego. 
-Może to jednak nie jest zły pomysł. -Blaise zaśmiał się. -Mogę je załatwić na twoją imprezę kawalerską, którą razem z Theo szykujemy. No, chyba, że nadal nie chcesz tego ślubu. 
-Tyle razy próbowaliście coś zrobić i się nie udało. Ja dawałem jasno do zrozumienia, że nie chcę takiego małżeństwa i co? I gówno, stary. -odpowiedział niezadowolony.
-Przeczuwam, że coś się stanie i nie będziesz musiał w przyszłości zapładniać panny Greengrass. -Draco podniósł prawą brew.
-Ty masz jakieś wewnętrzne oko, czy co? Jak Trelawney? -blondyn parsknął śmiechem, po czym zawtórował mu jego przyjaciel.

* 
Witam Was wszystkich serdecznie! Mam nadzieję, że przeżyliście podczas czytania pierwszego rozdziału ;) Chcę Wam BARDZO podziękować za komentarze pod prologiem, które sprawiły, że szczerzyłam się, jak głupia do ekranu telefonu i komputera! Mogę jeszcze dodać, że skakałam po pokoju, ale tego nie musieliście wiedzieć xd Wątek, za który się wzięłam nie jest łatwy, aby zrobić z niego ciekawą historię, ale chcę podołać tej "misji" :D
Co mogę jeszcze napisać... to moje pierwsze Dramione, więc nie chcę siebie i nikogo zawieść i chciałabym, żebyście z przyjemnością czytali i śledzili tą historię :) 
*seplenienie małego Andrew będzie pisane specjalnie z błędami c:
Przepraszam za wszelkie błędy gramatyczne i literówki. Muszę znaleźć jakąś wspaniałą betę, lub sama zająć się poprawkami :) 
Do następnego!
Devonne.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Prolog

    Pamiętam, jakby to było wczoraj. Wszyscy, którzy chcieli przyjechać odbudować Hogwart po bitwie, mieli stawić się na początku czerwca, na Peronie 9¾ o godzinie jedenastej.
    Jak zwykle usiadłam w przedziale razem z Harrym i Ronem. Po odjeździe ze stacji King's Cross, dosiedli się do nas Ginny, Neville i Luna. Okazało się, że wszyscy, którzy siedzieli w naszym przedziale, oprócz mojego najlepszego przyjaciela i mojego chłopaka, wracają we wrześniu, by dokończyć naukę w szkole Magii i Czarodziejstwa. 
    Gdy wszyscy znaleźli się przed ruinami zamku, zauważyłam kogoś, kogo nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś zobaczę. Nie po tym wszystkim w czym brał udział. Nie tutaj. Jego platynowe włosy odbijały się w blasku letniego słońca. Jego oczy, z nie znaną mi dotąd wrażliwością, wpatrywały się w zburzone mury naszej szkoły. Nie miał na sobie czarnego garnituru, jaki zwykł nosić na szóstym roku, ale nadal wyglądał elegancko. Ciemne, dżinsowe spodnie i czarna bluzka w serek, ukazująca jego świetnie wyrzeźbioną klatkę piersiową, dodawały mu, jak zwykle, poważnego i arystokratycznego wyglądu.
    Odbudowa trwała do dwudziestego szóstego sierpnia. W ciągu tych trzech miesięcy, gdy budowałam od nowa Howart, zburzyłam gruby mur dzielący mnie, a mojego największego wroga. W połowie pierwszego semestru zdradziłam swojego chłopaka z byłym Śmierciożercą. A w ciągu całej siódmej, ostatniej klasy, bardzo szybko zakochałam się w mężczyźnie, który odsłonił przede mną kawałek swojej prawdziwej twarzy.  
    Tego lata i ostatniego roku nauki, wydarzyło się coś, czego do końca życia powinnam sobie nie wybaczyć i żałować. Niestety, byłoby to okłamywaniem samej siebie.
    Nie, na pewno nie będę tego żałować. Wiem, że owy chłopak, którego niegdyś uważałam za nic niewartościowego gada, pokazał mi świat, o którym nie śniłam. Czuję, że nie tylko ja go zmieniłam. On zmienił mnie też. Przy Ronie nigdy nie odczuwałam tylu emocji na raz. Przy nim, świat wydawał się ciekawszy, jaśniejszy. Połączyło nas coś czego nie czułam od bardzo dawna. Prawdopodobnie, czego nigdy nie poczułam. 
    I chociaż czuję, całą sobą, że on też mnie pokochał, coś mi ten cały czas podpowiadało i podpowiada nadal, że to była zwykła gra. Że chciał odreagować tą całą wojnę i tą presję nakładaną na niego, przez jego rodzinę. Że byłam tylko odskocznią od jego napiętego i idealnie poukładanego, arystokratycznego życia. Bo, gdyby było inaczej, on by mnie nie zostawił. 
    Kilka tygodni po pamiętnej nocy z przystojnym blondynem, dowiedziałam się, że byłam w ciąży. Tak, ja Hermiona Jane Granger urodziłam i wychowuję dziecko Dracona Malfoya.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Bohaterowie

Hermiona Jane Granger

 
Draco Lucjusz Malfoy

Ginevra Molly Weasley

 
Blaise Zabini
Teodor Nott

Harry James Potter

Pansy Parkinson

Astoria Greengrass

Ronald Bilius Weasley

Ta historia

Tytuł: Dramione Wciąż Cię Kocham
Adres: www.dramione-wziaz-cie-kocham.blogspot.com
Autorka: Devonne
Tekst na belce: Tyle czasu minęło, a ja wciąż cię kocham.
Tekst w nagłówku: And I still love you.
Parring: Dramione
Czas i miejsce akcji: Czasy dorosłych bohaterów. Mugolski i magiczny Londyn. Dolina Godryka. Inne kraje Europy. Główni bohaterowie mają po dwadzieścia dwa lata. Gdy akcja się rozwinie, możliwe, że wiek postaci też się zmieni.
Data powstania bloga: 4 sierpnia 2013 r.
Piosenka przewodnia: Nickelback - I'd Come For You
Wideo przewodnie: draco+hermione | I'm always all for you.
( http://www.youtube.com/watch?v=ZDm_waDn3gw )

Dlaczego postanowiłam napisać to opowiadanie?
Czytałam kilka historii, w których Hermiona urodziła dziecko Dracona, a on o tym nie wiedział. Zdaję sobie sprawę z tego, iż stworzenie opowiadania, zawierającego ten wątek może być nudne, ale mam ciekawy pomysł. Mam ogromną nadzieję, że ta historia będzie oryginalna i się Wam spodoba. Jest to moje pierwsze opowiadanie gatunku Dramione, więc mam nadzieję, że nie zawiodę.